Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chłopiec z Łęk Szlacheckich zginął, bo wiatrówka to nie broń

Katarzyna Zajda, Marek Obszarny
Mieszkańcy Łęk Szlacheckich są głęboko wstrząśnięci tym, co się stało. Na zdjęciu Kazimiera Żak, sąsiadka rodziny, w której wydarzył się dramat
Mieszkańcy Łęk Szlacheckich są głęboko wstrząśnięci tym, co się stało. Na zdjęciu Kazimiera Żak, sąsiadka rodziny, w której wydarzył się dramat fot. Dariusz Śmigielski
Był taki rezolutny i ciekawy świata - wspominają 9-letniego Kubusia mieszkańcy Łęk Szlacheckich. I może właśnie ta ciekawość dziecka, a może chęć spędzenia czasu ze starszym kuzynem zaprowadziła malca za stodołę, gdzie nastolatkowie urządzili prowizoryczną strzelnicę...

Jeden strzał zamiast w puszkę trafił chłopca w klatkę piersiową. Śrut poszybował z odległości zaledwie półtora metra i prześlizgnął się między żebrami 9-latka. Utkwił prosto w sercu. Dla Kubusia nie było ratunku.

Była niedziela. Około 18.30 ciszę na wsi przerwał rozpaczliwy krzyk matki tulącej w ramionach umierające dziecko. - Zbiegli się wszyscy - relacjonuje jedna z sąsiadek. - To było nie do uwierzenia, że ktoś zastrzelił tego malca. Przyjechała policja i karetka. Uratować już go nie zdołali.

Dwaj chłopcy, 17- i 19-latek, z nudów i dla zwykłego popisania się jeden przed drugim za stodołą zaczęli strzelać do puszek. Nie przewidzieli, że gdy starszy, Łukasz K., będzie przeładowywać broń, ta może wystrzelić, a śrut zdoła zabić małego chłopca, który bacznie przyglądał się strzeleckim popisom.

- Ja nic nie słyszałam - zastrzega Kazimiera Żak, sąsiadka rodziny zastrzelonego chłopca. - Dopiero syn przyszedł do domu i powiedział, że coś się stało obok sklepu. Zaraz na drogę wybiegłam, a tam wielka rozpacz. Płacz i krzyki, nie można było tego słuchać. Wiem, że rodzina chłopca zabrała go do samochodu i pojechali z nim naprzeciw karetce, ale ujechali tylko kawałek drogi i to dziecko zmarło... Nikt chyba nie wiedział, że oni tam broń mają.

Pani Kazimiera przypomina sobie, że Kubuś miał iść za parę tygodni do komunii świętej... Na pewno nie do grobu. - Jeszcze tak niedawno dawałam mu grosiki, które zbierał dla biednych dzieci. Zaraz pobiegłam do tej matki ukoić ją w bólu. Mówiłam "Małgosia, masz jeszcze dwoje dzieci, dla nich musisz być matką, a tak najwyraźniej Bóg chciał" - wspomina.

- To byli dobrze wychowani młodzi ludzie, zawsze bardzo kulturalni - mówili o sprawcach tragedii mieszkańcy gminy Łęki Szlacheckie. - To nieszczęśliwy wypadek, nic innego - starali się bronić chłopców najbliżsi sąsiedzi.

- To dobre rodziny - mówi Maria Purzyńska, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łękach Szlacheckich. - Rodzina chłopca nie korzystała z naszej pomocy. To naprawdę porządni ludzie. Teraz wszyscy u nas mówią, że broń nawet wiatrowa, jest niebezpieczna i trzeba dołożyć starań, by była jak najlepiej zabezpieczona przed dziećmi. Bo wiadomo, że w rękach dorosłych może stać się niebezpieczna, a co dopiero w rękach dzieci czy nastolatków. Planujemy rozmowy z rodziną i pomoc psychologiczną. Teraz rodzice są w szoku.

Nastolatków zatrzymano do wyjaśnienia w policyjnym areszcie. Śledczy zabezpieczyli wiatrówkę, z której padł feralny strzał. Podczas przesłuchania w prokuraturze starszy z chłopców przyznał się, że to on miał w ręku broń, kiedy śrut wystrzelił i ranił kuzyna jego kolegi. Przyznał też, że to on był właścicielem wiatrówki.

- Strzał oddano z karabinka pneumatycznego 4,5 mm, zgodnie z prawem nie jest na niego wymagane pozwolenie ani rejestracja - mówi Dorota Mrówczyńska, prokurator rejonowy w Piotrkowie.

19-latkowi śledczy postawili zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Chłopak dostał dozór policyjny, zakaz opuszczania kraju i wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym (10 tys. zł). Młodszy kompan "zabawy" wrócił do domu bez zarzutów.

Jak to możliwe, że postrzał z wiatrówki, jaką każdy bez pozwolenia i konieczności rejestracji może kupić w sklepie z bronią, okazał się tak śmiertelnie groźny? Jak się dowiedzieliśmy, śledczy ustalili wstępnie (zlecono badania balistyczne), że strzał padł z bardzo bliska, bo z około półtora metra, a śrut trafił w tkanki miękkie. Gdyby poszybował zaledwie o 4 milimetry niżej, trafiłby w żebro i odbił się od niego powodując jedynie niegroźną ranę...

- Wiatrówka, podobnie jak nóż kuchenny w rękach nieodpowiedzialnych osób, tym bardziej w rękach dzieci, może stanowić niebezpieczeństwo. Ważne, by zachować pewne zasady związane z jej użytkowaniem i przechowywaniem. Na pewno w przeciwieństwie do zorganizowanych strzelnic właściwym miejscem dla "strzelców" nie są podwórka - podkreśla podinsp. Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Zdzisław Macherzyński, właściciel bełchatowskiego sklepu z bronią, miesięcznie sprzedaje kilka sztuk wiatrówek. - Z reguły pytają o nie mężczyźni już w dojrzałym wieku - mówi Macherzyński. - Rzadko zdarzają się kobiety, jeśli już, to kupują wiatrówki na prezent dla męża.

Sprzedawca dodaje, że wśród tych, którzy zaglądają do jego sklepu, nie brakuje osób, które złorzeczą na amatorów takiego strzelania, jak choćby to tragiczne w Łękach.

- Na to już nie mamy wpływu. Jedyne, co możemy zrobić, to uważać komu sprzedajemy wiatrówki: tylko dorosłym i na pewno nie takim, których można podejrzewać, że są "pod wpływem" - zapewnia.

Do "zabaw" z bronią w naszym regionie dochodziło już nieraz, ale skutki nigdy nie były tak tragiczne, jak w ostatnią niedzielę w Łękach. W sierpniu 2008 37-letni bełchatowianin wszedł w nocy na dach sklepu na os. Wolność. Strzelił z wiatrówki w kierunku trzech młodych mężczyzn. Śrut trafił jednego z nich w plecy. 18-latek poczuł pieczenie, ale nic poważnego mu się nie stało. Gdy "snajpera" zgarnęła policja, okazało się, że ma 1,73 promila alkoholu w organizmie. Złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Skończyło się łagodniej, bo zapłacił 1 tys. zł grzywny, pokrył koszty sądowe i odpracował 180 godzin na cele społeczne.

W Tomaszowie dwóch chłopców w wieku 16 i 17 lat zostało niedawno postrzelonych z wiatrówki na ul. Jana Pawła II. Starszy trafił do szpitala w Łodzi z postrzałem klatki piersiowej (śrut utkwił w płucu). Na drugi dzień postrzelony został 16-latek, któremu pocisk utkwił w nodze. Sprawcami okazali się dwaj dobrze znani policji mężczyźni. 20- i 22-latek byli pijani. Kupili wiatrówkę dzień przed pierwszym zdarzeniem. Jednak strzelanie do butelek i puszek szybko im się znudziło... Na komisariacie tłumaczyli się, że nie zdawali sobie sprawy, że mogą komuś zrobić jakąkolwiek krzywdę wiatrówką.

20-latek, który postrzelił chłopaka w płuco, został skazany na rok i osiem miesięcy w zawieszeniu na 5 lat. Otrzymał dozór kuratora i miał przeprosić poszkodowanego. Jego starszy kolega dostał o dwa miesiące mniej, także w zawieszeniu na 5 lat.

Z kolei w Krzemienicy (gm. Czerniewice) dwójka nieletnich strzelała z wiatrówki do puszek. I tu omal nie doszło do tragedii. W trakcie zabawy, szesnastolatek trafił swoją rówieśniczkę w głowę. Śrut utkwił jej w okolicy czoła. Poszkodowana zgłosiła się z matką na policję i do tomaszowskiego szpitala. Na szczęście rana była powierzchowna i bez większych komplikacji udało się ją oczyścić.

W każdym z tych przypadków strzelano z wiatrówki, która w świetle prawa nie jest bronią...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto