Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przed świętami łódzkie domy opieki i szpitale pękają w szwach

Joanna Barczykowska, współpraca: Małgorzata Moczulska, jas
Każdego roku przed Bożym Narodzeniem do łódzkich szpitali trafia nawet o 30 procent pacjentów więcej.

Starszych, najczęściej niedołężnych ludzi przywożą tu rodziny, które pozbywają się ich jak niepotrzebnej rzeczy. Mówią, że tata czy babcia źle się ostatnio czuje, że narzeka na serce, że boją się o jego życie. Lekarze wiedzą, że to tylko udawana troska. Ale nie mogą nic na to poradzić - przyjmują na oddział.

W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Barlickiego to zjawisko znają od lat. - Zaczyna się gdzieś w połowie grudnia - przyznaje dyrektor, prof. Piotr Kuna. - Już teraz nawet korytarze mamy pełne. U starszych osób zawsze znajdą się dolegliwości, które upoważniają do przyjęcia.

W zaawansowanym wieku co drugi pacjent ma wysoki cukier, nadciśnienie, problemy z nerkami czy sercem. Często same rodziny wynajdują różne powody. Mówią na przykład, że chory nie jadł od czterech dni, że ma wysoką gorączkę. - Kiedyś pacjent szybko nam wyzdrowiał - wspomina jedna z pielęgniarek. - Dzwoniliśmy do rodziny, by go zabrała do domu. Nikt nie odbierał telefonu. Po świętach przyszli, jak gdyby nic.

W zeszłym roku pogotowie wezwane zostało 20 grudnia do chorej pacjentki. Miała być osłabiona i rzekomo od kilku dni nic nie jadła. Gdy lekarz dotarł na miejsce, okazało się, że to piękny jednorodzinny dom, w środku była starsza pani, jej córka z mężem i dwójka dzieci. Z boku, przy ścianie, stały spakowane walizki. Młodzi byli już gotowi do wyjazdu na urlop.

Nad "świątecznymi pacjentami" czuwają łódzcy księża i odwiedzają chorych w szpitalu, żeby dać im choć namiastkę rodzinnego ciepła. - To przykre sytuacje, bo jeśli człowiek ma rodzinę, a w święta zostaje sam, to trudno to zrozumieć. Zawsze staramy się zanieść chorym dobre życzenia - mówi o. Paweł Góżyński, dominikanin.

Na Dolnym Śląsku księża podczas mszy będą w tym roku apelować, aby pamiętać o najbliższych, aby wspólnie spędzić Wigilię.

Czy pacjenci zdają sobie sprawę, że to wszystko dzieje się za sprawą ich najbliższych? Część z nich tak. Zdarza się nawet, że trafiają do szpitala z własnej woli, bo nie chcą spędzać świąt samotnie w nieogrzanym i pustym domu. - Takich trudno jest wypisać przed samą Gwiazdką. Często jest tak, że na święta zostają nam pacjenci, którzy mogliby wrócić do siebie, ale nikt tam na nich nie czeka - mówi Adrianna Sikora, rzeczniczka szpitala im. Kopernika.

Każdego roku przed świętami pełne ręce roboty mają również pracownicy domów pomocy. Jerzy Chlebny, dyrektor Domu Pomocy Społecznej "Serce" w Łodzi, zaznacza, że w zeszłym roku z ponad 100 osób przebywających w placówce tylko 4 zostały zabrane do domu przez rodziny. - W tym roku będzie podobnie - mówi dyrektor. - Przykro patrzeć, jak nasi podopieczni czekają na wózkach przed wejściem do budynku i wypatrują rodzin.

Chlebny dodaje, że potem ci ludzie z żalu nie chcą nawet zejść na wspólną wigilię w DPS. - Są u nas 90-latkowie, których dzieci umarły i są skazani na wnuczków, którzy nie zawsze o dziadkach pamiętają.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto