MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Policja wyjaśnia sprawę pułapki ustawionej na prywatnej dzialce przy ul. Podkurnędz w Sulejowie

Karolina Wojna
Barbara Balcerzyk-Bojarczuk przy pułapce, z której już uwolniła z sąsiadami dwa psy
Barbara Balcerzyk-Bojarczuk przy pułapce, z której już uwolniła z sąsiadami dwa psy Dariusz Śmigielski
Sulejowska policja wyjaśnia sprawę pułapki na zwierzęta, w którą ostatnio złapały się co najmniej dwa psy. Co najmniej, bo okoliczni mieszkańcy płaczą za około dziesięcioma

Pułapka jest całkiem spora i wykonana w konkretnym celu. Metalowe, przerdzewiałe pręty starego ogrodzenia zostały zespawane, a następnie owinięte w cienką siatkę. Tak dla zupełnej pewności, bo szansę na przeciśnięcie się między prętami ma niewiele zwierząt, a na pewno nie normalny, nawet mały pies.
Jedyna ruchoma ścianka połączona jest ze specjalnie przygotowanym mechanizmem - gdy ten się zwolni, opadające z głuchym trzaskiem pręty odcinają drogę na wolność.

W środku klatki smutno, niczym pętla dla straceńca wisi kurza szyjka. Żeby ją chwycić, zwierzę musi wejść do klatki całe. Ale gdy ją pociągnie, całe już może nie wyjść. Tak przynajmniej uważają mieszkańcy Sulejowa, którzy z metalową pułapką łączą powtarzające się od około 2 lat zaginięcia ich ukochanych czworonogów.

Jak długo żelastwo stoi na prywatnej działce jednego z mieszkańców ul. Podkurnędz w Sulejowie, tego nikt nie wie. Otwór wejściowy do klatki przystawiony jest do dziury w ogrodzeniu ogrodu. Dokładnie tak, jak na fotografiach wykonanych przez Barbarę Balcerzyk-Bojarczuk, mieszkankę ul. Podkurnędz, która tak, jak pozostali mieszkańcy ul. Podkrudnędz i Przydziałki nie ma wątpliwości, w jakim celu pułapka została ustawiona.

- Może też na zające, ale na pewno na psy - mówi zdecydowanie. Jakichkolwiek wątpliwości pozbyła się, gdy dwukrotnie w ciągu miesiąca z metalowej klatki uwalniała psy.

- Pierwszy raz było to 19 marca, gdy mieszkający obok mój kuzyn usłyszał ujadanie psów sąsiada, a zna je dobrze - opowiada Barbara Balcerzyk-Bojarczuk dodając kategorycznie: - Wszyscy tu znamy swoje psy, są dla nas jak członkowie rodzin...

Gdy na gwizd kuzyna pani Barbary przybiegł jeden z dwóch nierozłącznych szczeniaków, mężczyzna wiedział, że musi iść za żałosnym ujadaniem drugiego. I znalazł go w klatce.

Dla okolicznych mieszkańców szokujące odkrycie stało się odpowiedzią na dręczące ich pytania, co się mogło stać z około 10 psami, które w ciągu dwóch lat zaginęły. Barbara Balcerzyk-Bojarczuk jest praktycznie pewna, że do klatki trafił jej ukochany czworonóg.

Domowy piesek, Idefix odłączył się podczas spaceru po polnych drogach. Nie wrócił na wołanie, nie wrócił na noc.
- Zawsze wracał. Rozpacz w domu. Może nie wszyscy to rozumieją, ale dla nas pies jest jak członek rodziny - mówi kobieta, która od świtu następnego dnia szukała pupila. Bezskutecznie. Nadzieję obudziła sąsiadka mówiąca o nocnych psich skowytach, które ją budziły w nocy.
- Szukałam, ale nigdzie nie było skotłowanej trawy, a przecież jak psy się gryzą, to musi być taki ślad. Trawa była wtedy wysoka na prawie pół metra - opowiada.

Przez półtora roku często zastanawiała się, co się mogło z nim stać. Aż do 19 marca.
Gdy tydzień temu klatka, odsunięta od ogrodzenia po uratowaniu pierwszego szczeniaka, wróciła na "swoje" miejsce przy dziurze, sąsiedzi wyostrzyli czujność.
- Coś się tam czerniło w środku i tak, z głupia frant, zagwizdałam - opowiada Balcerzyk-Bojarczuk.
Odpowiedział je przeraźliwy skowyt. Chwilę potem razem z sąsiadem uwalniała psa, bo to on skusił się na kurzą szyjkę. Na miejsce wezwali policję, a trzy dni później sulejowska policja przyjęła doniesienie o popełnieniu przestępstwa poparte fotografiami i oświadczeniami mieszkańców, którym zaginęły w ostatnim czasie psy. Śledczy dopiero zaczęli wyjaśniać sprawę, więc jak informuje Ewa Drożdż z zespołu prasowego KMP w Piotrkowie, na jakiekolwiek ustalenia trzeba poczekać.

Poszkodowani mieszkańcy ul. Przydziałki i Podkurnędz nie spodziewają się żadnych rewelacji, bo dla nich odpowiedzialny za ustawienie pułapki jest właściciel działki. Mężczyzna już wcześniej "podpadł" sąsiadom, którzy pamiętają jak miał z wiatrówki okaleczać zwierzęta.
- Ale wtedy jeszcze nie było ustawy o ochronie zwierząt - mówi Barbara Balcerzyk-Bojarczuk, która widziała, jak sąsiad ostatnio orał pole.
- Był około metra od klatki, nie mógł nie widzieć, że jest na jego działce, zresztą potem wróciła na poprzednie miejsce...

Tymczasem mężczyzna twierdzi, że nie tylko pułapki nie widział, ale i nie słyszał żadnych podejrzanych hałasów w swoim ogrodzie.
- Jak się znalazła? Pewnie ją ktoś przyniósł - twierdzi. Kto? Tego już nie wie.
Nie wydaje się być natomiast zdziwiony tym, że sąsiedzi swoje podejrzenia kierują na niego.
- Niech przyjdą i powiedzą - mówi odgrażając się, że i on powie. Co? Tego już nie dodaje.

Całą sprawą jest oburzona Grażyna Fałek, prezes Piotrkowskiego Oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
- Ustawianie pułapek na jakiekolwiek zwierzę jest nielegalne - podkreśla, deklarując pomoc i wsparcie dla mieszkańców Sulejowa oraz przypominając o paragrafach za dręczenie zwierząt.
- Ludziom się wydaje, że jak pies to już można... - dodaje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto