Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Były radny a dziś... brat Tadeusz

Aleksandra Tyczyńska
Dariusz Śmigielski
O winie i karze, śmierci żony, powołaniu i życiu w klasztorze rozmawiamy z byłym radnym Tomaszem Stasiakiem, obecnie bratem Tadeuszem.

Panie Tomaszu...
Jestem już bratem Tadeuszem. Mam za sobą okres postulatu, roczny nowicjat, a w tym roku, ogłoszonym przez naszego papieża Franciszka Rokiem Życia Konsekrowanego, w czerwcu będę składał pierwsze śluby czasowe. I mam nadzieję, że jestem godzien tej łaski.
A czy do tego miejsca, w którym brat się znajduje obecnie, zaprowadził brata pewien ciąg zdarzeń, powiedziałabym osobistych tragedii? Niektórzy twierdzą, że wstąpienie do zakonu było ucieczką, wynikiem rozczarowania życiem świeckim .
Ktoś mi powiedział: wiesz dlaczego wtedy pan Bóg cię ocalił, dlaczego jesteś tutaj, a nie u swojej żony? Bo tak musiało być, bo mam jeszcze wiele zadań do wypełnienia. Moje wstąpienie do zakonu nie miało z tym wszystkim związku, może z odejściem Ewuni tak, ale nie była to ucieczka. Wtedy sam wiedziałem, że źle zrobiłem i nawet nie chciałem tłumaczyć się przed sądem, że to chodziło o zdrowie Ewuni. Nie chciałem skorzystać z odstąpienia od wymierzenia kary, bo uważałem, że skoro popełniłem przestępstwo, muszę ponieść karę. Wiem, że ludzie mogli pomyśleć, że moje wstąpienie to ucieczka. Dzisiaj byłem w swojej dawnej pracy w MZGK i jeden z kolegów stwierdził, że znalazłem swoją lepszą drogę, że w klasztorze jest mi lepiej. Ale ja o swoim powołaniu tak nie myślę. Usłyszałem głos nie dlatego, że mi w życiu było źle. Nie, było mi dobrze. Ale usłyszałem głos i nie odwróciłem się od niego, uważałem, że teraz pan Bóg takiej właśnie drogi ode mnie wymaga.
I co czuje 55-letni mężczyzna, kiedy zamyka się za nim ciężka klasztorna brama?
Klasztor w Tyńcu jest najstarszym klasztorem w Polsce i są tam nawet dwie ciężkie bramy (śmiech). Ale nie czułem tego, że zamyka się za mną ciężka brama, przecież to był mój wybór, a teraz to jest już mój dom. Z jednej strony tzw. późne powołania są trudne. Z drugiej strony ma się już pewne doświadczenia życiowe za sobą. Może mnie nawet było łatwiej, niż takiemu 19-latkowi? Czułem się przygotowany. Myślę nawet, że moje małżeństwo z Ewunią to były takie rekolekcje, które przygotowały nas do tego, gdzie teraz jesteśmy. Przecież nawet kiedyś powiedziałem do Ewuni, że jeśli ciebie pan Bóg pierwszą powoła do siebie, to ja będę w zakonie. Ewunia jest już w lepszy świecie, a ja jestem w klasztorze i wspieram ludzi w modlitwie.
To było tak wyjątkowe małżeństwo?
Ewunia była moją pierwszą miłością, przyjaciółką, kochanką. Nigdy nie rozstawaliśmy się ze sobą na dłużej niż na dobę i nigdy nie powiedziałem do niej i o niej inaczej, jak Ewunia. Po jej śmierci usłyszałem pytanie, czy nie straciłem wiary przez to, że została mi tak gwałtownie odebrana i odpowiedziałem, że nie, a wręcz przeciwnie. Myślę, że pożegnaliśmy się w Tyńcu. Ewunia zmarła na koniec października, a myśmy w wakacje zdecydowali, że chcemy obejrzeć klasztor. Dlaczego dopiero wtedy zdecydowaliśmy się na tę wycieczkę? To nie był przypadek. Tak samo, jak moja pielgrzymka do Rzymu, dwuletnie studia teologiczne. To mnie przygotowało do poświęcenia się Bogu.
A jak rodzina zareagowała na decyzję o wstąpieniu?
Nie byli zachwyceni. Padały pytania, czy nie mogę inaczej ludziom pomagać. Ale musieli zrozumieć, że taka teraz będzie moja droga. W okresie nowicjatu miałem ograniczony kontakt z rodziną. W ciągu roku mogli odwiedzić mnie tylko dwa razy, raz w miesiącu mogłem zadzwonić do mamy i do syna, wysłać list. Ale poza tym, że jestem zakonnikiem, nadal przecież jestem ojcem, bratem,
synem, mam różne doświadczenia i tym staram się dzielić z innymi. Dzięki właśnie temu mogę przydać się np. w duszpasterstwie rodzin,
mam też przydzielone obowiązki, w których przydają się moje doświadczenia zawodowe.
Jakie?
Jestem kasjerem, pomagam też szafarzowi, a w archiwum opiekuję się działem starodruków. Będę też jednym z pięciu braci, którzy po tynieckim klasztorze oprowadzają wycieczki. Marzę o tym, by kiedyś móc odprawiać eucharystie. Bardzo lubię pracę, muszę jedynie teraz, po okresie nowicjatu, kiedy wszystko było ustalone, sam starać się pogodzić czas poświęcany na pracę i na modlitwę, zachować pewien właściwy rytm.
Trudno podporządkować się takiemu codziennemu życiu zakonnemu?
Klasztor trzeba traktować jak dom, w którym musi być zachowany porządek, w którym wszyscy muszą dbać o wykonywanie swoich obowiązków. Aktualnie jest nas 36 braci. Gotują siostry, pomagają im też osoby świeckie. My pobudkę mamy o godz. 5.30, ja i tak wstaję wcześniej. Musimy sami robić porządki, pranie. Nikt nikomu głowy nie urwie, jak czegoś nie zrobi, ale to nie znaczy, że można niedbale podchodzić do swoich obowiązków, bo to by oznaczało, że siebie nie szanujemy. Przede wszystkim jednak jest modlitwa, pięć razy dziennie, pierwsza jeszcze przed śniadaniem, a ostatnia o 20.15, tzw. kompleta na zakończenie dnia. Potem jest już silentium, czyli czas ciszy, bez rozmów. W naszym zakonie też mamy taki przyjęty zwyczaj, że jeśli któryś z braci ma założony na głowę kaptur, to znaczy, że jest pogrążony w modlitwie, rozmyślaniach i nie należy się do niego odzywać. Fakt, to ciężki kawałek chleba i być może dlatego niektórzy rezygnują z zakonu, nie wytrzymują tempa. Mnie to odpowiada, cieszę się z tego, gdzie jestem i wkładam w to całe serce.
A nie tęskni brat za wolnością?
A co to jest wolność? Wbrew pozorom w życiu poza klasztorem ma się więcej czasu, ale też więcej tego czasu się marnuje. Do klasztoru wstępuje się z własnej woli, choć po wstąpieniu człowiek pozbywa się swojej woli, nawet nie dysponuje swoim ciałem. To ćwiczenie pokory. Ja, jako wdowiec mam chociaż taki przywilej, że po mojej śmierci, za zgodą rodziny mogę być pochowany przy żonie.

O nim
Tomasz Stasiak był radnym i wiceprzewodniczącym piotrkowskiej rady miasta związanym z ówczesnym stowarzyszeniem Prawica Razem. Mandat złożył w listopadzie 2008 r. w związku z podejrzeniami przywłaszczenia 36 tys. zł z kasy związkowej "Solidarności" Miejskiego Zakładu Gospodarki Komunalnej, której był skarbnikiem. W maju 2009 r. został skazany na pół roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem. Wyrok zapadł bez procesu, bo naprawił szkodę, przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze. Później przeżył śmierć ukochanej żony.
Do klasztoru ojców Benedyktynów w Tyńcu wstąpił w czerwcu 2013 r. przyjmując imię brat Tadeusz. Odbył półroczny postulat i roczny nowicjat. W tym roku, zgodnie z klauzulą klasztoru złoży pierwsze śluby czasowe, które się odnawia. Dopiero po pięciu latach od wstąpienia może złożyć śluby wieczyste. Chciałby podjąć dalsze studia teologiczne, ale zależne jest to tylko od woli przełożonych.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto