Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Daniel Castellani - To jest nie tylko dobry trener. To dobry człowiek

Paweł Hochstim
Mecze przeżywa bardzo emocjonalnie. Interesuje go tylko zwycięstwo, więc premii za drugie i trzecie miejsce nie chce
Mecze przeżywa bardzo emocjonalnie. Interesuje go tylko zwycięstwo, więc premii za drugie i trzecie miejsce nie chce fot. Dariusz Śmigielski
Dziś jest bohaterem narodowym, a niewiele brakowało, by w ogóle nie trafił do Polski. Daniel Castellani został trzy lata temu wybrany przez szefów Skry Bełchatów z grona... znacznie bardziej znanych trenerów.

Castellani trafił do Skry w 2006 roku, gdy bełchatowski klub postanowił rozstać się z Ireneuszem Mazurem. - Poprosiłem agencję menedżerską o listę szkoleniowców, których można zatrudnić - wspomina prezes Skry Konrad Piechocki. - Było na niej kilkanaście nazwisk.

Menedżerowie sugerowali, że pracą z mistrzami Polski będą zainteresowani m.in. Mauro Berruto, już wtedy prowadzący reprezentację Finlandii, czy obecny selekcjoner Bułgarów Sylviano Prandi. - Na liście byli też m.in. słynny Kanadyjczyk Glenn Hoag i Ferdinando De Giorgi - dodaje Piechocki. Ale był też Daniel Castellani.

Jego nazwisko w Polsce znane było tylko fachowcom. Gdy obejmował Skrę, kibice bełchatowskiego klubu przeszukiwali serwisy internetowe, by choćby zobaczyć, jak wygląda nowy trener ich drużyny. - To jest trener? Chyba nauczyciel akademicki - napisał jeden z internautów na siatkarskim forum.

- Przeczytałem CV Daniela i postanowiłem zaprosić go do Bełchatowa na rozmowę - mówi Piechocki, dementując jednocześnie, by w sprawie nowego trenera konsultował się z ówczesnym selekcjonerem reprezentacji Polski, również Argentyńczykiem, Raulem Lozano. Castellani przyjechał najszybciej, jak tylko mógł i przedstawił koncepcję budowy najlepszego zespołu w Polsce na lata.

- Ta rozmowa była decydująca. Daniel pokazał mi, że ma wizję pracy ze Skrą i bardzo chce prowadzić nasz zespół. Podpisaliśmy dwuletni kontrakt, w którym Castellani kazał skreślić nagrody za drugie i trzecie miejsca. Interesowało go tylko złoto - mówi prezes Skry.

Castellani był ostatnim nabytkiem Skry przed sezonem 2006/2007. Nie wymagał natychmiastowych transferów, nie narzekał, tylko poznał zawodników i zdobył z nimi mistrzostwo Polski. Przy okazji pokazał, że Argentyńczyk nie musi być butny, opryskliwy i w każdym doszukujący się wrogów. Taki właśnie był Lozano.

- Lozano i Castellani? Nie da się ich porównać, bo są zupełnie inni - mówi Mariusz Wlazły, który z Lozano często miał nieporozumienia. Z Castellanim w Bełchatowie nigdy nikt się nie pokłócił. Współpracownicy nie potrafią sobie przypomnieć sytuacji, by Daniel na kogoś nakrzyczał. - Bo to jest nie tylko dobry trener. To jest przede wszystkim dobry człowiek - mówi Piechocki.

Ale jedną cechę Castellani i Lozano mają wspólną. Obaj przez kilka lat pracy w Polsce nie nauczyli się języka polskiego. Wprawdzie Castellani zna kilka słów i nawet wplata je we włoskie zdania podczas przerw w grze, ale poprawnej wypowiedzi, choćby krótkiej, nie umie zbudować.

- Trochę w tym jest mojej winy - mówi Piechocki. - Gdy Daniel pracował u nas już dobry miesiąc, powiedział mu, że możemy ściągnąć świetnego juniora, który może stać się wielkim zawodnikiem, ale boję się, że trener nie zdoła nauczyć się jego nazwiska. Daniel bardzo się zainteresował, ale gdy usłyszał, że jego "nowa gwiazda" nazywa się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, zrobił wielkie oczy. Próbował powtórzyć, ale poległ.

W pierwszym roku pracy w Polsce Castellaniemu zdarzało się witać ludzi słowem dziękuję, zamiast dzień dobry. Dziś takich zabawnych pomyłek już nie popełnia, ale nadal z językiem polskim ma wielkie problemy. Ostatnio, odpowiadając na SMS z gratulacjami za zwycięstwo w półfinale Mistrzostw Europy z Bułgarią, napisał "ginkuję". Choć nie mówi w polsku, to jednak dużo rozumie. Jego siatkarze mają spory ubaw, gdy w czasie jazdy autokarem Daniel czyta wszystkie nazwy mijanych miejscowości. Do siebie ma spory dystans, więc śmieje się razem z nimi.

- Siatkówka to moja pasja - mówi Castellani, ale nie zawsze tak było. Gdy był dzieckiem, pasją, jak każdego młodego Argentyńczyka, był futbol. Do dziś zresztą uwielbia oglądać mecze piłkarskie. W trakcie pracy z siatkarzami w Bełchatowie często chodził na mecze ligowe piłkarzy GKS.

- Kibicujesz Boca Juniors, czy River Plate? - zapytałem go podczas pierwszego wywiadu. - River Plate? A co to jest? - odparł ze śmiechem. Boca Juniors to ukochany klub Castellaniego. Nie mogło być zresztą inaczej, bo urodził i wychował się zaledwie kilkaset metrów od stadionu La Bombonera.

- W Argentynie każdy chłopiec marzy o tym, żeby być piłkarzem. A do innych dyscyplin trafiają ci, którzy są za słabi, by grać w futbol - mówi trener reprezentacji Polski. Dlatego właśnie Castellani został najwybitniejszym siatkarzem w historii Argentyny. Gdyby grał lepiej w piłkę, nigdy nie zostałby siatkarzem. Na szczęście nie nadawał się do futbolu.

Przyjeżdżając w 2006 roku do Polski wiedział więcej o naszym kraju, niż przeciętny obcokrajowiec. Tak jak każdy znał papieża Jana Pawła II i Lecha Wałęsę, ale znał również... wszystkich reprezentantów Polski w piłce nożnej z 1974 roku.

- Z braćmi i kuzynami graliśmy w guziki, z których tworzyliśmy drużyny piłkarskie - opowiada. - W 1974 roku postanowiliśmy rozegrać mundial. Zdobyłem mistrzostwo polską drużyną.

To wtedy Castellani został pierwszy raz w życiu, i jak się okazało nie ostatni, trenerem reprezentacji Polski. Mówi, że sam wybrał sobie Polskę, ale pewnie było losowanie, bo każdy przecież chciał grać Argentyną.

Ale z futbolem kojarzą się też dramatyczne chwile w jego życiu. Historia rządów wojskowej junty wraca w rozmowie z Castellanim, gdy pyta się o piłkarski mundial w 1978 roku. W tamtych czasach w Argentynie ludzie ginęli bez wieści, bo dyktatura wojskowa była bardzo krwawa. W tamtym czasie zaginął też jeden z kuzynów Daniela, a jego los do dzisiaj jest nieznany. Aresztowano również dwóch braci Castellaniego, ale na szczęście po brutalnym przesłuchaniu zwolniono ich do domów.

Gdy Daniel wspomina tamte chwile, od razu staje się poważniejszy. Widać, że te chwile będzie pamiętał do końca życia.

A poważny jest niezbyt często, bo uśmiecha się niemal bez przerwy. Uwielbia rozmawiać, śmiać się. Nie przeszkadzają mu dziennikarze, ani kibice, którzy już w Bełchatowie zatrzymywali się, by poprosić go o wspólne zdjęcie. Nie odmówił nikomu. Dziś, gdy jego popularność ma już wymiar ogólnopolski, pewnie też nie odmówi. Nie krytykuje siatkarskich autorytetów i nawet nie ma żalu, że nie wszyscy uważali, że nadaje się do pracy z reprezentacją.

W Polsce brakuje mu tylko rodziny. W tym roku miał 25. rocznicę ślubu. Prezentem była... posada trenera reprezentacji Polski. Żona Daniela - Sylvina - nie zdecydowała się na przyjazd na stałe do Polski, bo wykłada psychologię na uniwersytecie w Buenos Aires. Dzieci też mają swoje zajęcia - córka Ariana studiuje architekturę, a syn Ivan jest siatkarzem. Niedawno zdobył brązowy medal Mistrzostw Świata kadetów. Gdy w Brazylii Ivan walczył o złoty medal mistrzostw Ameryki Południowej, Castellani nie wytrzymał w Polsce. Poprosił szefów Skry o kilka dni urlopu i poleciał dopingować syna.

Sylvina, Ariana i Ivan starają się często odwiedzać Daniela Polsce. W Bełchatowie żartowano, że są najwyższą rodziną w mieście.

Rodzina - to słowo Castellani powtarza bardzo często. Gdy w maju żegnał się z Skrą, miał łzy w oczach. - Czuję się tu jak w rodzinie. Żal mi odchodzić - mówił Castellani, a łzy pojawiały się też w oczach zawodników. - Ja też się wzruszyłem, gdy powiedział o mnie, że zostawia przyjaciela - dodaje Piechocki.

Kibice Skry mają nadzieję, że kochany przez nich Argentyńczyk wróci jeszcze kiedyś do Bełchatowa. A władze miasta postanowiły nadać mu honorowe obywatelstwo.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Daniel Castellani - To jest nie tylko dobry trener. To dobry człowiek - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto