Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mała Dywersja z Chrobrego, czyli parę słów o historii

Dawid Ciżewski
Jerzy Biesiadowski należał do ścisłego kierownictwa  "Małej Dywersji", tu na zdjęciach z akt UB
Jerzy Biesiadowski należał do ścisłego kierownictwa "Małej Dywersji", tu na zdjęciach z akt UB Fot. materiały IPN/archiwum Pawła Wąsa
Byli wesołymi, młodymi ludźmi. Mieli zainteresowania i pasje. Połączyła ich wspólna walka o wolną Polskę, za co byli torturowani i skazani na kary więzienia. Członkowie Tajnej Organizacji ZHP "Mała Dywersja" z Piotrkowa mieli od 13 do 19 lat, gdy zajął się nimi Urząd Bezpieczeństwa.

Ich oprawcy stanęli przed sądem już w III RP. Jeden z byłych funkcjonariuszy UB, ten który najbrutalniej znęcał się podczas przesłuchań nad młodymi ludźmi, dostał dwuletni wyrok.

Jan Ibel, Witold Baranowski i Andrzej Mytkowicz - to właśnie ci uczniowie z ówczesnego Gimnazjum im. B. Chrobrego w Piotrkowie, w 1948 roku zawiązali tajną organizację, która początkowo nie miała nazwy, ani określonych struktur. Później dołączył do nich Janusz Ludziejewski. Dwóch chłopców w obawie przed dekonspiracją opuściło organizację. Wtedy Ibel i Mytkowicz nawiązali kontakt z dwoma innymi uczniami "Chrobrego" z równoległych klas, Jerzym Biesiadowskim oraz Stanisławem Karlińskim, którzy działali aktywnie w harcerstwie.

Wszyscy czterej młodzieńcy postanowili przeciwstawić się wszechobecnej stalinowskiej indoktrynacji, nazywając grupę "Małą Dywersją", co miało nawiązywać do działalności Szarych Szeregów oraz "Małego Sabotażu" w okresie okupacji niemieckiej.

Rozwieszali afisze i malowali na murach treści antykomunistyczne. Planowali zdobyć broń do skuteczniejszej walki z ówczesnym systemem, a nawet wysadzić Pomnik Wdzięczności przy okazji święta 11 listopada, ale nic z tego nie wyszło. Wcześniej "Mała Dywersja" została zdekonspirowana i rozbita, po tym jak jeden z chłopców, którego próbowano zwerbować do organizacji, opowiedział o działalności grupy w komendzie hufca. Wieści szybko dotarły do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Piotrkowie. Aresztowań członków organizacji UB wspólnie z Milicją Obywatelską dokonał 4 listopada 1950 roku.

W sobotę 4 listopada wyszedłem rano do szkoły. Przed moim domem stał jakiś nieciekawy typ i obserwował dom, co mnie zaintrygowało… - relacjonował po latach Jerzy Biesiadowski. - Za rogiem ulicy doszło do mnie dwóch typów z zapytaniem: Biesiadowski? Zaraz jeden wcisnął mi w brzuch lufę pistoletu, drugi otworzył drzwi do starej, zielonej skody, gdzie kazali mi wsiąść.

Andrzeja Mytkowicza aresztowano tego samego dnia przy ulicy Budki w Piotrkowie. Wszystkich zatrzymanych przewieziono do siedziby UB przy ulicy Sienkiewicza, gdzie byli przetrzymywani w piwnicach. W trakcie przesłuchań nagminnie stosowano wobec nich przemoc.

Funkcjonariusze UB, żeby wymusić zeznania, stosowali wymyślne i wyjątkowo brutalne tortury. Na przykład zakneblowanym młodym ludziom wiszącym głowami w dół lano wodę do nosa, rzucano ich o ściany i szafy, bito po całym ciele, w tym po kręgosłupie. Przesłuchania trwały czasem bez przerwy prawie dwie doby. Tych, którzy nie chcieli zeznawać po myśli ubowców, zamykano w karcerze po kostki w wodzie.

Po kilku tygodniach brutalnego śledztwa przewieziono wszystkich do więzienia. Sporządzono trzy akty oskarżenia, w których zarzucono młodym gimnazjalistom "próbę obalenia przemocą ustroju państwa". Część z zatrzymanych została zwolniona.

Pierwszy proces członków Tajnej Organizacji Związku Harcerstwa Polskiego "Mała Dywersja" odbył się w kwietniu 1951 roku. Czterech chłopców uznanych za trzon organizacji Wojskowy Sąd Rejowy w Łodzi skazał na kary od 3 do 6 lat więzienia, sześć osób dostało wyroki w zawieszeniu, a jedna została uniewinniona.

- Skazani na długoletnie więzienie odsiadywali wyroki w obozie "reedukacyjnym" w Jaworznie. Po wyjściu na wolność zostali obywatelami drugiej kategorii, przez wiele lat nie mogli znaleźć pracy - mówi Paweł Wąs, historyk z Piotrkowa, który badał historię m.in. ,,Małej Dywersji".

Po upadku komunizmu wyroki stalinowskich sądów zostały unieważnione. W 1992 roku do Sądu Wojewódzkiego, IV Wydział Karny w Łodzi, wpłynęły pisma o wydanie potwierdzeń pobytu w areszcie UB oraz więzieniu Witolda i Marii Baranowskich. W tym samym czasie podobne wnioski złożyły również członkinie organizacji "Partyzantka Podziemna" z Bełchatowa, które więziono w piotrkowskim UB w 1952 roku.

Okręgowa Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi rozpoczęła śledztwo w sprawie bezprawnego pozbawienia wolności, a następnie fizycznego i moralnego znęcania się nad działaczami "Małej Dywersji" oraz nad innymi podobnymi "młodzieżówkami" antykomunistycznymi, przez funkcjonariuszy PUBP w Piotrkowie. Ich byli członkowie złożyli obszerne wyjaśnienia w prokuraturze.

- Na podstawie zebranych materiałów w 1996 roku wszczęto śledztwa w sprawie "naruszania praworządności i łamanie praw człowieka przez funkcjonariuszy PUBP w Piotrkowie, od grudnia 1950 roku do grudnia 1952 roku." Śledczy skierowali do piotrkowskiego Sądu Rejonowego akt oskarżenia przeciwko trzem byłym funkcjonariuszom UB w Piotrkowie: Henrykowi P., Tadeuszowi M. oraz Eugeniuszowi G. - wyjaśnia Paweł Wąs.

Kluczową rolę podczas brutalnych przesłuchań miał odgrywać szef piotrkowskiego UB, Henryk P., w latach 70. generał i wiceminister spraw wewnętrznych.

- W przerwie jednej z pierwszych rozpraw podszedł do mnie Tadeusz M. i powiedział, że za wszystkim stoi jego były szef - Tadeusz K. Podał mi jego adres, a ja wskazałem go śledczym. Dlatego stanął przed sądem - mówi Jerzy Biesiadowski.

Tadeusz K. był w latach 1950-1951 początkowo referentem, a później kierownikiem sekcji V PUBP w Piotrkowie, która zajmowała się m.in. ruchem młodzieżowym. Według zgromadzonych dowodów, w czasie wielogodzinnych, często nocnych przesłuchań, bił pokrzywdzonych pięściami, kawałkiem kabla, gumową pałką. Przywiązywał pokrzywdzonych do drążka głową w dół, po czym kopał ich po głowie i żebrach. I to właśnie Tadeusz K. został skazany na karę dwóch lat więzienia, z którego został zwolniony przedterminowo 19 lipca 2006.

- Dobrze, że chociaż jeden nasz oprawca został skazany. Najgorsze było patrzenie na tych ludzi na sali rozpraw, na ich arogancję, zasłanianie się stale niepamięcią - mówi Jerzy Biesiadowski.

Dwóch oskarżonych nie doczekało wyroków, zmarli w trakcie procesu. Do tej pory nie został osądzony generał Henryk P. Nie stawia się na kolejne rozprawy, dostarczając zwolnienia lekarskie o złym stanie zdrowia.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto