Milion złotych - na tyle Paweł Kowara, 28-letni mieszkaniec gminy Moszczenica wycenił szkody, jakich doznał w wyniku, jego zdaniem, błędu lekarzy Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego im. Kopernika w Piotrkowie.
W styczniu 2013 roku młody mężczyzna trafił tu z raną nogi - został odesłany do domu, a kilka dni później nogę amputowano - w ranę, niedostatecznie oczyszczoną, a zaszytą, wdało się zakażenie. Paweł Kowara, który wcześniej utrzymywał żonę i dzieci pracując jako kierowca, teraz siedzi w domu i uczy się żyć z protezą kończyny.
- Na chleb było, nie narzekaliśmy - mówi Paweł Kowara.
Nie ukrywa, że utrata nogi zmieniła zupełnie życie całej rodziny. Teraz wszystko zostało podporządkowane jemu i jego rehabilitacji, bo mimo protezy w wielu sytuacjach potrzebuje pomocy bliskich.
O pieniądzach nie chce rozmawiać, bo przyznaje, że ludzie liczą zera, a zapominają, że nagle stracił zdrową nogę.
- Ile się nasłuchałem o odszkodowaniach, a jeszcze żadnego nie dostałem - mówi gorzko.
Sprawa ruszyła w czerwcu, na razie przed sądem stawił się jeden z lekarzy, którzy zajmowali ssie pacjentem - Jacek S., który w czerwcu usłyszał też prokuratorskie zarzuty narażenie pacjenta na ryzyko utraty zdrowia lub życia i przyczynienie się do ciężkiego kalectwa. Taki sam zarzut usłyszał Paweł S., któremu dodatkowo śledczy zarzucają poświadczenie nieprawdy w dokumentacji medycznej. Chodzi o skierowanie do szpitala, które pojawiło się w dokumentacji medycznej chorego, a którego Paweł Kowara nigdy nie dostał.
Obaj chirurdzy już nie pracują w SSW im. Kopernika w Piotrkowie. Odeszli polubownie.
- Jesteśmy uzależnieni od ubezpieczyciela, właściwie nic nie mamy jako szpital do powiedzenia - mówi Marek Konieczko, dyrektor placówki, który jednocześnie przyznaje, że kwota, której od szpitala domaga się pacjent jest najwyższa w historii SSW. - Takich wniosków jeszcze nie mieliśmy, dużo niższe tak. To jest okaleczenie człowieka, ja tego nie oceniam - zaznacza Konieczko.
Marek Konieczko od początku zaznacza, że stara się trzymać z boku sprawy, choć gdy trafiły do niego informacje o różnicy w dokumentach chorego, sam złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury, sam też powiadomił izbę lekarską.
Paweł Kowara do szpitala ma żal nie tylko o decyzje, które kosztowały go utratę nogi, ale także o brak "ludzkich" reakcji.
- Pan dyrektor szpitala przepraszał mnie, ale tylko w telewizji - mówi mieszkaniec gm. Moszczenica.
Do wypadku z widłami, które wbiły się w nogę Pawła Kowary doszło w styczniu 2013 roku. Mężczyzna tego samego wieczora trafił na SOR, ale po opatrzeniu i zszyciu rany przez Jacka S. został odesłany do domu. W weekend sytuacja się pogorszyła, rana bolała, pojawiła się ropa. Mimo kolejnej wizyty na SOR pacjent znów wrócił do domu. W poniedziałek pojechał na zdjęcie szwów. Przyjął go Paweł S. Pacjent wrócił do domu, ale wieczorem, z gorączką wreszcie przyjęto go do szpitala. Następnego dnia - ale już w Łodzi - zakażoną nogę amputowano na wysokości uda.
Praktycznie zaraz po wyjściu ze szpitala Paweł Kowara zgłosił się do prokuratury. Ta, jak mówi Sławomir Mamrot, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie, powoli kończy postępowanie.
W zgromadzonych materiałach są m.in. opinie biegłych z Krakowa, druga, uzupełniająca, o którą śledczy wystąpili już po postawieniu zarzutów obu lekarzom, jest właśnie analizowana.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?