Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sandecja Nowy Sącz - ŁKS 4:1

Paweł Hochstim
Bramkarz ŁKS Jakub Skrzypiec (od prawej) musiał czterokrotnie wyjmować piłkę z siatki po strzałach piłkarzy Sandecji
Bramkarz ŁKS Jakub Skrzypiec (od prawej) musiał czterokrotnie wyjmować piłkę z siatki po strzałach piłkarzy Sandecji fot. Krzysztof Szymczak
Trwa wyjazdowy koszmar piłkarzy ŁKS, którzy nie dość, że przegrywają mecz za meczem, to jeszcze grają coraz gorzej. Niedzielne popołudnie w Nowym Sączu chwały łódzkiemu klubowi nie przyniosło.

11 czerwca 2004 roku piłkarze ŁKS przegrali w Bielsku-Białej z Podbeskidziem 0:2. Wtedy po raz ostatni bramki ŁKS bronił Jakub Skrzypiec, wówczas jeden z najlepszych piłkarzy łódzkiej drużyny. Po pięciu latach Skrzypiec wrócił do Łodzi, ale pierwszy raz po powrocie zagrał dopiero wczoraj.

Już w 13 minucie Skrzypiec musiał jednak wyciągać piłkę z siatki. Po błędzie obrońców sam na sam z łódzkim bramkarzem wyszedł Maciej Bębenek, niechciany niegdyś w ŁKS, a później zawodnik Widzewa. Pomocnik Sandecji zachował się jednak bardzo mądrze, bo Skrzypiec skrócił kąt, czym utrudnił celny strzał. Bębenek jednak podał wzdłuż linii końcowej do nadbiegającego Piotra Bani, a ten bez problemów wbił piłkę do siatki.

Grająca w Nowym Sączu bez Tomasza Hajty defensywa łódzkiego klubu nie ustrzegła się błędów. W 16 minucie powrót Pawła Drumlaka uratował przed stratą gola. Łodzianie od początku zostali zepchnięci przez nowosądecki zespół. To świadczy o jednym - jak nisko upadła piłkarska drużyna ŁKS...

O upadku łódzkiej drużyny świadczy też sytuacja z 24 minuty. Paweł Drumlak biegł za Dariuszem Gawęckim, ale w pewnym momencie odpuścił. Gawęcki rozegrał piłkę krótkimi podaniami z Banią, całkowicie oszukując obrońców ŁKS i wyszedł sam na sam ze Skrzypcem. Minął wychodzącego bramkarza i kopnął do pustej bramki.

Ełkaesiacy rzadko gościli na polu karnym Sandecji. Gdy już udało im się przedostać na przedpole gospodarzy, razili nieudolnością. Nawet gdy obrońcy Sandecji podawali im piłkę, nie byli w stanie zagrozić bramce Mariusza Różalskiego. Tak było choćby tuż przed przerwą, gdy Marcin Makuch podał do Łukasza Gikiewicza, ale napastnik ŁKS nie był w stanie podać w tempo do Drumlaka. Pierwszy strzał ełkaesiacy oddali w 45 minucie i było to... całkowicie przypadkowe. Piłka po nieudanym dośrodkowaniu Janusza Wolańskiego trafiła do Dejana Ognjanovicia, który podbił ją do góry. Piłka, ku zaskoczeniu wszystkich, odbiła się od poprzeczki.

Trener Grzegorz Wesołowski w Nowym Sączu zdecydował się na kilka zmian w składzie. Niespodziewanie na ławce rezerwowych, obok Bogusława Wyparły, usiadł Rafał Kujawa. Do łask trenera wrócił Dejan Djenić, który wybiegł w pierwszej jedenastce i razem z Łukaszem Gikiewiczem tworzył linię ataku. Do podstawowego składu znów trafił też Mariusz Mowlik, ostatnio siedzący na ławce rezerwowych. Nie poprawiło to gry łodzian. Podopieczni Wesołowskiego grali tak samo słabo, jak w pierwszej połowie ostatniego meczu z Flotą Świnoujście. Ci kibice, którzy w czwartek byli na stadionie ŁKS zrozumieją, że ŁKS w Nowym Sączu grał fatalnie.

Trudno dziś wskazać piłkarza, który prezentuje się dobrze. Błędy popełniają wszyscy - w Nowym Sączu najmniej Marcin Adamski. Napastników właściwie nie ma, liczba strat notowanych przez pomocników jest ogromna, a obrońcy zbyt często dają się łatwo ogrywać.

W przerwie Wesołowski wpuścił na boisko Rafała Kujawę, który zmienił fatalnie grającego Dejana Djenicia. Łodzianie zaczęli grać ciut lepiej, ale to było wciąż za mało na Sandecję. Gospodarze grali już dużo spokojniej, kontrolując przebieg gry. Ełkaesiacy próbowali atakować, ale tych kontr było tyle, co na lekarstwo. W 58 minucie w kierunku bramki Sandecji popędził Mieczysław Sikora, ale jego strzał obronił bramkarz.

Równo po godzinie gry powinno być 3:0. Marcin Makuch "zrobił wiatrak" z Piotra Klepczarka i Janusza Wolańskiego, wzbudzając śmiech na trybunach, po czym dośrodkował przed bramkę. Za chwile trybuny znowu się śmiały, bo Maciej Bębenek, stojąc trzy metry od bramki, posłał piłkę nad poprzeczką. To obrazuje poziom meczu. Tym większy wstyd, że ŁKS był tylko tłem dla Sandecji, która, choć w drugiej części więcej grała na czas niż w piłkę, miała kolejne okazje i zdobyła jeszcze gole. W 76 minucie z kilku metrów do bramki Skrzypca nie trafił były widzewiak Arkadiusz Aleksander, ale cztery minuty później już się nie pomylił. Po błędzie Sieranta i Skrzypca kopnął do pustej bramki.

Honor ŁKS uratował Łukasz Gikiewicz, który po dośrodkowaniu Klepczarka pokonał bramkarza gospodarzy. Na więcej ełkaesiaków nie było już stać, za to Sandecja w ostatniej chwili zdobyła kolejnego gola. Michał Jonczyk pokonał Skrzypca.

Sandecja – ŁKS 4:1
Gole: Bania (13), Gawęcki (24), Aleksander (80), Jonczyk (90) - Gikiewicz (83)
Widzów: 4 000
Sędziował: Marek Karkut (Warszawa)
Sandecja: Różalski - Makuch, Jędrszczyk, Berliński, BorovicaninI - Skrzypek (79 Jonczyk), Zawadzki, Stefanik, Gawęcki, Bębenek (90 Szczepanik) - Bania (62 Aleksander). Trener: Dariusz Wójtowicz.
ŁKS: Skrzypiec - Ognjanović, Adamski, Sierant, Klepczarek - Wolański, Mowlik (59 Nawrocik), Drumlak, Świątek (41 Sikora) - Gikiewicz, Djenić (46 Kujawa). Trener: Grzegorz Wesołowski.

* * * * *

Bodzio W. na ławce, a Jakub Skrzypiec nie pomógł drużynie
Gdyby Bogusława Wyparłę trener posadził na ławce rezerwowych po meczach w Katowicach lub Ostrowcu Świętokrzyskim, byłoby to całkowicie zrozumiałe. Ale po spotkaniu z Flotą, gdy Wyparło był jedynym piłkarzem ŁKS, który zagrał dobrze?
Mecze ŁKS bez Bodzia W. można policzyć na palcach jednej ręki. Właściwie w ostatnich latach nie grał tylko wtedy, gdy był kontuzjowany. Na ławce rezerwowych siedział 4 maja ubiegłego roku w Krakowie, gdy ŁKS, choć prowadził 2:0, przegrał z Wisłą 2:5. Wówczas w bramce ŁKS stał Marcin Pająk, ale tylko dlatego, że Wyparło miał ważną uroczystość rodzinną i, za zgodą ówczesnego trenera Marka Chojnackiego, na stadion dojechał tuż przed meczem.
Zastępujący Wyparłę Skrzypiec zagrał słabo i nie pomógł drużynie. Pierwszym bramkarzem nadal będzie Wyparło. Oby szybko odzyskał formę.

* * * * *

Bezradność ełkaesiaków
- Zwycięstwo gospodarzy było całkowicie zasłużone. Ani przez moment nie byliśmy w stanie zagrozić Sandecji w odniesieniu wygranej - mówił w Nowym Sączu trener ŁKS Grzegorz Wesołowski. Łódzki szkoleniowiec przyznał, że wybierając piłkarzy do gry kieruje się wyłącznie ich stanem fizycznym.

- My nie wybieramy piłkarzy pod kątem rywala, czy taktyki. Ja muszę stawiać na tych, którzy mają siły - mówił Wesołowski. - Jeśli gramy co trzy dni, to nas nie ma na boisku. Możemy spróbować coś ugrać, jeśli mecze rozgrywane są co tydzień. Niestety, chyba wszyscy pamiętają, jak wyglądały nasze przygotowania do sezonu. Właściwie ich nie było, więc w tym stanie nie jesteśmy w stanie rozegrać dwóch meczów w tygodniu.

Siłami zawodników Wesołowski tłumaczył zmiany w składzie. - Wystawiłem tych, którzy nie grali z Flotą i liczyłem, że pociągną grę. Brakuje nam wszystkiego, byliśmy bezradni. Tylko przy większym szczęściu mogliśmy tu przegrać niżej.

Wesołowski podkreślił, że zmiana w bramce była uzgodniona z Bogusławem Wyparłą. - To była zmiana przygotowana wcześniej, bo po serii nieudanych meczów, zwłaszcza wyjazdowych, uznaliśmy, że Bodziowi przyda się wypoczynek. Kuba Skrzypiec przy dwóch bramkach miał swój udział. Najkrócej mówiąc, nie pomógł nam.

Szkoleniowiec ŁKS odniósł się też do sprawy przesunięcia do drużyny rezerw Tomasza Ostalczyka. - Zachował się fatalnie. Został zmieniony w poprzednim meczu, zszedł z boiska, a do lekarza, który chciał podać mu rękę rzucił tylko spier... Potem okazało się, że gdzieś rzucił klucze, przyszliśmy, a tu zamknięta szatnia. To było zachowanie szczeniackie - powiedział Wesołowski.

Tłumacząc nieobecność Tomasza Hajty, który w sobotę i niedzielę brylował w warszawskich stacjach telewizyjnych, Wesołowski powiedział, że piłkarz przedstawił mu wynik badania USG, które pokazało, że zawodnik ma naciągnięty mięsień dwugłowy. - Przedstawił zwolnienie od lekarza. Może stacje telewizyjne wykorzystały to, że nie mógł z nami przyjechać do Nowego Sącza - zastanawiał się Wesołowski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sandecja Nowy Sącz - ŁKS 4:1 - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto