Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mało kto wie, jak naprawdę wyzwalano Piotrków. 18 stycznia 1945r. Niemcy w popłochu opuścili miasto.

Paweł Reising
Styczeń 1945. Rozbita kolumna wojsk niemieckich pod Moszczenicą
Styczeń 1945. Rozbita kolumna wojsk niemieckich pod Moszczenicą Fot. archiwum Pawła Reisinga

Wyzwolenie Piotrkowa Trybunalskiego spod okupacji w styczniu 1945 roku odbyło się w wyjątkowy sposób.

Potrafiło to docenić dowództwo Armii Czerwonej i radzieccy historycy. Natomiast lokalni publicyści i politycy, podobnie jak w latach PRL-u, wciąż fałszują prawdę historyczną.


Charakterystycznym przykładem jest cytat: "Piotrków został uwolniony od okupacji niemieckiej w wyniku styczniowej ofensywy wojsk radzieckich, które prowadząc działania od strony Sulejowa i Rozprzy zajęły miasto 18 stycznia 1945 roku.(...) Dzięki szybkiemu i zaskakującemu działaniu, miasto nie poniosło większych strat i zniszczeń. W walce o Piotrków zginęło około 1200 czerwonoarmistów". Okazuje się więc, że lokalni "historycy" tworzą fakty absurdalne i nielogiczne. Bo jeśli miasto zajęto szybkim, zaskakującym uderzeniem, jeśli obyło się bez poważniejszych walk, to jakim cudem zginęło aż 1200 żołnierzy, tylu co w dużej bitwie?!


15 stycznia 1945 roku na południe od Przedborza wojska radzieckie przekroczyły Pilicę. Piechota przeszła po lodzie, a czołgi przejechały w bród. Wiedziano, że Piotrkowie znajduje się silny garnizon. 


Mimo, że 17 stycznia był szary i mroźny, to na ulicach Piotrkowa panował wyjątkowy ruch. W mieście stacjonowało kilka tysięcy żołnierzy. Zajęte były wszystkie szkoły. Z braku kwater wojskowych rozmieszczano żołnierzy w prywatnych mieszkaniach, także na przedmieściach. Nocą chwycił mocniejszy mróz i zaczął padać śnieg. Jedni szykowali się do obrony, inni do wyjazdu, więc nie milkł warkot silników. 


Piotrkowianie dosyć mieli terroru, głodu i niepewności. Spodziewano się wkroczenia Armii Czerwonej. Wiedziano jednak, że Niemcy łatwo nie oddadzą miasta. Piotrków to ważny węzeł drogowy i kolejowy. Tutaj znajdowała się duża towarowa stacja kolejowa i lotnisko polowe. Dlatego Niemcy otoczyli miasto kręgiem umocnień polowych złożonych z paru linii rowów strzeleckich. Zakładano pola minowe. 


W mieście stacjonował silny garnizon składający się z dywizji "Brandenburg", 97. dywizji piechoty, pułku osłonowego "Ostland" i innych pododdziałów. Nie były to jednostki w pełnych składach osobowych, lecz gdyby doszło do otwartej walki, zniszczenia byłyby ogromne. Niemcy przed opuszczeniem miasta wysadziliby w powietrze ważniejsze budynki, mosty, wiadukty. Wieczorem do Piotrkowa przybyły dwie kolumny niemieckie przegnane z okolic Radomska i Kamieńska. W ślad za nimi ruszyła 52 brygada pancerna pod dowództwem ppłk. Ludwika Kurista. Skierowano się na Niechcice, Laski, Wygodę...


- Nawet z bliska - wspominał ppłk Kurist - trudno było odróżnić kształty przedmiotów. W przedzie drżały jasne krążki światła. Mogliśmy korzystać tylko z tylnych latarń czołgów.


Po trzech godzinach jazdy czołgi zwolniły przed wsią Bujny pod Piotrkowem. Zatrzymano się na skraju wsi, gdyż wiedziano, że tutaj mogą być Niemcy. Wysłano zwiadowców. Okazało się, że czterej mężczyźni przeprowadzili wcześniej bardzo dokładne rozpoznanie pozycji wroga. Mieczysław Gruchała, Andrzej Gawora, Władysława Żuber i Jan Adamski pracowali jako robotnicy rolni w majątku należącym do niemieckiej rodziny Wunsche. Teraz dokładnie wyjaśnili położenie Niemców, zaproponowali plan uderzenia i zgłosili się na przewodników. Wspólnie z ppłk Kuristem ustalili szczegóły działania.


Pancerny batalion podzielony został na trzy kolumny. Jedna ruszyła w lewo, ominęła Las Bujnowski, wsie Kargał Las i Rokszyce, aby wejść do miasta od zachodniej strony. Przewodnikami byli Gruchała, Gawora i Żuber. Adamski prawdopodobnie kierował atakiem na jednostkę stacjonującą przy pałacu w Bujnach.


- Posadzono mnie w pierwszym czołgu - opowiadał Władysław Żuber - obok dowódcy czołgu. Choć śniegu napadało, to jednak było prawie całkiem ciemno i mało co widać. Ci, których prowadziłem, mieli zrobić 16-kilometrowy półkrąg wokół miasta. Tam, gdzie było mniej niebezpiecznie, to siedziałem w czołgu. A gdzie było niepewnie, to zeskakiwałem i biegłem przodem. Żeby tamtędy przejechać, to inaczej nie dało rady, jak tylko ze znającym każdą ścieżkę.


Druga kolumna ruszyła w prawo, żeby uderzyć od strony Zalesic. Natomiast trzecia miała za zadanie związać w walce środek niemieckiej obrony. Za torami kolei warszawsko-wiedeńskiej skręciła w lewo i ruszyła w ulicę Przemysłową. Przed wkroczeniem do miasta trzy kolumny zatrzymały się. Po północy ppłk Kurist wydał rozkaz o przeprowadzeniu 5-minutowego ostrzału. Naraz ze wschodu, południa i zachodu zabrzmiała kanonada dział czołgowych, moździerzy i karabinów maszynowych. Pojedyncze zabudowania stanęły w ogniu.


Zaskoczeni Niemcy byli przerażeni. Okazało się, że często zamiast czuwać przy armatach, spali w pobliskich stodołach. Teraz wydawało im się, że Piotrków okrążony jest przez duże siły wroga. Nikt nie spodziewał się Sowietów od strony zachodniej.


W centrum miasto widać było spanikowanych żołnierzy biegnących po ulicach w kalesonach lub w niekompletnym umundurowaniu. Wiedziano przecież, że czerwonoarmiści niechętnie biorą jeńców. Jednocześnie zdawano sobie sprawę, że linie obronne nie są jeszcze przygotowane do walki.


Otwarta droga w kierunku Łodzi spowodowała, że tamtędy w popłochu uciekano. Po trzech godzinach w centrum miasta umilkł warkot hitlerowskich pojazdów, a zaraz na ulicach pojawiły się sowieckie czołgi. Do ich stalowych pancerzy przyklejeni byli żołnierze z wysuniętymi do przodu pepeszami. Brukowe kostki uginały się pod ciężarem gąsienic, miejscami z hukiem pękały najechane płyty chodnikowe. W mieście kolumny rozdzieliły się na mniejsze grupy, które przeczesywały poszczególne ulice. Jeńców najczęściej rozstrzeliwano na miejscu. 


Przed świtem Piotrków zostało wyzwolone. Żołnierze mogli spokojnie zejść z czołgów, bagnetami otworzyć amerykańskie konserwy z tuszonką, najeść się i odpocząć. Piotrkowianie obudzili się w wolnym od Niemców mieście.


Po zakończeniu II wojny światowej prasa lokalna nie interesowała się szczegółami wyzwolenia Piotrkowa. Przy kolejnych rocznicach rozpisywano się głównie o trudnych początkach władzy ludowej. Dopiero po kilkunastu latach dotarł do Bujen list od gen. Ludwika Kurista. Poszukiwał osób, które pomogły mu w wyzwoleniu Piotrkowa.


W 1962 roku w czasopiśmie "Przyjaźń" ukazał się artykuł o wyzwoleniu Piotrkowa, w którym autor podkreślał wielkie zasługi Gawory, Gruchały i Żubera. Wkrótce do bujniczan dotarły pisma od radzieckiego attache wojskowego w Warszawie, gen. Kaliniczenko zawierające wyrazy wdzięczności "za przeprowadzenie wojsk pancernych na pozycje wyjściowe do ataku na niemiecko-faszystowskie wojska". W 1973 roku mężczyźni zostali zaproszeni do ambasady ZSRR w Warszawie, gdzie wręczono im medale "Zwycięstwa i wolności". Czarną limuzyną przyjechał do Bujen gen. Ludwik Kurist. Spotkał się z mężczyznami, z którymi wyzwalał Piotrków. Gość ofiarował im butelki luksusowego szampana. W Muzeum Wojskowym w Leningradzie otwarto wystawę, na której pokazywano zdjęcia trzech bohaterów z Bujen. 


W styczniu 1990 roku piotrkowski ZBOWiD informował Mieczysława Gruchałę: "Z upoważnienia Przewodniczącego Związku Weteranów Wojny Związku Radzieckiego Bohatera Zw. Radzieckiego Generała - pułkownika A. Żełtowa nadaje się Koledze Honorową Odznakę Związku w dowód ofiarnej pomocy w walce o wyzwolenie Piotrkowa Tryb. 18 stycznia 1945 r. przez 52 Gwardyjską Brygadę Czołgów...".


Dlaczego od wielu lat tak bardzo zakłamana jest historia wyzwolenia Piotrkowa? Okazuje się, że w 1967 roku w podpiotrkowskim Lesie Rakowskim utworzono cmentarz żołnierzy radzieckich. Ekshumowano na niego zwłoki z dużego obszaru, m.in. z powiatów radomszczańskiego, wieluńskiego, tomaszowskiego. Wybrano to miejsce, bo tutaj pochowanych było 800 jeńców z piotrkowskiego obozu jenieckiego. W sumie na cmentarzu spoczęło 1137 żołnierzy. Dlatego od tego czasu wygodna okazała się wersja, że przy wyzwoleniu Piotrkowa poległo 1200 żołnierzy. A prawda jest taka, że nie poległ ani jeden. 


Kto dziś pamięta o roli czterech bujniczan: Mieczysława Gruchały, Andrzeja Gawory, Władysława Żubera i Jana Adamskiego. Umarli zlekceważeni przez mieszkańców miasta, które dzięki nim w styczniu 1945 roku nie zmieniło się w morze ruin.


od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto