Pierwsze sukcesy pierwszej socjalnej spółdzielni pracy w Piotrkowie

Można powiedzieć, że uszyli sobie pracę. Sześcioosobowa rodzina, jeszcze do niedawna, bezrobotnych piotrkowian, lada moment będzie dawać pracę. Od ponad pół roku szyją i naprawiają torby oraz kosmetyczki, ale już szukają pomysłów na poszerzenie oferty.

- Dlaczego ,,Skorpiony"? - Wiesława Stachowska uśmiecha się znacząco. - Dwoje z nas jest skorpionami, a to uparte zwierzęta, jak sobie coś zaplanują, to to robią.

Katarzyna Wasiel, jej córka, tylko kiwa głową i pokazuje na mamę, zodiakalnego skorpiona i pomysłodawczynię Kaletniczej Spółdzielni Socjalnej ,,Scorpions". Spółdzielnia działa od końca ubiegłego roku, ale jak na młodą firmę, bardzo sprawnie. Każdy z członków - założycieli ma swoje zadanie. Wiesława Stachowska szyje i projektuje torby, Katarzyna je sprzedaje, synowie Piotr i Krzysztof oraz narzeczony Katarzyny, Mateusz Patryarcha i jego brat Łukasz, rozwożą i przywożą towar, sprzedają go na targach w regionie, przywożą materiały.

Wszystko kręci się wokół lokalu przy ul. Wojska Polskiego 85. Do sklepu, na zapleczu którego jest pracownia, przyciąga kolorowy i widoczny z daleka szyld. W sklepie wszędzie torebki, torby podróżne, walizki, torby konferencyjne, kosmetyczki. Część to ich wyrób, część - torebki damskie - kupują do sprzedaży, ale i tu próbują swoich sił. Pomysły podpatrują, najczęściej ,,przynoszą" je sami klienci.

- Oprócz szycia, naprawiamy torby, to też przyciąga klientów, bo jak kupi i mu się zepsuje, to naprawiamy za darmo. I czasami coś mi się spodoba, to próbujemy robić swoje - mówi Wiesława Stachowska i dodaje, że ostatnio coraz częściej klienci przychodzą z indywidualnymi zamówieniami, np. chcą mieć torbę o konkretnych wymiarach czy... pokrowiec na rower.

Ich specjalnością są torby podróżne, szyte dokładnie pod wymiary wymagane przez przewoźników lotniczych oraz kosmetyczki z zabawnymi napisami. ,,Scorpions" zbiera też większe zamówienia, np. szyli kilkadziesiąt toreb na zlecenie urzędu miasta dla potrzeb kampanii Widzę - Reaguję.

A wszystko zaczęło się niemal przypadkiem. Pani Wiesława kaletnictwem zajmowała się od dawna, trochę pracowała w tym fachu w Tuszynie. Po zwolnieniu szyciem toreb parała się razem z córką. Potem było bolesne bezrobocie. - Bardzo kocham to, co robię i cały czas miałam takie marzenia, ale z powodu braku pieniędzy nie było to możliwe - wspomina pani Wiesława. - Byliśmy pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.

I to stamtąd, nieoczekiwanie przyszła pomoc. MOPR skierował ich do Wojewódzkiego Urzędu Pracy, którego pracownice znalazły w internecie łódzkie stowarzyszenie Ja - Ty - My. Cała grupa przeszła szkolenie i dostała 60 tys. zł zastrzyku finansowego. Kupili maszyny do szycia, kupili samochód, wyposażenie zakładu, odnowili lokal i ruszyli.

Pomoc mają do dziś - pomostówkę oraz bezpłatne doradztwo prawne ze strony stowarzyszenia. Ciągle z trudem dowierzają w swój sukces, np. jako jedyna spółdzielnia socjalna w Łódzkiem otrzymają zwrot kosztów poniesionych na ubezpieczenie społeczne.

- Jak ja usłyszałam spółdzielnia socjalna, to trochę się przeraziłam, nie wierzyłam, że sklep w tych czasach może przetrwać - przyznaje dziś pani Wiesława.