Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z mec. Ewą Juszko-Pałubską, obrończynią działaczy "Solidarności" i jej synem Michałem Pałubskim (materiał archiwalny z 2009 r.)

Marek Obszarny
Już się śmieją z przeszłości. Archiwalna rozmowa z mec. Ewą Juszko-Pałubską i jej synem Michałem Pałubskim z 2009 r.
Już się śmieją z przeszłości. Archiwalna rozmowa z mec. Ewą Juszko-Pałubską i jej synem Michałem Pałubskim z 2009 r. Dariusz Śmigielski/Archiwum "7 Dni Piotrków"
Ewa Juszko-Pałubska na dwa lata zniknęła z życia pięcioletniego synka. Z więzienia wysyłała do niego listy, w których pisała bajki na dobranoc i uczyła alfabetu. Z adwokatką, która w stanie wojennym broniła działaczy "Solidarności" z Piotrkowa i Tomaszowa, oraz jej synem Michałem Pałubskim, aktorem i kabareciarzem - rozmawia Marek Obszarny. Mec. Juszko-Pałubska zmarła w Piotrkowie 16 lipca 2018 r. W związku z 42. rocznicą wprowadzenia stanu wojennego, przypominamy archiwalny wywiad z 2009 roku, który ukazał się w "Dzienniku Łódzkim" ("7 Dni").

"Już się śmieją z przeszłości". Archiwalna rozmowa z mec. Ewą Juszko-Pałubską i jej synem Michałem Pałubskim z 2009 r.

Ile lat miał Michał, gdy Panią aresztowano?
Matka:- Cztery. Czułam, że tak będzie, bo za długo koło mnie chodzili i się odgrażali. Zadzwonili w przeddzień, żebym przyjechała do Łodzi na policję. Spytałam, czy mam wziąć szczoteczkę do zębów. Zaśmiali się, powiedzieli, że nie. Nie wzięłam. Byłam w letniej sukience, bo był wtedy upał. To było 1 sierpnia 1984 roku, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.
Syn: - To musiałem mieć pięć...
Matka:- Pięć? Taki stary byłeś? Jezu, to ty kawał byka byłeś już wtedy. No dobrze, w każdym razie pojechałem najpierw do prokuratora, bo myślałam, że jest jakaś instytucja, która jednak wierzy w sprawiedliwość. Tymczasem okazało się, że czekał na mnie pan prokurator Ekiert. Ten, który oskarżał Słowika i Kropiwnickiego w sławnym procesie łódzkim. Powiedziałam mu, że jeśli wierzy w to co mi robi, to mu życzę zdrowia, ale jeśli nie, to zdrowiem długo się nie pocieszy. I przestał prowadzić moją sprawę, bo dostał ataku woreczka żółciowego i poszedł na operację. Oskarżał mnie już kto inny. Natomiast tego samego dnia zostałam aresztowana i w tej letniej sukience znalazłam się w podziemiach więzienia.

Pamiętasz Michał, jak mamę zabrali?
Syn: - Byłem trochę za mały. Pamiętam na pewno, jak wróciła - to było niesamowite. Ale czułem strach przed tymi ludźmi, bo przychodzili do domu, robili rewizje. Gdzieś tam wciąż czuję ten strach. Nie pamiętam samego momentu, gdy mamę zabrali, bo sama pojechała na wezwanie, ale pamiętam, że wychodziła z domu i jeszcze była, a jak tata wrócił, to już jej nie było. I nie było jej przez następne dwa lata.
Ale mama, mimo że siedziała w więzieniu, uczyła mnie czytać. To było niesamowite. Mam listy. Dostawałem w nich od mamy rysunki jak w elementarzu, np. królik na hulajnodze, dzięki któremu miałem się nauczyć literki "h". Do każdej literki mama pisała też bajkę. To chyba jedyna część listów, która nie była ocenzurowana. Mimo odległości, mama była w Krzywańcu pod Zieloną Górą, uczyła mnie czytać i to było niesamowite. Trzymam listy schowane głęboko w szafce.

Dużo było tych listów?
Syn: - Uzbierał się chyba cały alfabet, a w każdym liście dostawałem inną literkę. Później czytała mi je siostra, która musiała dużo szybciej wydorośleć przez całą sytuację. Tata próbował jakoś związać koniec z końcem, ale w tamtym czasie bycie partnerem osoby na cenzurowanym to była straszna rzecz. Wywalili go z pracy i w rezultacie został kierowcą, mimo że był inżynierem. Pracował w biurze projektowym, a trafił do sanitarki w pogotowiu.
Matka:- Zwolnili go za porozumieniem stron. Powiedzieli, że jeśli się nie zgodzi na porozumienie, to zwolnią go z jego winy. Syn: Gdy mama wróciła, miała tak zwane miłe pogawędki. Musiała się meldować w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Piotrkowie.

To miała być forma dozoru policyjnego?
Matka:- Nie, to nie był dozór. Oni w dalszym ciągu uważali, że mnie skaperują.
Syn: - Chodziłem czasem z mamą na takie spotkania. Nigdy przy nich nie płakała, ale od razu po spotkaniu szła do łazienki i tam roniła łzy. A że nie chciała, żebym to widział, wchodziła do kabiny. I pamiętam, że kiedy weszła do tej kabiny, zacząłem uderzać w drzwi, pytając, czy ona tam wciąż jest, czy nie zniknęła? To jest trauma. Ale zarazem są elementy bardzo dowcipne. Dlatego teraz robię kabaret.

Dowcipne?
Syn: Bo mama nauczyła mnie lekkości przyjmowania takich rzeczy. Na przykład, kiedy wiedzieliśmy, że telefon był na podsłuchu, mama nauczyła mnie, że podnosiłem słuchawkę i mówiłem: "Dzień dobry panu z drugiej strony, ja teraz będę dzwonił po lekcje, więc możecie iść na kawę i odpuścić". I dzwoniłem do kolegi po lekcje.
Matka:- Trzeba być grzecznym dla ludzi.
Syn: - Trzeba być grzecznym, nawet jeżeli są nieciekawymi typami. Ale jest jedna rzecz, za którą mogę tym panom podziękować, mimo że zabrali mi mamę. Ta cała sytuacja nauczyła mnie honoru. Nie ma nic ważniejszego w moim życiu niż honor
Matka:- Jeszcze godność.
Syn: I godność. Wiem, że czasem ludzie są źli, ale mimo iż mogą mi skopać tyłek, chcę być dla nich dobry. Bo dostałem bardzo dużo dobra, choćby od ojca Miecznikowskiego , kapelana łódzkiej "Solidarności", od ludzi, którzy po powrocie mamy przysyłali nam paczki ze Stanów, Kanady, z całego świata. Czułem dobroć ludzką i przez to chcę być dobry dla ludzi. Moją sztuką, moim kabaretem chcę na godzinę odebrać im wszystkie ich troski, bo wiem, że na tym polega moja praca. I to jest właśnie kabaret. Oni wchodzą, są smutni, mają godzinę, żeby się wyśmiać, zapominają o troskach i idą jeszcze szczęśliwi do domu, a na drugi dzień wracają do smutnej rzeczywistości.

Czyli fakt, że trafiłeś do kabaretu, jest silnie związany z tym, co spotkało twoją mamę za komuny?
Syn: - Uważam, że najlepszym sposobem na wyleczenie problemów jest scena, bo tam wszystko jest poukładane. W życiu wiele rzeczy może nas zaskoczyć, na scenie nigdy, bo wiemy, że coś się skończy i wiemy, kiedy. Myślę, że mama wiedziała, jak odbieram to, że siedziała w więzieniu, a potem śmierć taty, i tak naprawdę to ona wypchnęła mnie na scenę. Trafiłem do teatru, potem do kabaretu, choć nie miałem przygotowania. Marek Perepeczko powiedział mi, że aktorstwa nie da się nauczyć. Potem, żebym spróbował kabaretu, a na samym końcu, gdy rezygnowałem już z teatru, zapytał, czy zdaję sobie sprawę z tego, co wybieram? Bo teatr jest jednak prostszy niż kabaret, dużo prostszy.

A ile w tym kabarecie jest traumy z przeszłości?
Syn: - Żeby tworzyć kabaret, trzeba potrafić śmiać się z siebie. Ja mam bardzo duży dystans do tego, co się zdarzyło z mamą, dlatego, że mogę się już z tego śmiać. Dzięki temu, że nauczyłem się tego, że nie mogę się nad tym użalać, mogę powiedzieć, że każdy numer sceniczny, który mnie śmieszy, jest elementem jakiejś traumy. Albo traumy związanej z mamą, albo traumy z mojego życia. Tak powstaje kabaret.

Pani jest zadowolona, że syn wylądował w kabarecie?
Matka:- Prawdę powiedziawszy, wiedziałam, że to się tak skończy. Ale barierkę postawiłam mu wysoko. Bo gdy przyszedł do mnie, miał wtedy 18 czy 19 lat, i powiedział, że chce iść do teatru i może być nawet inspicjentem. Tłumaczyłam, że to ciężka i niewdzięczna praca, zawiść i nienawiść są w tym zawodzie, ale on się nie zrażał. Zastanawiałam się więc, jaką barierkę postawić, żeby jej nie przekroczył. Mówię: dobra synu, ja się zgadzam, ale pod jednym warunkiem: reżyserem będzie Adam Hanuszkiewicz. On na to: to nie jest niemożliwe, bo castingi robi. Ja na to: chwileczkę, jeszcze musisz grać rolę tytułową u Hanuszkiewicza. Myślę sobie: cudów nie ma. Przychodzi mój syn któregoś pięknego dnia i mówi: mamo, jadę na casting, Hanuszkiewicz robi w teatrze w Częstochowie. No a potem telefon dzwoni: - Mamo siedzisz? Siedzę, co tam? - No jestem. Co jesteś? - Panem Tadeuszem jestem. Jego pierwszą rolą u Hanuszkiewicza był Pan Tadeusz.
Syn: - Dzięki wspaniałym kolejom państwowym spóźniłem się na ten casting. Spóźniłem się tak, że casting się już skończył. Gdy zobaczyłem, jak Adam Hanuszkiewicz z Markiem Perepeczką idą po schodach, wbiegałem przed nich pół piętra wyżej i mówiłem to, co sobie przygotowałem. Tak było aż do trzeciego piętra, gdzie Hanuszkiewicz się zatrzymał i powiedział do Perepeczki: - Marek, casting na Pana Tadeusza jest nieważny. On będzie Panem Tadeuszem. Tak zdobyłem pierwszą rolę.
Matka:- I niech mi kto powie, że nie decyduje "góra".

Scenę dla Michała urządzała Pani, jak był ledwie trzylatkiem...
Matka: - Rzeczywiście, pierwszy raz wygrał konkurs w amfiteatrze miejskim, jak miał trzy lata. Śpiewał "Jagódki" i "Kotka Puszka". Był przebrany za Sindbada Żeglarza i obraził się na mnie strasznie, bo wygrał przelot nad Piotrkowem i nie mógł lecieć, bo jechaliśmy do Bułgarii. Ale mu oddałam ten przelot, kiedy wygrałam los na loterii podczas pierwszych wyborów samorządowych.
Syn: - Honor wyciągnąłem z mlekiem matki. Wtedy zająłem pierwsze miejsce. Drugą nagrodą był karabin, trzecią - nie pamiętam. Nie mogłem lecieć, więc chcieli, żebym sobie wybrał. Powiedziałem organizatorom, że skoro to pierwsza nagroda, to muszę wziąć dwie: za drugie i trzecie miejsce.
Matka:- A potem widziałam, że Michał po prostu jest zdolny, żeby nie powiedzieć, że ma talent, bo może każda matka tak uważa. Ale nie tylko ja tak uważam, tak uważają ludzie. Wtedy widziałam po prostu, że ma tą iskierkę bożą, dlatego zaczęły się konkursy recytatorskie, w których bardzo dużo pomagała Monika, czyli moja córka, siostra Michała.

Podobno wystawiała też Pani Michała w oknie...
Matka:- Oczywiście. Był stan wojenny. Michał miał trzy i pół roku. Głośniki mieliśmy olbrzymie i wystawiłam je na oknie. Michał dostał mikrofon i śpiewał "Żeby Polska była Polską" na całe Słowackiego. To się strasznie nie podobało milicjantom. No ale przecież mogło mnie nie być w domu, tak?
Syn: - Czyli można powiedzieć, że walczyłem z systemem.
Matka: - Walczył od małego.

Już się śmieją z przeszłości. Archiwalna rozmowa z mec. Ewą Juszko-Pałubską i jej synem Michałem Pałubskim z 2009 r.

Rozmowa z mec. Ewą Juszko-Pałubską, obrończynią działaczy "S...

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto