Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotrkowska Inicjatywa Obywatelska chce referendum

Aleksandra Tyczyńska
Katarzyna Gletkier z Piotrkowskiej Inicjatywy Obywatelskiej rozdawała "PIOtrkowskie Fakty Referendalne" podczas środowej sesji
Katarzyna Gletkier z Piotrkowskiej Inicjatywy Obywatelskiej rozdawała "PIOtrkowskie Fakty Referendalne" podczas środowej sesji Dariusz Śmigielski
Piotrkowska Inicjatywa Obywatelska dążąc do referendum w sprawie odwołania prezydenta i rady miasta będzie przekonywać do tego mieszkańców.

Gazetka "PIOtrkowskie Fakty Referendalne", rozprowadzana od początku mijającego tygodnia, jest na pewno tego - wyraźną - zapowiedzią, a organizatorzy dysponują praktycznie gotowym terminarzem.


W formacie A4, na 12 stronach i w tabloidalnym stylu możemy przeczytać, że wiceprezydent Andrzej Kacperek "groźnym okiem łypie", a przewodniczący rady Marian Błaszczyński znany jest "z wielkiego apetytu na darmowych bankietach". Nieformalne stowarzyszenie Piotrkowska Inicjatywa Obywatelska pyta, czy "prezydent odpowie karnie za korupcję polityczną przy zakupie hali balonowej od rodziny radnego", krzyczy o "kumoterstwie przy obsadzaniu stanowisk" i mówi "stop podwyżkom w naszym mieście". 


Czytaj także Zapowiedź referendum w Piotrkowie

Na łamach gazetki piotrkowianie znajdą odbicie wszystkich kontrowersyjnych spraw, którymi żyło miasto, czy to za sprawą publikacji prasowych (jak choćby układy w radach nadzorczych), czy też kampanii bilboardowej, która wytknęła prezydentowi Piotrkowa, m.in. postawienie miejskich szkół w zastaw zaciągniętych pożyczek. Nietrafione - zdaniem wydawców - inwestycje, czy podwyżki opłat lokalnych, za które odpowiedzialna jest lokalna władza, to już wisienka na torcie.


Na początku marca, kiedy Marcin Pampuch, Katarzyna Gletkier i Aleksandra Rozpędek ogłosili, że grupa mieszkańców zawiązała nieformalne stowarzyszenie Piotrkowska Inicjatywa Obywatelska po to, by rozliczać włodarzy, pojawiły się przypuszczenia, że owa "grupa" dążyć będzie do referendum. 


- Mówimy, kto odpowiada za podwyżki w naszym mieście i jaki mechanizm działania lokalnej władzy doprowadził do tego, że piotrkowianie mają coraz mniej pieniędzy w portfelach - mówi Marcin Pampuch z PIO i potwierdza, że gazetka jest pierwszym krokiem do inicjatywy referendalnej.


Zdaniem miejskiego radnego Mariusza Staszka z prezydenckiego ugrupowania Razem dla Piotrkowa, można się było tego spodziewać jeszcze wcześniej, nim pojawiła się PIO.


- Za PIO stoi ta prawdziwa grupa ludzi, która dąży do władzy w tym mieście i mogliśmy się tego spodziewać już wtedy, kiedy nie zostały spełnione żądania Rozwoju i Gospodarności co do stanowiska wiceprezydenta - mówi Staszek.


Radny podkreśla, że szanuje opozycję, o ile ta ma "po kolei w głowie". - A trudno mi szanować taką, której sztandarową postacią jest osoba odcięta od samorządowej pępowiny, sponsorowana przez ludzi mających duże pieniądze, która krytykuje, a może nie pamięta, że za jego kadencji żona znalazła pracę w miejskiej spółce - dodaje.


"Sztandarowa postać", o której mówi Staszek, to Marcin Pampuch, w Piotrkowie najbardziej znany jako były rzecznik prasowy byłego prezydenta Waldemara Matusewicza. Od lat zajmuje się jednak zupełnie inną działalnością, a ostatnio pisaniem wniosków dla firm i instytucji o unijne dotacje.


Obok Pampucha na pierwszym planie występują Katarzyna Gletkier, miejska radna z listy Rozwój i Gospodarność oraz Aleksandra Rozpędek, która swego czasu zasiadała w zarządzie klubu sportowego Concordia.


A drugi plan? Ten jest już mniej wyraźny. Pampuch podkreśla, że PIO to nie lista i składki członkowskie, a każdy, kto widzi błędy w zarządzaniu miastem i chce, by żyło się w nim lepiej.
-

To też tych 1200 piotrkowian, którzy podpisali petycję do prezydenta Chojniaka o obniżenie kosztów życia w Piotrkowie, a on ją po prostu wyrzucił - mówi Pampuch. 


Wokół drugiego (ale nie mniej ważnego) planu PIO narosło już wiele tajemniczych opowieści o tym, że za krytyką władzy wybranej w demokratycznych wyborach, mającą doprowadzić do jej usunięcia, stoi potężny kapitał. To duże pieniądze i przedsiębiorcy, którzy mają swoje niecne cele, a Chojniak stoi im na drodze.


- Jeśli popierają nas przedsiębiorcy, to tym lepiej dla przeciętnego Janka Kowalskiego. Firmy, które dobije fiskalna polityka ekipy rządzącej Piotrkowem, zaczną zwalniać, nie zatrudnią Janka Kowalskiego i nadejdzie kolejny taki dzień w pośredniaku, że przyjdzie zarejestrować się jednego dnia ponad 40 bezrobotnych - mówi Marcin Pampuch.


Zapytaliśmy kilku bardziej znanych w Piotrkowie przedsiębiorców, którzy na przestrzeni lat krytykowali rządy Krzysztofa Chojniaka i jego ekipy, czy wspierają inicjatywę referendalną, nie tylko duchowo, ale też finansowo. Część z nich zaznaczyła, że popiera, ale nie wspiera z własnej kieszeni. Część potwierdziła.


- Wspieram, popieram i pracuję dla tej inicjatywy podobnie, jak kilkunastu poważnych przedsiębiorców, którzy uważają, że to zły prezydent, który hamuje rozwój tego miasta - mówi Dariusz Dzwonnik, właściciel przedsiębiorstwa usługowego "Bona". Podkreśla, że irytują go już domniemania, że za PIO stoi "banda złodziei, którzy chcą dorwać się do władzy".


- Popieram w całej rozciągłości, bo Piotrków zasługuje na plebiscyt, czy nadal chce władzy, która stała się arogancka i zaborcza - mówi Witold Maćkowiak, dyrektor w firmie Roka i prezes piotrkowskich Sklejek.


Suchej nitki natomiast na inicjatywie PIO nie zostawia Jarosław Bąkowicz z biura prasowego magistratu.


- Żyjemy w państwie demokratycznym i każdy ma prawo do wyrażania opinii w mniej lub bardziej profesjonalny sposób. Potwierdziła się jednak teza, że jest w Piotrkowie grupa, która nie może pogodzić się z przegraną w ostatnich wyborach samorządowych. Poza tym wydruk takiej broszury kosztował zapewne kilkadziesiąt tysięcy złotych, które też można było wydać na kilka tysięcy obiadów dla dzieci, czy wyprawek szkolnych - komentuje Jarosław Bąkowicz.


Radni, z którymi rozmawialiśmy, nie wydają się zalęknieni widmem referendum, choć wielu się z tym nie zgadza.


Poparcie dla inicjatywy zadeklarował m.in. Tomasz Sokalski, radny opozycji.


- Patrząc na styl rządzenia prezydenta, zainteresowanie nim służb specjalnych, to, jak kształtuje się budżet i jak duże już w przyszłym roku będzie zadłużenie miasta, to nie wykluczam udziału w inicjatywie referendalnej - mówi Sokalski.


Zgodnie z zapowiedziami przedstawiciele PIO na przełomie tego i nowego roku złożą na ręce prezydenta wniosek o jego odwołanie. W styczniu, zarówno podczas zorganizowanych spotkań, jak i na ulicach będą zbierać podpisy za ogłoszeniem referendum w sprawie odwołania prezydenta Piotrkowa i radny miasta. Chcą zebrać o 50 procent więcej, niż jest to wymagane. Potem zwrócą się do komisarza wyborczego o ustalenie terminu referendum. Przypuszczają, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, odbędzie się ono wczesną wiosną.


Co piotrkowianie dostaną w zamian, jeśli odwołają prezydent Chojniaka i radę? Niestety, na razie konkretów brak. - W Piotrkowie jest wielu wykształconych ludzi odnoszących sukcesy na wielu płaszczyznach i każdy będzie lepszy od tego, co mamy teraz - mówi Pampuch. Zaznacza przy tym, że na to, by mówić o konkretnych nazwiskach, jest za wcześnie. - Będzie wystarczająco dużo czasu, by przedstawić osoby, które będą mogły zrealizować zawarte w 10 punktach postulaty o obniżenie kosztów życia w mieście - dodaje.


Udane i nieudane referenda

Piotrków Marzec 2005
Ponad 92 proc. piotrkowian, którzy wzięli udział w referendum, opowiedziało się za odwołaniem prezydenta Waldemara Matusewicza, a blisko 90 proc. uznało, że należy odwołać radę miasta. Referendum było nieważne - do urn poszło zaledwie 24,22 proc. uprawnionych.


Łódź styczeń 2010 i kwiecień 2012

Łodzianie odwołali Jerzego Kropiwnickiego. Frekwencja wyniosła 22,2 proc. Za odwołaniem prezydenta było 127 874 łodzian, przeciw - 4 951 osób. Do urn poszło prawie 134 tys. mieszkańców. By referendum było ważne, wystarczyło 115.443.
Dwa lata później nie udała się próba odwołania prezydent Hanny Zdanowskiej. By doprowadzić do referendum, grupa łodzian potrzebowała 59 tys. podpisów mieszkańców. Zebrała 52 tys.


Bytom czerwiec 2012

Za odwołaniem prezydenta Piotra Koja opowiedziało się 28 154 osób. Przeciwko składowi rady miejskiej zagłosowało 29 305 mieszkańców. By referendum się powiodło w lokalach musiało się stawić min. 21 835 bytomian w przypadku prezydenta i 28 638 w przypadku rady. Kryteria zostały spełnione. Nowo wybrany prezydent zapowiedział obniżki podatków.

Ręczno czerwiec 2012

Tylko 361 osób było zainteresowanych odwołaniem wójta Piotra Łysonia i rady gminy. Frekwencja wyniosła 11,75 proc. To za mało, żeby referendum było ważne. 


Piotrków wiosna 2013?

Po zawiadomieniu prezydenta miasta, organizatorzy mają 2 miesiące na zebranie podpisów, m.in. 10 proc. mieszkańców. W przypadku Piotrkowa będzie to ok. 7,5 tys. Listy z podpisami wraz z uzasadnieniem organizatorzy muszą dostarczyć do komisarza wyborczego, który w ciągu 30 dni przyjmie lub odrzuci wniosek o ogłoszenie referendum. To musi się odbyć w ciągu 55 dni od tej decyzji. By referendum było ważne, udział w nim musi wziąć nie mniej niż 3/5 liczby biorących udział w wyborze odwoływanego organu.


Prezydent Krzysztof Chojniak świętuje kolejne inwestycje, m.in. modernizację oczyszczalni i ujęcia wody Szczekanica. Czy zbierają się nad nim czarne chmury?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto