Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotrkowianka pracowała przy powstawaniu filmu "Twój Vincent"

Katarzyna Renkiel
Siłą Vincenta jest na pewno nowatorska technika - to coś, czego jeszcze w kinie nie było. Być może Akademia doceni warstwę artystyczną filmu i przełamie hegemonię Pixara. Nie jesteśmy całkiem bez szans - mówi Karolina Michałowska
Siłą Vincenta jest na pewno nowatorska technika - to coś, czego jeszcze w kinie nie było. Być może Akademia doceni warstwę artystyczną filmu i przełamie hegemonię Pixara. Nie jesteśmy całkiem bez szans - mówi Karolina Michałowska Archiwum prywatne
Piotrkowianka Karolina Michałowska pracowała przy powstawaniu filmu "Twój Vincent". Animację nominowano do Oskara.

Czym zajmuje się Pani na co dzień i jaki jest Pani związek z Piotrkowem?
Jestem doktorantką na Uniwersytecie Warszawskim, w tej chwili na trzecim roku studiów doktoranckich, mam 26 lat i zajmuję się głównie archeologią i sztuką starożytną, trochę antropologią kultury. Pracuję nad cyfrową rekonstrukcją zabytków starożytnych więc moja raca naukowa wiąże się do pewnego stopnia z działaniem artystycznym . Obecnie jestem we Florencji na stypendium i zbieram materiały do pracy doktorskiej, przy okazji zwiedzam wszystkie możliwe muzea i galerie. Na co dzień, poza studiami, zajmuję się pracą jako grafik-freelancer, głównie zdalnie.

Kończyłam II LO w Piotrkowie Trybunalskim i byłam laureatką Olimpiady Artystycznej, co pozwoliło mi wybrać dowolny uniwersytet w Polsce. Na studia wyjechałam w 2010 roku i głównie mieszkam w Warszawie, chyba, że akurat przebywam za granicą.

Zobacz także Premiera filmu promocyjnego Piotrkowa w kinie Helios [ZDJĘCIA]

Jak to się stało, że zaangażowała się Pani w prace nad filmem "Twój Vincent" i dlaczego?
2. O tym, że taki film powstaje w Polsce dowiedziałam się zupełnie przypadkowo, z posta na fejsbooku, udostępnionego przez znajomą z… Libanu. Zwiastun filmu kończył się informacją o tym, że studio nadal rekrutuje artystów do pracy w Gdańsku i Wrocławiu. To był marzec 2016, a ja byłam na pierwszym roku doktoratu w Warszawie. Nie powstrzymało mnie to od wysłania swojego portfolio.

Proces rekrutacji przewidywał selekcję nadesłanych portfolio, trzydniowe testy w jednym ze studiów a następnie, jeśli pomyślnie przeszło się testy - trzytygodniowe szkolenie z animacji. Przeszedłszy pomyślnie wszystkie etapy, już w maju oficjalnie dołączyłam do zespołu jako jedna ze 125 zakwalifikowanych artystów. Dopiero wówczas dowiedziałam się, że do projektu zgłosiło się około 5000 osób z całego świata.

Tak naprawdę nie umiem powiedzieć dlaczego zdecydowałam się wysłać swoje zgłoszenie, ale zupełnie nie mogłam przestać myśleć o tym filmie. Byłam nim tak bardzo zafascynowana, że chyba zgłosiłam się tylko po to, żeby mieć szansę zobaczyć jak powstaje. Pamiętam, że liczyłam na to, że dostanę się przynajmniej do etapu testów, żeby chociaż móc na własne oczy zobaczyć studio i proces powstawania filmu. Fakt, że przeszłam nie tylko testy, ale też szkolenie i dołączyłam do ekipy, jeszcze długo później wydawał mi się kompletnie surrealistyczny. Tym bardziej, że nie mam formalnego wykształcenia artystycznego. Jedyne co miałam to kurs rysunku i malarstwa w piotrkowskim Miejskim Ośrodku Kultury. Ale jak się okazało, bardzo wielu artystów pracujących przy filmie było „amatorami”. Liczyła się głównie zdolność kopiowania stylu Vincenta i opanowanie podstaw animacji malarskiej w trakcie szkolenia.

Jak wyglądał Pani wkład do filmu, jak wyglądała praca nad nim i ile czasu zajęła?
3. Byłam jedną z kilkunastu osób pracujących w najmniejszym z trzech studiów – we Wrocławiu. Moim zadaniem było stworzenie zaledwie kilku spośród kolorowych scen w filmie (podczas gdy cześć osób pracowała nad czarno-białymi ujęciami). Praca wyglądała tak, że każdy pracował w swoim PAWSie (Painting Animation Work Station), czyli w bardzo niedużych pomieszczeniach ze stelażem, do którego przymocowane było podobrazie malarskie, komputer, projektor i aparat cyfrowy. Praca trwała 10 godzin dziennie, czasem więcej, 5 dni w tygodniu, czasem 6. Najpierw trzeba było namalować pierwszą klatkę danej sceny, jak najlepiej dopasowując ją do poprzednich ujęć w scenie i tzw. keyframe, starając się odtworzyć charakterystyczne pociągnięcia pędzla van Gogha. Kluczowe było idealne dobranie kolorów, co nie było wcale łatwe. Po skończeniu malowania trzeba było gotową klatkę sfotografować, a następnie usunąć i przemalować fragmenty, które miały się poruszyć, posługując się referencjami z rzutnika. Czasem dany element trzeba było przesunąć zaledwie o milimetr, nawet jeśli oznaczało to namalowanie całej twarzy postaci od nowa. Praca nad jedną sceną trwała tygodniami.

Po 7 miesiącach nieustannej pracy odpowiadam za mniej niż pół minuty filmu. Malowałam część sceny na posterunku z żandarmem, jeden mały fragment bójki i kawałek rozmowy z doktorem Gachetem. Niby niewiele, ale jeśli wziąć pod uwagę, że 125 osób malowało 94 minuty filmu, to średnio każdy z artystów namalował mniej niż minutę. Średnio, bo niektórzy namalowali tylko jedno ujęcie, podczas gdy najdłużej pracujący artyści stworzyli po kilka minut. Cały proces powstawania filmu zajął ponad 6 lat.
Czytaj dalej na kolejnej stronie

Jaka była Pani pierwsza reakcja, gdy usłyszała, że taki film w ogóle powstaje? Chyba nigdy wcześniej nikt niczego podobnego nie wymyślił?
Muszę przyznać, że moja pierwsza reakcja była iście profetyczna, bo oznajmiłam, że to jest film który dostanie co najmniej nominację do Oscara. Pamiętam, że utknęłam przy komputerze oglądając zwiastun tyle razy, że spóźniłam się na zajęcia na uniwersytecie, a potem i tak nie mogłam przestać o tym myśleć.

Idea namalowania filmu o van Goghu farbami olejnymi, imitując jego styl wydała mi się absolutnie zachwycająca. Jest to pierwszy w historii ręcznie malowany farbami film pełnometrażowy i zdecydowanie brzmiało to jak bardzo ekscytująca perspektywa.

Muszę przyznać, że o tym, że chcę się zgłosić, nie powiedziałam prawie nikomu, poza może trzema najbliższymi osobami, bo wydawało mi się, że usłyszę, że porywam się z motyką na słońce. Sama sobie powtarzałam, że to chyba jednak za wysokie progi na moje nogi, że nie mam doświadczenia, że nie znam się na animacji, że od paru lat nie malowałam farbami olejnymi (w tamtym czasie pracowałam niemal wyłącznie nad digital art). A mimo to, ten projekt wydał mi się tak obiecujący, że przez kilka dni nie mogłam wyrzucić go z głowy. Byłam absolutnie pewna, że jest to coś, co odbije się szerokim echem w świecie sztuki i popkultury, i że wreszcie mamy polską (przynajmniej w części) produkcję, która ma realne szanse na walkę o Oscary i inne ważne nagrody na światowym poziomie. I byłam absolutnie gotowa przerwać studia i pracę w Warszawie i przeprowadzić się do Wrocławia lub Gdańska z dnia na dzień, jeśli tylko oznaczałoby to, że mogę być częścią tego projektu.

Czy często bywa Pani w rodzinnym Piotrkowie? Czy w związku z filmem, a raczej Pani wkładem w niego, planowane jest jakieś autorskie spotkanie albo wystawa?
W Piotrkowie bywam dosyć często, trochę tam pomieszkuję, jeśli akurat nie jestem w Warszawie lub za granicą. Myślę o zorganizowaniu wystawy, jak już wrócę z Włoch, może jeszcze zdążę przed rozdaniem Oscarów. Przypuszczam, że dałoby się zorganizować jakieś spotkanie w miejskiej bibliotece, jeśli byłoby zainteresowanie. Może jakiś pokaz specjalny w piotrkowskim kinie, jeśli zarząd kina byłby zainteresowany. Miałam okazję zaprezentować film florenckiej widowni podczas jego włoskiej premiery, więc może warto by powtórzyć to w rodzinnym mieście przy okazji oscarowej fali zainteresowania filmem.

Jakie szanse ma Pani zdaniem na Oskara film "Twój Vincent"?
Trudno powiedzieć. Naszym głównym rywalem niewątpliwie jest „Coco” Pixara, a nie od dziś wiadomo, że Disney/Pixar ma niemalże monopol na Oscary w kategorii animacji pełnometrażowej. W walce o Złote Globy to „Coco” zdobyło statuetkę, ale nie jest powiedziane, że Akademia koniecznie pójdzie tym samym śladem. Siłą Vincenta jest na pewno nowatorska technika - to coś czego jeszcze w kinie nie było. Być może Akademia doceni warstwę artystyczną filmu i przełamie hegemonię Pixara. Nie jesteśmy całkiem bez szans. Ale myślę, że już sama nominacja to bardzo ważne wyróżnienie i sam fakt, że stajemy w szranki z Pixarem wiele mówi o tym, jak dobrze Twój Vincent został przyjęty przez krytykę i widownię.

Jakie ma Pani hobby poza malarstwem?
8. Podróże i fotografia, najlepiej jeśli idą w parze – przynajmniej kilka razy w roku staram się wyjechać za granicę, nie umiem usiedzieć na miejscu. Trochę bloguję, chociaż traktuję to głównie jako platformę do eksponowania mojej twórczości.

Polacy robią animowany film o Vincencie Van Goghu. Jest szansa na Oscara?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto