Pracownicy kopalni i elektrowni w Bełchatowie drżą o swoją przyszłość. Jeśli rząd swoim rozporządzeniem w sprawie limitów emisji dwutlenku węgla ograniczy produkcję w elektrowni, pracę może stracić nawet 5 tys. osób.
- Jeśli w rządzie nie otrzeźwieją, podejmiemy zdecydowane i radykalne działania, możemy znów odwiedzić Warszawę - zapowiada Zbigniew Matyśkiewicz, szef kopalnianej "Solidarności".
Obawy związkowców są jak najbardziej realne. Stanowią efekt przyznania energetyce zbyt małych limitów emisji dwutlenku węgla na lata 2008-2012. W wypadku bełchatowskiej elektrowni limity ograniczono z 30 do 20 mln ton rocznie. Oznacza to, że potrzeba będzie mniej węgla z pobliskiej kopalni. Spowoduje to spadek przychodów obu spółek i zwolnienia pracowników, zagrożone są też dwie potężne, realizowane obecnie inwestycje - budowa odkrywki Szczerców i bloku energetycznego 858 MW.
Sprawa zjednoczyła samorządowców z regionu, którzy ślą pisma do premiera, ministerstw i władz różnych szczebli, przestrzegając przed konsekwencjami takiej decyzji.
Protest wystosowało wszystkie dziewięć związków działających w bełchatowskiej kopalni. - Proszę spojrzeć, co dzieje się teraz w Budryku - mówi jeden z pracowników kopalni. - My też jesteśmy do tego zdolni. Większość ma rodziny na utrzymaniu. Prawie wszyscy zaciągnęli kredyty. Z czego je spłacą, jeśli stracą pracę?
Ale problem dotyczy całego kraju. Mniejsze limity dla energetyki to droższe ciepło i prąd. Według ciepłowników, jeśli projekt resortu środowiska wejdzie w życie, spółki ciepłownicze będą musiały albo znacznie ograniczyć produkcję, a w konsekwencji nie dogrzawać mieszkań, albo dokupić dodatkowe uprawnienia do emisji CO2 i radykalnie podnieść ceny za ciepło.
Michał Mejer, główny specjalista ds. kontroli i eksploatacji w Dalkii Łódź, nie chciał wczoraj przewidywać wysokości podwyżek. - Analizy przeprowadzimy, jeśli rozporządzenie ministra środowiska wejdzie w życie w niezmienionej formie.
Eksperci ostrożnie szacują jednak, że podwyżki cen ciepła będą wahać się między 7 a 10 proc. Dla mieszkańców bloków w woj. łódzkim oznaczałoby to wzrost opłat o 10 - 15 zł. To jednak założenie minimum.
Według Waldemara Szulca, prezesa bełchatowskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej oraz eksperta parlamentarnego zespołu ds. restrukturyzacji energetyki, wzrost cen energii i ciepła wpłynie negatywnie na całą polską gospodarkę. - Jeśli firmy będą płacić więcej zaenergię i ciepło, ich produkty też będą droższe, a to oznacza, że będą mniej konkurencyjne względem przedsiębiorstw zagranicznych.
Nie byłoby tych kłopotów, gdyby nie Komisja Europejska, która ograniczyła Polsce limity emisji CO2 na lata 2008-2012, i resort środowiska, który dodatkowo obciął limity energetyce. Resort musiał wybierać między energetyką i cementowniami, które także produkują dużo CO2. Wybrał cementownie.
- Przerzucenie całego ciężaru ograniczenia emisji CO2 na elektrownie wywoła dramatyczną podwyżkę cen prądu, rzędu 20-30 procent - przewiduje Włodzimierz Kula, poseł PO z Bełchatowa, pracownik kopalni. - W tej sprawie konieczne są renegocjacje. Bełchatowscy związkowcy liczą, że do protestów nie dojdzie. - Mamy nadzieję, że jakieś porozumienie będzie i Bełchatów nie będzie musiał ograniczać produkcji - mówi Waldemar Lutkowski, szef Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego w kopalni.
Ministerstwo Środowiska, które limity przyznane przez KE rozdzieliło, przygląda się teraz uwagom nadesłanym do projektu, prowadzone są konsultacje społeczne i międzyresortowe. Andrzej Markowiak, podsekretarz stanu w tym resorcie, nie wykluczył wczoraj zmian na korzyść branży energetycznej.
* * * * *
Ekologia kosztuje
Oto lekcja ekologii praktycznej: żeby elektrociepłownia mogła wyprodukować więcej energii, musi kupić uprawnienia do dodatkowej (ponad limity) emisji dwutlenku węgla. Tona dodatkowej emisji CO2 kosztuje 25-30 euro, które trzeba będzie wliczyć w cenę energii. Efektem będą podwyżki cen ciepła w granicach 7 - 10 proc, co oznacza wzrost opłat o 10 - 15 zł. Mogą też wzrosnąć ceny wszystkich energochłonnych produktów, tak potrzebnych naszej rozpędzonej gospodarce, jak stal, asfalt i cement. Zresztą, cementownie i huty mają własne limity, więc zapewne też staną przed koniecznością dokupienia emisji...
Tyle kosztuje nas poszanowanie reguł, wypracowanych w japońskim Kioto. Na dodatek Komisja Europejska obcięła o 27 proc. limity CO2, o jakie Polska wnioskowała na lata 2008 - 2013. Można więc powiedzieć, że Unia rzuca nam kłody pod nogi, bo jesteśmy na innym etapie rozwoju niż państwa zachodnie i potrzebujemy więcej stali, asfaltu i cementu niż one. Można nawet protestować, co próbował rząd Kaczyńskiego. Można, ale po co? Od wielu miesięcy wiadomo, że takie protesty są jak bicie głową o ścianę. Z drugiej strony to właśnie Unia obdarzyła nas funduszami, które rozpędziły gospodarkę i sprawiły, że co roku potrzebować będziemy więcej energii.
Jakie jest wyjście? Tylko jedno - inwestować w nowoczesne technologie, które ograniczą emisję CO2. To trudne, ale możliwe, bo polskie cementownie i huty już to częściowo zrobiły. Teraz kolej na elektrociepłownie.
Andrzej Gębarowski
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?