Był początek lat 50. W Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi uczyli się dwaj przyjaciele: Tadeusz Chmielewski z Tomaszowa Mazowieckiego oraz Andrzej Czekalski z Warszawy. Obaj nie mogli się obyć bez żartów i kreowania zaskakujących sytuacji. Ich specyficzne poczucie humoru musiało zaowocować jakąś zwariowaną komedią.
Gdy w 1954 roku ukończyli uczelnię, postanowili napisać scenariusz. Zainspirowała ich notatka prasowa o uczennicy, która przyjeżdża do szkoły, lecz z powodu późnej pory nie zostaje wpuszczona do internatu. Z tego powodu poznaje nocne życie miasta, które toczy się wśród różnych drobnych złodziejaszków i rzezimieszków. Podobne postaci zapamiętał Tadeusz Chmielewski z opowiadań ojca, tomaszowskiego policjanta.
Na fali popaździernikowej odwilży pojawiła szansa na realizację filmu, będącego wyłomem wśród socrealistycznych produkcyjniaków i martyrologicznych dramatów. W czerwcu rozpoczęły się zdjęcia do debiutanckiego filmu pt. "Ewa chce spać". Pierwszym reżyserem był Tadeusz Chmielewski, drugim Andrzej Czekalski. Obaj byli twórcami scenariusza.
Film powstawał w plenerach Wrocławia i Piotrkowa Trybunalskiego. W trybunalskim grodzie zainteresowanie mieszkańców filmem było ogromne, w mieście po raz pierwszy pojawiła się duża ekipa filmowców i aktorów.
Wszystko przebiegało bez problemów, ale pojawił się jeden drobny incydent. Andrzej Czekalski postanowił Tadziowi zrobić kawał i wpleść w fabułę tajemniczą postać z wielką pieczęcią, która na murach odbijała napis "Kocham Halinę". Było to odniesienie do ukochanej Tadeusza Chmielewskiego, późniejszej jego żony. I niestety, po nocnych zdjęciach przy ul. Pijarskiej pieczęć zaginęła. Film miał premierę wiosną 1958 roku i szybko odniósł duży sukces w kraju i za granicą. Zdobywał nagrody na festiwalach. Doceniono doskonałą reżyserię i oryginalny scenariusz. Wydawało się, że kariera przed twórcami stoi otworem...
Cztery lata później Chmielewski i Czekalski realizowali indywidualnie filmy - "Walet pikowy" i "Ostrożnie, yeti". Oba znakomite, utrzymane w podobnej co "Ewa chce spać" konwencji surrealistycznej komedii i z udziałem wielu tych samych aktorów. Z pewnością oba odniosłyby komercyjne sukcesy, gdyby nie zostały zablokowane przez komunistyczną cenzurę, która doszukiwała się odniesień do absurdów życia codziennego w PRL-u.
Dawniej filmy realizowano na celuloidowych tzw. taśmach matkach, z których powielano kopie dla kin. Ale już podczas takiego procesu obraz tracił na jakości. Ponadto na taśmach wielokrotnie przewijanych w projektorach pojawiały się rysy, plamki, zamglenia. Czas też pogarszał jakość celuloidowych taśm. Także metody kopiowania filmów do telewizji związane były z pogorszeniem jakości, co na dużych ekranach telewizyjnych widać wyraźnie.
Od kilku lat nowoczesne technologie pozwalają nie tylko kopiować taśmy matki bez uszczerbku, lecz poprawiać ich jakość, a także zmieniać filmy czarno-białe w kolorowe. Trwa państwowy program odświeżania cyfrowego najwybitniejszych polskich filmów. I tak np. w ubiegłym roku widzowie mogli poznać znakomitą komedię Tadeusza Chmielewskiego z 1971 roku pt. "Nie lubię poniedziałku".
- Początkowo miała być zrobiona "Ewa chce spać" - mówi Tadeusz Chmielewski - ale dobrze, że jest odnawiana dopiero teraz, bo będzie w najnowszych technologii. To jest bardzo pracochłonne zajęcie, gdyż każda klatka skanowana jest oddzielnie, a następnie oczyszczana. Gdy praca jest już gotowa, wtedy jestem zapraszany na pokaz, podczas którego oglądam spokojnie każdą scenę i wnoszę uwagi, np. że należy rozjaśnić scenę, przyciemnić lub dodać kontrastu.
Zapytałem, czy już wiadomo, gdzie odbędzie się premiera odnowionej wersji filmu "Ewa chce spać"?
- Jeszcze nie wiem - mówi reżyser - lecz byłoby mi bardzo miło, gdyby to miało miejsce w Piotrkowie.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?