Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dom dziecka w Piotrkowie wprowadził zakaz przynoszenia jakichkolwiek pokarmów dla dzieci.

Dagmara Kubczak
Dagmara Kubczak
Dom dziecka w Piotrkowie. Nie wszystkie zasady odwiedzin podobają się rodzicom
Dom dziecka w Piotrkowie. Nie wszystkie zasady odwiedzin podobają się rodzicom Dariusz Śmigielski
Dom Dziecka w Piotrkowie wprowadził całkowity zakaz przynoszenia dzieciom przez rodziców i opiekunów słodyczy, owoców, warzyw i innego pożywienia Rodzice się buntują, dyrekcja nowe zasady tłumaczy tym, że to rodzice przekroczyli granicę, przynosząc m.in. zimny bigos i "grzali" go na kaloryferze

"Zakazuje się przynoszenia do Domu Dziecka jakiegokolwiek pożywienia i częstowania nimi dziećmi. Nieprzestrzeganie któregokolwiek z punktów regulaminu będzie powodowało zmianę godzin odwiedzin, a konsekwencją nagminnego łamania ustaleń regulaminu będzie czasowe wstrzymanie kontaktów osobistych z dziećmi". Zapis w formie aneksu wszedł w życie 16 lutego.

- Z dnia na dzień - mówi oburzony pan Mariusz, ojciec 6-letniego Patryka, który w domu na ul. Wysokiej przebywa od końcówki 2013 roku. - Zrobiłem błąd, ale już 19 marca mam sprawę o odzyskanie syna. Odwiedzam go praktycznie codziennie. Wiadomo, dziecko czeka, aż się coś przyniesie. Żeby to chociaż były słodycze, chipsy, ale absolutnie nie: a to owoc, a to sok i to firmowy, a to słonecznik. Jak tak można?

Jak opowiada, syn jak każde dziecko, bardzo czeka na niespodzianki przynoszone przez rodziców. - Patryczek na przykład bardzo lubi marchewkę. Przecież to zdrowe. Tyle się mówi, są akcje, żeby dzieci zachęcać do jedzenia owoców i warzyw. A tu co? Nic nie można przynieść - żali się.

Pan Mariusz zapoznał się z nowym regulaminem, ale i napisał też, że się z nim nie zgadza. Nie zgadza się też z tłumaczeniami kierownictwa placówki, jakie usłyszał: że jelitówki, że to dom dziecka odpowiada za zdrowie i odżywianie dzieci. - Przecież słonecznik jest zdrowy - argumentuje. Kupił synowi niedawno całą paczkę i jak opowiada spotkało się to z dezaprobatą pracowników.

- Przecież idąc do syna nie wezmę tego słonecznika w garść, czy do kieszeni, ale całą torebkę... - mówi.
Danuta Malik, dyrektor Domu Dziecka w Piotrkowie, przyznaje, że... zakaz jest trochę zbyt restrykcyjny. - Faktycznie, teraz widzę, jak to brzmi, a przecież i tak nic nie mówimy, gdy rodzice przynoszą coś zdrowego dzieciom - zauważa. - Ale musieliśmy zareagować, bo rodzice przesadzali. Nigdy nie zabranialiśmy owoców czy np. ziaren słonecznika, migdałów, ale rodzice przynoszą kotlety czy bigos, który potem się grzeje na kaloryferze...

Jak wylicza, w swym zaangażowaniu rodzice przynosili dzieciom także całe torby słodyczy. - Nie dało się przetłumaczyć, że nawet domowy kotlecik przyniesiony w foliowej torebce o godz. 10.30 dla małego dziecka, to nie jest dobry pomysł przed świeżym obiadem, który dzieci dostają o 11.30 - mówi. - Poza tym, nie postawię pracownika przy każdym dziecku, żeby pilnował, czy nie je tych słodyczy. A to my odpowiadamy za zdrowie dzieci, ich odżywianie, jest tu dietetyk, a wszystko, co dzieci dostają w domu dziecka jest robione ze świeżych produktów.
Bezpośrednim powodem wprowadzenia zakazu jest też duża zachorowalność wśród podopiecznych domu przy ul. Wysokiej. m.in. na popularne jelitówki. - Ale nie jest to zakaz czasowy - przyznaje dyrektor Malik, choć sama dodaje, że przemyśli jeszcze raz nowe zasady odwiedzin.

Rodzice już przemyśleli.
- Wiadomo, że i tak się coś przynosi, przemyca, a to pomarańczę czy jabłko - mówi wprost pan Mariusz. Mężczyzna nie ukrywa, że święty nie jest, ale bardzo zależy mu na powrocie synka do domu. - Popełniłem błąd, ale naprawdę się staramy z mamą Patryczka. Wypełniłem wszystkie wymagania sądu, terapia, pomalowałem pokój dla Patryczka - mówi o swoim zaangażowaniu w odzyskanie dziecka. - Sąd pytał, dlaczego go nie urlopuję. Ale przecież właśnie dlatego, że gdybym go zabrał do domu, to on by wcale nie chciał już wrócić do "przedszkola" - mówi. Dlatego stara się "osłodzić" życie syna codziennymi odwiedzinami i sprawianiem radości przynoszonymi dla dziecka rzeczami. - Ostatnio Patryczek płakał, bo nie chciał jeść wątróbki, a musiał. To mi się nie podobało. On woli zrobiony przeze mnie kotlecik. Świeżo robiony, tuż przed odwiedzinami w domu dziecka...

Skargi rodziców na aneks do regulaminu nie są jedynymi, z którymi musi się mierzyć dyrektor placówki. Dla Danuty Malik to trudne tematy, bo trafiające na Wysoką dzieci pochodzą zwykle z "trudnych" środowisk. Tak jest np. z trójką rodzeństwa, wnuków pani B., która wraz z mężem stara się ustanowienie rodziny zastępczej dla maluchów w wieku 5, 8 i 10 lat. Na razie bezskutecznie, bo sąd jak dotąd odmawiał dziadkom: a to problemy z pracą, a to z alkoholem. - To pomówienia, to wszystko, że to, jak o mnie mówią - mówi pani B., która jest częstym gościem w gmachu przy ul. Słowackiego 5, ale i ostatnio na policji i w prokuraturze.

Pierwsze zawiadomienie na Dom Dziecka wpłynęło do PR w Piotrkowie w styczniu ubiegłego roku. Zarzut: niedopełnienie obowiązków przez dyrekcję placówki w związku z nieudzieleniem zgody na urlopowanie wychowanka. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa.

- Brak znamion czynu zabronionego - ucina Sławomir Mamrot, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie. Pani B. złożyła zażalenie do sądu, ale ten, w połowie kwietnia ubiegłego roku utrzymał w mocy decyzję prokuratury.
Teraz prokuratura i policja zajmują się kolejnymi sprawami, jedną już jako śledztwo, druga jest na etapie czynności sprawdzających. Pierwsze dotyczy narażenia zdrowia i życia podopiecznych placówki, drugie brzmi jeszcze gorzej: pobicia dziecka ciapciem przez opiekunkę domu dziecka.

- Mam nagranie - mówi pani B.
- Mam cały skoroszyt dokumentów, wszystkie udostępniam policji i prokuraturze, pracownicy też są wzywani - mówi zmęczonym głosem Danuta Malik.
- Dzieci też będą - dodaje pani B.

Cieniem na piotrkowskiej placówce przy ul. Wysokiej położyła się sprawa z ubiegłego roku, gdy w nocy, 4,5 letnia Amelka uciekła z domu dziecka w poszukiwaniu swojej mamy. Dziecko błąkało się po ulicy Łódzkiej. Do domu dziecka dziewczynka trafiła półtora tygodnia wcześniej, gdy błąkała się po markecie w czasie. gdy jej nietrzeźwa matka była w domu. Decyzją sądu, odpowiedzialni za opiekę nad dziećmi pracownicy domu zostali ukarani, a decyzją Danuty Malik od tej sytuacji z Amelką, zmienił się system zabezpieczeń m.in. wymieniono furtkę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto