Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szkoły dały za bardzo na luz?

Karolina Wojna, (greg)
- W innych szkołach nauczyciele olewają uczniów - mówi Justyna Dziarek z klasy maturalnej
- W innych szkołach nauczyciele olewają uczniów - mówi Justyna Dziarek z klasy maturalnej
Szkoły niepubliczne - mniej uczniów i szansa na lepszą pracę z nimi, czy miejsce dla tych, którym "nie idzie" w publicznych? Po sygnałach o zbyt swobodnym podchodzeniu do obowiązków w gimnazjum i liceum Rawita w ...

Szkoły niepubliczne - mniej uczniów i szansa na lepszą pracę z nimi, czy miejsce dla tych, którym "nie idzie" w publicznych? Po sygnałach o zbyt swobodnym podchodzeniu do obowiązków w gimnazjum i liceum Rawita w Piotrkowie, prowokujemy dyskusję na temat szkół niepublicznych w regionie.

Według dyrekcji szkoły relacje z uczniami są partnerskie, co pomaga w dotarciu do młodzieży; według nauczycielki, która ostatecznie zrezygnowała z pracy w Rawicie, to brak dyscypliny, który podważa wiarygodność kształcenia. Sprawą zainteresowało się piotrkowskie kuratorium, które ze względu na sygnały potwierdzające wcześniejsze zastrzeżenia wizytatorów, przyspieszyło kontrolę placówki.

Luzackie i niegrzeczne zachowanie młodzieży to tylko jedno z zastrzeżeń, jakie po kilkudniowej pracy w szkole miała Anna Nowacka. Jak mówi, uczniowie po półgodzinie zaproponowali zakończenie lekcji, bo "inni nauczyciele zwalniają wcześniej". Luki w dzienniku, 80-procentowa, ale - usprawiedliwiona - absencja uczniów, czy wreszcie propozycja pracy na czarno, a potem wypłaty wynagrodzenia z ręki do ręki.

- No i zaplecze, brakowało krzeseł, podczas jednej lekcji zabrano nam dwa, ja prowadziłam zajęcia stojąc, jeden uczeń siedział na parapecie - wylicza nauczycielka, która po przepracowaniu dziewięciu godzin pożegnała się z Rawitą. - Albo tablice, jest chyba jedna i podczas lekcji weszło do klasy dwóch dryblasów i zabrało tablicę, bo była potrzebna na geografii... Czeski film.

Dla Agnieszki Krużyńskiej, założycielki oraz dyrektor gimnazjum i liceum Rawita, te zastrzeżenia są niezrozumiałe. Wszystkim zaprzecza, wszystkie wyjaśnia. Murem za szkołą stoją uczniowie, rodzice, którzy doceniają bliski kontakt dyrektorki z młodzieżą.

- Gdyby nie ta szkoła, nie wiem, czy w Piotrkowie znalazłabym gimnazjum i liceum dla dzieci - mówi Renata Rysińska, mama licealistki i gimnazjalisty z Rawity. - Gdy dzieci idą na lekcje, jestem pewna ich bezpieczeństwa.

Nienormalna, bo wymaga

Anna Nowacka, germanistka, do Rawity trafiła kilka dni przed feriami. - Zależało mi na umowie z ubezpieczeniem, ale już podczas pierwszej rozmowy z panią dyrektor, nie wprost, ale zasugerowano mi pracę na czarno. Odmówiłam - opowiada.

Mimo braku ostatecznych uzgodnień co do formy zatrudnienia i wynagrodzenia, na prośbę dyrektorki poszła na lekcję. - Od jakiegoś czasu nie było germanistki, a to była klasa maturalna, zgodziłam się - dodaje nauczycielka. W lekcji, jak zaznacza, z dziewięciu uczniów uczestniczyła trójka. - Do tego żaden z uczniów nie zdawał niemieckiego na maturze. Gdy zajrzałam do dziennika, nie było ocen na semestr, tylko jakieś cząstkowe, a klasa miała do 80 procent nieobecności. Wszystko pousprawiedliwiane...

Organizacja pracy w szkole, jak opowiada, zaskakiwała ją podczas każdych zajęć. - Gdy przyszłam w piątek przed feriami, szkoła była zamknięta, potem dowiedziałam się, że uczniowie mieli studniówkę, więc zostali zwolnieni z lekcji, a pani dyrektor była u fryzjera... - wzdycha.

Niespodzianek było więcej: - Po półgodzinie zajęć, a tam nie ma dzwonków, usłyszałam od uczniów, że już koniec lekcji, a jestem nienormalna, bo wymagam. Były wyzwiska, wulgaryzmy, choć, przyznaję, część młodzieży była grzeczna i ma wiedzę z niemieckiego.

Powodem, dla którego Nowacka ostatecznie rozstała się z Rawitą, były pieniądze i problemy z podpisaniem umowy, co nastąpiło w ostatnim dniu pracy, bo przez całe ferie nie było w szkole stosownych druków. - Umowy zlecenia, bo o umowa o pracę była wykluczona - zaznacza germanistka.

Po przepracowanych 9 godzinach i informacji zasłyszanej od jednej z nauczycielek Rawity, że w szkole są problemy z terminowymi wypłatami, Nowacka straciła cierpliwość. - Dalej nie było druków, powiedziałam, że odchodzę. Odmówiłam, gdy pani dyrektor chciała mi wypłacić pieniądze bez pokwitowania, wtedy usłyszałam, że "tak to będzie mniej, bo podatek". Powiedziałam, że trudno i wtedy, w ciągu kilku minut druk umowy się znalazł...

Sami swoi

Budynku Rawicie może pozazdrościć niejedna szkoła publiczna. Odnowiona kamienica, kolorowe ściany ozdobione walentynkowymi balonikami. Przyjemnie, zachęcająco. W małym gabinecie dyrektorki, zarazem sekretariacie, ciasno - młodzież, rodzice. Obok, w małej salce, która służy za pokoik socjalny, w wózku dwumiesięczna wnuczka pani dyrektor. - Córka, uczennica, zdaje w tym roku maturę - tłumaczy Agnieszka Krużyńska.

Rozmowę cały czas przerywają zaglądający do gabinetu uczniowie. Zaglądają do dziecka, przynoszą klucze, zabierają klucze. - Przerwa - wyjaśnia Krużyńska, która z trudem dyscyplinuje jednego z uczniów, który bezczelnie i wyzywająco strzela jej przed nosem z balonika.

Familiarna i swobodna atmosfera, której sprzyja niewielka liczba uczniów, była założona z góry. - Taka była idea, że przede wszystkim trzeba pomóc uczniowi, mam stały kontakt z rodzicami, także poza szkołą, tu wszyscy siedzimy razem i ja wszystko o tych dzieciach wiem - mówi. - Z mojego punktu widzenia ten partnerski kontakt z młodzieżą sprawdza się.

Zastrzeżeniami niedoszłej pracownicy jest zdziwiona.

- Tu nie ma pracy na czarno, są umowy podpisane - odpiera zarzuty. Nieterminowe wynagrodzenia? - No, jest różnie, bo wiadomo, to umowa zlecenie, ale jestem po kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, która wypadła bardzo dobrze - zaznacza Krużyńska, która właśnie przymierza się do zrealizowania jedynego zastrzeżenia kontrolerów PIP - zatrudnienia nauczyciela na stałe.

Wiele zrobili

W małym gabinecie ruch jak na dworcu. Z korytarza dochodzi radosny śmiech - część uczniów przyszła na zajęcia, część je skończyła, są też byli wychowankowie dyrektor z czasów, gdy pracowała w pobliskim Zespole Szkół Niepublicznych Informatyk. - Nie ma dzwonków, fakt, ale w każdej sali jest zegar, a lekcja trwa 45 minut, nie pół godziny, w końcu mam uprawnienia szkoły publicznej - zastrzega pani dyrektor.

Owszem, przyznaje, są niedociągnięcia techniczne, bo do nowego budynku młodzież przeniosła się w listopadzie, ale wszystkie uwagi "trójek" Giertycha dotyczące głównie bezpieczeństwa młodzieży zostały już zrealizowane. - Mamy zamykane wejście, jest nowa klatka schodowa, tablice są tylko dwie, ale na kółkach, wszystko będzie sukcesywnie - zapewnia.

Wiele natomiast już zrobiła w kwestiach pedagogiczno-profilaktycznych. Jest i stała opieka psychologa, są zgody rodziców na - "w razie czego" - zbadanie młodzieży pod kątem spożycia alkoholu czy narkotyków. - Mój bratanek chodzi do prywatnej szkoły w Warszawie, bratowa płaci miesięcznie 1200 zł. Pytam, co ty masz za te pieniądze więcej niż ja oferuję uczniom? - Krużyńska rozkłada ręce - w jej szkole czesne to 50 złotych dla gimnazjalistów i 120 dla licealistów. - I to dopiero od czasu przeprowadzki, wcześniej była symboliczna złotówka.

Młodzież jak wszędzie

Dyrektor Krużyńska nie chce szufladkować swoich 35 uczniów. Elitarna prywatna szkoła to tylko marzenie, ale nie może też mówić o trudnej młodzieży, choć ze względu na niektórych uczniów musiała nawiązać kontakt z kuratorem sądowym. - Młodzież jest taka jak wszędzie - na dowód opowiada historię wykreślenia uczennicy m.in. za ponad 170 opuszczonych godzin. - Ale mam i szóstkową dziewczynę.

Renata Rysińska, mama szóstkowej Asi, licealistki, szkołą jest zachwycona. - Córka chodziła do gimnazjum nr 5, wydawało się najlepsze, nowe. Okazało się porażką. Tu jest zupełnie inaczej, mam bliski kontakt z panią dyrektor, gdyby nie Rawita, dla dzieci szukałabym pewnie szkoły poza Piotrkowem.

Asia przyznaje: - Tu rozwinęłam się, jestem przewodniczącą szkoły. W gimnazjum nie mogłam, bałam się pokazać swoją osobowość.

Nieco inne zdanie o Rawicie ma mama uczennicy, która zaraz po feriach została wykreślona. - Faktycznie córka opuszczała zajęcia, ale tam dzieci mają za mało wymagań - mówi prosząc o anonimowość.

Sami uczniowie szkoły nie mogą się nachwalić. - Wydaje mi się, że im jest mniej uczniów, tym nauczyciele mogą bardziej dotrzeć do nich - mówi Sandra Sobierska z I klasy gimnazjum. Ile trwa lekcja? - 45 minut najczęściej, czasami nauczyciele skracają - wzruszają ramionami uczniowie.

Czemu tu jest super? - Justyna Dziarek, która uczyła się i w ZSP nr 1, i w ZSP nr 5 nie ma wątpliwości: - Tu się lepiej czuję, w innych szkołach nauczyciele olewają uczniów. A najbardziej super jest tutaj pani dyrektor, to najlepsza osoba.

Dają szansę

- Bardzo byśmy chcieli, żeby to były szkoły elitarne - mówi Paweł Łaski założyciel i właściciel działających od ponad 12 lat prywatnych szkół Informatyk w Piotrkowie. Do liceów ogólnokształcącego i profilowanego obecnie uczęszcza około 200 uczniów. Nauka już jest bezpłatna, choć zaczynali od czesnego. - Chcemy, żeby młodzież miała takie same szanse - zaznacza.

Jest świadomy obiegowych opinii o szkołach prywatnych: że są ostoją dla uczniów, którzy nie umieją odnaleźć się w publicznych placówkach, że ich wychowankowie zaniżają poziom egzaminów, że dobre świadectwo prywatnej szkoły jest mniej warte niż przeciętne szkoły publicznej.

- Nie chciałbym się zgodzić z takimi opiniami, na pewno nie mamy takiego autorytetu, nie mamy też geniuszy - mówi Łaski. Swoim uczniom stara się, jak zaznacza, zapewnić jak najwięcej poza podstawą programową, m.in. zajęcia pozalekcyjne, grupy zainteresowań.

Podobne stanowisko zajmuje Anna Figlus, dyrektor VI LO im. Zbigniewa Herberta w Bełchatowie, które do niedawna było szkołą społeczną. O zmianie charakteru placówki zadecydowała głównie perspektywa przyjęcia w mury szkolne uczniów, których nie byłoby stać na płacenie czesnego.

Przeprowadzona w 2005 roku zmiana spowodowała wzrost liczby uczniów. W tym roku szkolnym jest ich 168 - co niemal dwukrotnie przekracza stan z czasów, gdy szkoła była społeczna. Mimo to klasy liczą od 15 do 20 osób, co zdaniem dyrektor Figlus, stanowi komfort, którego nie mają uczniowie w innych szkołach.

"Herbert" od lat cieszy się dobrą opinią wśród uczniów i rodziców.

- Do wyboru tej szkoły zachęcili mnie rodzice - mówi jeden z licealistów. - Teraz jestem w drugiej klasie i nie żałuję.

Przymiotnik "elitarna" wpisany jest w tradycje niepublicznej Szkoły Mistrzostwa Sportowego Polskiego Związku Piłki Siatkowej w Spale. W istniejącej od 1999 roku placówce uczy się 32 młodych sportowców, przyszłych kadrowiczów.

- Najlepsi z najlepszych - mówi Anna Hertel, dyrektor szkoły, która sama sobie - rok przed rozpoczęciem roku szkolnego - wybiera uczniów.- Wyławiamy ich po turnieju nadziei olimpijskich, to młodzież objęta centralnym szkoleniem, która u nas, poza szkoleniem sportowym, normalnie może zdać maturę.

Ładnie na świadectwie

Zadowoleni absolwenci szkół prywatnych nie przekonują dyrektorów placówek publicznych. Ryszard Mazerant, dyrektor ZSP nr 2 w Piotrkowie, zaznacza, że nie chodzi tu o zawodową zawiść.

- Przyjrzeć się im powinno, bo przez tę sferę kształcenia przechodzi za dużo szpar - mówi. - Prawda jest taka, że jak ktoś wybrał kształcenie prywatne, to już potem musi iść do końca tą drogą.

Nie tylko do niego docierają sygnały, krążące w środowisku nauczycielskim, o luźnym, a nawet luzackim podejściu w prywatnych placówkach do realizacji ustawowych obowiązków.

- Moim zmartwieniem jest poziom kształcenia w mojej szkole - ucina. - Proszę tylko zwrócić uwagę, ile się takich szkół zakłada, a ile likwiduje. No, ale rodzice są zadowoleni, bo ich dziecko uzyskuje ładne oceny...

Według Agnieszki Krużyńskiej, takie opinie to specyfika Piotrkowa. Podobny ton słychać w głosie Wiesławy Olejnik, od dwóch lat dyrektor gimnazjum i liceum Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich w Piotrkowie, które placówkę przejęło po społecznych szkołach Towarzystwa Oświatowego. Uczniowie przyszli tu, bo chcieli uczyć się w szkole katolickiej z jasno określonym i przestrzeganym regulaminem.

- Nasze wychowanie skierowane jest ku wartościom, patriotyzmowi i oparte na naukach Jana Pawła II i to przyciągnęło wielu uczniów spoza Piotrkowa, którzy szukali takiej szkoły - mówi dyrektor Olejnik.

Oferowanym programem i bezpłatnymi zajęciami stara się zmienić opinię szkole, do której wcześniej, przed przejęciem przez SPSK, trafiali różni uczniowie. - Jestem tu drugi rok i choć wcześniej wydawało mi się, że w ciągu jednego roku można dużo zdziałać, wiem, że odbudować to zaufanie będzie trudno. Zajmie to kilka lat, bo dopiero teraz ze szkoły przez nas prowadzonej wychodzą uczniowie, o których wynikach można będzie mówić.

Nazwisko germanistki, na jej prośbę, zostało zmienione,

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto