Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pacjentka szpitala w Piotrkowie przez dwa lata nosiła w brzuchu kleszcze chirurgiczne. Narzędzie zaszyto jej podczas operacji

kw, współpraca k. haładaj
Pani Angelika przez dwa lata chodziła z narzędziem chirurgicznym zaszytym po operacji w jamie brzusznej
Pani Angelika przez dwa lata chodziła z narzędziem chirurgicznym zaszytym po operacji w jamie brzusznej K. Haładaj
Dwa lata temu w Samodzielnym Szpitalu Wojewódzkim w Piotrkowie, podczas operacji, chirurdzy w ciele pacjentki zaszyli narzędzie chirurgiczne - kleszcze o długości ok. kilkunastu centrymetrów. Ciało obce zostało wykryte w ostatni piątek, podczas badania tomograficznego, a potem rtg. Szpital chciał, żeby pacjentka zgłosiła się w poniedziałek (12 sierpnia) na operację wyjęcia pozostawionego w jamie brzusznej zacisku, ale piotrkowianka wybrała szpital w Bełchatowie, gdzie trafiła dziś na oddział chirurgiczny.

Pacjentka szpitala w Piotrkowie przez dwa lata nosiła w brzuchu kleszcze chirurgiczne. Narzędzie zaszyto jej podczas operacji

Pani Angelika rano zgłosiła się do izby przyjęć bełchatowskiego szpitala i trafiła na oddział chirurgii ogólnej. Jak informuje szpital, operacja usunięcia zacisku została zaplanowana na wtorek.

Tymczasem także w poniedziałek, 12 sierpnia, Marek Konieczko, dyrektor SSW im. Kopernika w Piotrkowie, powołał specjalny zespół, który ma wyjaśnić okoliczności, w jakich doszło do tego niebezpiecznego błędu.

Operacja, w czasie której pacjentce usuwano śledzionę, odbyła się dwa lata temu w trybie pilnym, ostrodyżurowym, po urazie. Uczestniczyło w niej dwóch doświadczonych chirurgów, dwie pielęgniarki instrumentariuszki oraz anestezjolog i pielęgniarka anestezjologiczna. Wszyscy są aktualnie pracownikami szpitala.

- W dokumentacji medycznej wszystko się zgadza, że wszystko było w porządku - mówi dyrektor Marek Konieczko odnosząc się do kwestii odpowiedzialności za liczbę narzędzi używanych podczas operacji. Za tę część, jak dodaje, odpowiada instrumentariuszka. - Wszystkie procedury, przynajmniej w dokumentacji, zostały dopełnione, jednak narzędzie jest (w brzuchu pacjentki - red.) i moim zarządzeniem została powołana komisja, która wyjaśnia wszystkie fragmenty tego zdarzenia.

Pani Angelika do szpitala w Piotrkowie zgłosiła się w piątek, 9 sierpnia, miała przejść badanie tomografem, które miało wyjaśnić przyczynę dolegliwości związanych z jamą brzuszną. Na tomograf piotrkowiankę skierowała nefrolog, która podejrzewała, że pacjentka może mieć torbiel na nerce. Nikt jednak nie spodziewał się, że złe wyniki badań i bóle powoduje narzędzie chirurgiczne...

Pierwsze wątpliwości pojawiły się, gdy podczas badania tomografem włączył się alarm - standardowo uruchamia się, gdy pacjent ma na sobie coś metalowego.

- Podejrzewano również, że mogłam położyć się na jakiś metalowym przedmiocie - wyjaśnia.

Poddano ją później badaniu RTG, które wykazało, że w ciele 25-latki znajduje się duże ciało obce przypominające narzędzie chirurgiczne. Piotrkowianka dowiedziała się o tym tylko dzięki swojemu uporowi, ponieważ od piotrkowskich lekarzy miała tylko usłyszeć, że zostawili w jej ciele "za dużo po operacji".

- Nie powiedzieli mi co to jest. Miało to być "spory metal" - opowiada pani Angelika, która po odbiorze wyników badań, pobrała w domu program do czytania płyt RTG. - Przeżyłam wtedy szok. Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam[/i] - przekonuje. - Rzadko się zdarza, że w ciele człowieka zostawia się tak duże nożyczki - dodaje.

Mimo, że lekarze z Piotrkowa chcieli w poniedziałek usunąć narzędzie, pani Angelika, nie chciała już być operowana w SSW im. Kopernika.

- Mam duży żal do lekarzy z Piotrkowa. Nie usłyszałam od nich słowa "przepraszam", ani prawdy na temat tego, co jest we mnie. Moim zdaniem lekarz powinien przyznać się do błędu i poinformować mnie, co zostawił po operacji. Nie usłyszałam nic takiego. Okłamali mnie - tłumaczy pokrzywdzona, która nosząc zacisk, zaszła w ciążę. Syn urodził się z rozszczepieniem podniebienia i niewykształconym uchem, przez co czeka go operacja.

Pacjentka chce zgłosić sprawę organom ścigania. W poniedziałek żadne zawiadomienie nie dotarło jeszcze do piotrkowskiej prokuratury.

Marek Konieczko przeprasza pacjentkę za całe zdarzenie.

- Jeżeli będzie chciała jakiejkolwiek pomocy od szpitala, zarówno medycznej, jak i psychologicznej, to oczywiście jej udzielimy. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że bardzo ją przepraszamy - podkreśla.

Powołana przez dyrektora komisja już zaczęła gromadzić materiały dotyczące feralnej operacji i całej opieki medycznej udzielonej pani Angelice.

- Pacjentka nie zgłaszała przez te dwa lata żadnych dolegliwości, przynajmniej takie mam informacje z notatki od ordynatora chirurgii, a on od pacjentki - mówi. Jak dodaje, w piątek, gdy lekarze ujawnili zacisk w jamie brzusznej kobiety, zlecono pacjentce badania przygotowujące ją do operacji usunięcia zacisku. Pani Angelika nie zgłosiła się jednak do szpitala.

- Miała do tego prawo - mówi dyrektor. Zamiast niej, w szpitalu przy ul. Rakowskiej pojawili się dziennikarze TVN24, z którymi skontaktowała się piotrkowianka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto