Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mają dość świńskiej górki

Aleksandra Tyczyńska
Rolnicy są zdesperowani. Blokując w środę drogę krajową nr 8 pod Piotrkowem Trybunalskim krzyczeli: "Nie mamy nic do stracenia, większości z nas grozi bankructwo".

Rolnicy są zdesperowani. Blokując w środę drogę krajową nr 8 pod Piotrkowem Trybunalskim krzyczeli: "Nie mamy nic do stracenia, większości z nas grozi bankructwo".

Rolnicy z powiatu piotrkowskiego, którzy w województwie łódzkim produkują najwięcej trzody chlewnej, zaczęli się zjeżdżać na długo przed wyznaczoną godziną blokady trasy Warszawa - Wrocław. Punktualnie w południe na krajową ósemkę wyszło ponad stu mężczyzn z transparentami, flagami i taczką dla ministra rolnictwa.

Według Janusza Terki, wiceprezesa Piotrkowskiej Spółdzielni Producentów Rolnych, która zorganizowała blokadę, nie było innego sposobu, żeby zwrócić uwagę na fatalną sytuację hodowców. Na żadną petycję przesłaną do Ministerstwa Rolnictwa nie doczekali się reakcji.

- Świni nie da się przetrzymać, by poczekać na lepszą cenę w skupie - upiera się Terka.

Jego zdaniem t eraz nie tylko rolnikowi nie zwraca się koszt jej wyhodowania, ale musi dołożyć nawet 100 zł do każdej sztuki.

Gdyby taka sytuacja trwała krótko, rolnicy nie wyszliby na drogi - zapewniają. Trwa jednak od kilku miesięcy, a to już dla nich zdecydowanie za długo.

Cała gmina Grabica żyje dzięki świniom. - Bywało już trudno, ale nigdy nie było tak, żeby trzeba się wyprzedawać. Musiałem sprzedać ciągnik - denerwuje się Stanisław Maciaszczyk.

Blokada na drodze publicznej to zawsze zagrożenie. - Jeśli jednak grupa ludzi ma zgodę na zajęcie pasa drogowego, policja zabezpiecza taką demonstrację - przekonuje asp. Radosław Gwis z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Rolnicy zastosowali jednak metodę tzw. uporczywego korzystania z uprawnienia przechodzenia przez drogę. Szpaler ludzi maszeruje wtedy w kółko po pasach dla pieszych.

Widmo bankructwa
Zdaniem socjologa, prof. Jacka Wodza, blokady i takie protesty, które uprzykrzają życie innym, zawsze obracają się przeciw grupie, która je organizuje. Jednak - podkreśla profesor - protestującym górnikom, pielęgniarkom czy rolnikom nie chodzi o to, żeby ich ludzie polubili, ale aby wreszcie władza ich wysłuchała.

Po wejściu Polski do Unii Europejskiej chłopi zaczęli modernizować gospodarstwa, ale teraz nie mają z czego finansować dalszego ciągu tych zmian. Czują się oszukani, denerwują się, kiedy pytam ich o dopłaty i kredyty klęskowe.

- Wszystko to już dawno zjadły świnie - odpowiadają. - Żona, dwoje dzieci w wieku szkolnym, wydatki na paliwo, opłaty, pasza dla zwierząt - wylicza Paweł Kwiecień z Trzepnicy, położonej niedaleko Piotrkowa. - Ile jeszcze mam zaciskać pasa?

W 200 świń zainwestował 60 tys. zł, do każdej musi teraz dołożyć minimum 80 zł. Już wie, że będzie musiał ograniczyć produkcję.

Za świński krach rolnicy winią rząd, który - ich zdaniem- nie potrafi poradzić sobie z ponownym otwarciem rynków wschodnich, i ministerstwo rolnictwa, które mimo że przeznaczyło 300 mln zł na rezerwowy skup żywca, zrobiło to tak nieudolnie, że nie wzrosła jego cena.

Górka, dołek, zmowa masarzy?
Rynek wieprzowiny jest wyjątkowo zmienny. W punktach skupu nie ma stałej ceny, są ceny dnia. A cena zboża wzrosła o 70 procent.

Zdaniem Andrzeja Górczyńskiego, prezesa Izby Rolniczej Województwa Łódzkiego, otwarcie rynków wschodnich najszybciej rozładowałoby "świńską górkę", do której dochodzi wówczas, gdy są nadwyżki produkcji w stosunku do zapotrzebowania. Cena żywca spada, rolnicy ograniczają produkcję. Po kilku miesiącach mamy "świński dołek", czyli wyższe ceny żywca i drożyznę w sklepach mięsnych. Izbę rolniczą w tym roku niepokoi, że wraz ze spadkiem cen żywca nie spadły ceny w sklepach.

- Coraz częściej przychodzi mi do głowy, że pośrednicy i producenci wędlin działają w zmowie. Nie tylko nas powinno niepokoić, że ceny w sklepach nie spadają wraz ze spadkiem cen skupu żywca - ostrzega Górczyński.

W ubiegłym roku cena kilograma żywca wynosiła ok. 3,50 zł, w tym od 2,80 do 3,20 zł. Najpopularniejsze kiełbasy i szynki podrożały w sklepach średnio o złotówkę w ciągu roku.

- Tak już jest od czasów, jak Lepper na barykady chodził. Raz górka, raz dołek - przypomina Mirosław Krysztofiak z Ignacewa Podleśnego (pow. zgierski).

Paweł Załoga, który ma masarnię i sieć sklepów firmowych w Piotrkowie, broni producentów wędlin.

- Nie utrzymujemy sztucznie wysokich cen ani ich nie windujemy - przekonuje Załoga.

Zdaniem masarza, problem polega na tym, że od dłuższego czasu wyroby tej branży słabo się sprzedają, a koszty produkcji nie maleją. Czy masarz wyprodukuje 10 ton, czy 50, to koszty stałe będą te same. Czyli wysokie, od kiedy weszliśmy do Unii i musieliśmy się dostosować do wymagań jakościowych.

Jeśli tylko ceny żywca zaczną rosnąć, a tego domagają się rolnicy, to - zdaniem Pawła Załogi - zaraz wzrosną ceny wędlin.

Wicepremier po obu stronach barykady
Obietnice składane w styczniu przez ministra rolnictwa o przyspieszeniu skupu kilkudziesięciu tysięcy ton żywca na rezerwy państwowe, zdaniem resortu dotrzymane, w żaden sposób nie wpłynęły na ceny. I to najbardziej rozsierdza rolników.

W liście otwartym do ministra rolnicy z piotrkowskiej spółdzielni napisali: "Korzystając z pańskich doświadczeń, postanowiliśmy, że jedyną skuteczną formą protestu przeciw złej sytuacji rolników jest blokada drogi".

Domagają się zagwarantowania opłacalnych cen skupu trzody i rozpoczęcia skupu na uzupełnienie rezerw państwowych. Mówią o uzupełnianiu rezerw, bo na interwencyjny skup nie zgadza się Bruksela.

Przez trzy dni reporter "Dziennika Łódzkiego" dopytywał w ministerstwie, jakie są prognozy cen wieprzowiny i jaka jest szansa na rozładowanie napiętej sytuacji. Za każdym razem, kiedy tylko padały słowa "świnia" i "protesty", kończyła się dobra wola sekretarek wiceministrów i pracowników biura prasowego.

Kiedy rolnicy blokowali krajową ósemkę, Dariusz Mamiński z biura prasowego resortu rolnictwa poinformował nas jedynie, że "na dziś ministerstwo nie ma w tej sprawie żadnego stanowiska", ale w czwartek przedstawi je wicepremier Andrzej Lepper. Dzień wcześniej wicepremier zapowiedział, że sam stanie na czele protestujących, jeśli rząd nie przyspieszy skupu. Poseł Janusz Maksymiuk zagroził zaś, że Samoobrona wystąpi z koalicji, jeśli sytuacja hodowców nie ulegnie poprawie.

Dla rolników, którzy wyszli na drogę, nie miało to żadnego znaczenia. Szydzili, że pod egidą Samoobrony teraz już nie wyszliby nawet świni paść.

Rolnicy z naszego regionu zapowiadają, że jeżeli ministerstwo rolnictwa nie spełni ich postulatów, można spodziewać się eskalacji protestów. Czy czeka nas zatem powtórka scenariusza z blokad sprzed prawie pięciu lat?

* * * * *

Blokadami wojował...
Prof. Jacek Wódz (socjolog Uniwersytetu Śląskiego): To jeszcze nie jest chichot historii, ale minister Lepper powinien dostrzec, że powstaje ruch, który działa przeciwko niemu, posługując się jego metodami. Wicepremier ma zbyt słabą pozycję, by sam sobie z tym poradzić. Albo przejmie tę grupę, albo zyska ona autonomię i przyczyni się do zakończenia rządów człowieka, na którym się zawiodła.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto