Spacer "Śladami piotrkowskich dorożkarzy"
- Dorożki w Piotrkowie pojawiły się stosunkowo późno, bo w 1881 roku, podczas, gdy w Łodzi jeździły już od lat 40. XIX wieku - opowiada Agnieszka Warchulińska, dziennikarka i autorka książek o Piotrkowie oraz przewodniczka sobotniego spaceru "Śladami piotrkowskich dorożkarzy".
Uczestnicy pieszej wycieczki po mieście odwiedzili większość przystanków dla dorożek, a także pierwszy miejski dworzec autobusowy, który się mieścił przy ul. Wojska Polskiego 47.
- W Piotrkowie było 10 przystanków dla dorożek, które były podzielone na dorożki polskie i żydowskie. Dorożkarze żydowscy stacjonowali w Rynku Trybunalskim, a polscy na placu Zamkowym, pl. Kościuszki, kilka lat pod sądem, ale potem zostali przeniesieni ze względu na swoje ekscesy, między halą targową a ulicą Próchnika, koło gazowni w dzisiejszych al. 3 Maja, na ulicy Żelaznej oraz na starostwie przy ul. Sulejowskiej. Na specjalne życzenie dorożkarze zatrzymywali się także na przystankach kolejki wąskotorowej - wylicza Agnieszka Warchulińska.
Sobotni spacer był pierwszym śladami dorożkarzy. Jego uczestnicy poznali też zwyczaje dorożkarzy, którzy m.in. w dawnym ogrodzie kolejowym użyczali dorożek parom.
- Dorożkarze w swoich dryndach i pudłach dawali schronienie "biednym kochankom". Mimo, iż było gorąco, gdy dorożkarz stawiał budkę to mówił, że się chmurzy i to był znak dla "biednych kochanków" - zdradza tajemnice dorożkarzy.
Dorożkami rozbijali się "biuraliści", gdy odbierali pensje. Na ich ekscesy były ogromne skargi.
Uczestnicy spaceru dowiedzieli się także, ilu Piotrków miał dorożkarzy.
- W 1881 roku, w 30-tysięcznym Piotrkowie było tylko 19 dorożek, natomiast w 1939 roku, w 52-tysięcznym mieście było 69 dorożek oraz 8 taksówek samochodowych, które zaczynały stanowić dla nich konkurencję - wyjaśnia Agnieszka Warchulińska.
Piotrkowskie dorożki zniknęły z ulic miasta w lata 60-tych minionego wieku. Dorożkami wożono niemal wszystko: mięso, mleko, beton do miejskich betoniarni...
Stajnie taboru miejskiego były przy pl. Niepodległości.
Jak przypomina Agnieszka Warchulińska, dorożkarze musieli użyczać swoich koni straży ogniowej, ale robili to bardzo niechętnie. - Bardzo tego nie lubili i gdy był dzwonek - alarm pożarowy, to konie były tak nauczone, że ... uciekały - mówi.
Filip Chajzer o MBTM
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?