Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Upadłość konsumencka w Piotrkowie i powiecie. Jak zadłużeni są mieszkańcy regionu?

Katarzyna Renkiel
Miejsc, w których można zaciągnąć kredyty nie brakuje, choc wiele z nich żeruje na ludzkiej naiwności
Miejsc, w których można zaciągnąć kredyty nie brakuje, choc wiele z nich żeruje na ludzkiej naiwności Dariusz Śmigielski
Upadłość konsumencka w Piotrkowie i powiecie. Mieszkańcy miasta i powiatu są zadłużeni na 130 mln zł . Około 60 osób ogłosiło w 2016 roku upadłość konsumencką.

Wszystko zaczęło się od jednego kredytu, później były kolejne, a po pewnym czasie doszły chwilówki. W końcu pani Anna nie była w stanie spłacać rat ani odsetek, mimo, że jest zatrudniona na umowę o pracę. W końcu wystąpiła do sądu o ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Jak tłumaczy, nie liczy na to, że banki darują jej długi, ale chciałaby ustalenia realnych wpłat, bo te obecne przewyższają już sam kredyt. Jeden z nich zaciągnęła dla kolegi, który zginął w wypadku samochodowym. Obowiązek spłaty zadłużenia spadł na nią...

W nie lepszej sytuacji jest też pani Janina, której życie od kilku lat to prawdziwy koszmar. Kredyt zaciągnęła na leczenie syna, któremu ustalono I grupę inwalidzką w związku z czym wymaga opieki i pomocy medycznej. Kolejne kredyty brała już tylko po to, żeby spłacić poprzednie. Jak wyjaśnia, przez „zbójeckie windykacje oraz komornicze eldorado” wpadła w matnię, z której nie potrafi się wydostać. Kobieta jest wdową, mieszka sama z synem, nie ma żadnej rodziny, a jej miesięczne dochody wynoszą zaledwie ok. 800 zł. Renta syna nie wystarcza na wykupienie leków dla niego, a ona sama też podupadła na zdrowiu. Pani Janina nie jest w stanie opłacić czynszu, prądu i gazu, za chwilę może także wylądować na bruku, bo dostała już nakaz eksmisji. Często brakuje jej pieniędzy nawet na jedzenie.

Jak tłumaczy, kwoty, które ma spłacić powstały na skutek „niejawnych posiedzeń sądowych, podczas których banki i parabanki uzyskały milionowe zyski kosztem jej i innych ludzi w potrzebie”. Kobieta twierdzi, że instytucje, w których zaciągała pożyczki niesłusznie naliczały jej wyższe kwoty do zapłaty i mimo, że część z nich już spłaciła zadłużenie wcale nie maleje, a wręcz przeciwnie - rośnie. Jak twierdzi, biorąc kilka tysięcy złotych musi spłacać kilkanaście razy więcej. Jeden kredyt wzięła na 5 tys. złotych, teraz ma oddać ponad 23 tys. zł, kolejny na 3 tys. zł, a do spłaty prawie 10 tys. zł.

„Wierzyciel powinien zgłaszać tę kwotę, której nie spłaciłam z odsetkami, a nie swoje liczby” - pisze pani Janina we wniosku o upadłość konsumencką. Kobieta miewa myśli samobójcze, ale wie, że syn bez niej by zginął. Jak twierdzi, instytucje, które udzielają kredytów i pożyczek żerują na biednych ludziach, którzy potrzebują pieniędzy, m. in. nakłaniając do ubezpieczania kredytu mimo, że nie jest to konieczne, a jedynie podnosi koszty. Jej zdaniem, umowy sformułowane są w bardzo niejasny sposób niejednokrotnie wprowadzając w błąd konsumenta. Pani Janina deklaruje, że będzie spłacać długi, ale w realnych ratach.

Podobną historię przedstawia pan Tomasz z żoną - razem muszą oddać prawie 3 mln złotych. Kredyt wzięli oboje, bo takie warunki postawił bank. Jedno z małżonków kupiło na kredyt nieruchomości, ale z powodu kryzysu na rynku finansów w 2009 roku zaplanowane przedsięwzięcia deweloperskie nie doszły do skutku i para popadła w długi. Obniżka wynagrodzenia jednego z dłużników spowodowała, że kilkutysięczne raty kredytów coraz trudniej było spłacać. Od lipca ub. r. małżeństwo przestało płacić i liczy na ogłoszenie upadłości. Jak tłumaczą oboje, ich niewypłacalność powstała na skutek „zmiany otoczenia makroekonomicznego na rynkach nieruchomości jak i na rynku usług edukacyjnych”.

Kolejny przypadek pokazuje, że nawet jeśli robimy wszystko, co w naszej mocy, by się ustrzec przed popadnięciem w długi, nie na wszystko mamy wpływ. Tak było w przypadku pana Stanisława, którego dobrze prosperujące gospodarstwo podupadło, a on sam ma do spłacenia ponad 820 tys. zł. Mężczyzna dostał je w ramach darowizny od rodziców, zaczął w nie inwestować zwłaszcza, że klientów nie brakowało. Zajmował się uprawą roślin i sprzedażą warzyw, zawierał umowy z kolejnymi kontrahentami. Pieniądze z zaciągniętych kredytów przeznaczył m. in. na wybudowanie tuneli foliowych, proces melioracji gruntu, kupno sadzonek i nasion warzyw oraz nawozów. Przedsiębiorstwo rozwijało się coraz lepiej, zwiększeniu uległo nawet zatrudnienie.

Wszystko legło w gruzach, gdy w okresie wiosenno-letnim znaczna część upraw została podtopiona. Jakby tego było, mało pojawiły się choroby roślin, które zdziesiątkowały 90% zbiorów, do tego spadły rynkowe ceny warzyw. Pan Stanisław nie był w stanie wywiązać się z umów zawartych z kontrahentami, a co za tym idzie spłacać rat kredytów.

Tego, że życie okrutnie z niej zakpi nie spodziewała się także pani Maria, która kredyty zaciągała razem z mężem. Gdy małżonkowie się rozwiedli, spłata zadłużenia spadła na jej barki. Kobieta wychowuje sama kilkuletniego syna, a ojciec dziecka uchyla się od płacenia alimentów. Jak tłumaczy kobieta, komornik zabiera jej połowę dochodów, a na życie dla niej i syna zostaje ok. 1,4 tys. zł. Kwota ta jednak nie starcza na opłacenie czynszu i rachunków, ponadto kobieta podupadła na zdrowiu. Przeszła trzy operacje, często przebywa na zwolnieniach lekarskich, boi się, że straci pracę i - jak pisze we wniosku o upadłość - jest u kresu wytrzymałości.

„Syn dorasta, ma coraz większe potrzeby, aby zapewnić dziecku i sobie jakiś byt, nie wykupuję leków, w związku z tym faktem mój stan zdrowia się pogarsza. Muszę dokonywać wyboru - albo leki albo przeżycie z synem” - czytamy w jej wniosku.

To tylko kilka z licznych przykładów wniosków o upadłość konsumencką, o którą od trzech lat wnoszono do Sądu Rejonowego w Piotrkowie. Jak mówi sędzia Agnieszka Leżańska, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim, co roku wzrasta liczba takich wniosków. - W 2014 roku wpłynęły 4, ale nie ogłoszono żadnej upadłości. Rok później wniosków było już 69, a w 28 przypadkach upadłość konsumencką ogłoszono. Natomiast do połowy listopada 2016 roku o upadłość złożono już 85 wniosków, pozytywnie rozpatrzono 55 - dodaje.

Gdy nie dajemy sobie rady ze spłatą zadłużenia, warto poradzić się kogoś, kto pomoże nam odnaleźć się w zawile skonstruowanych umowach. Jak mówi Bartłomiej Krasiński, miejski rzecznik konsumentów, takie osoby powinny przede wszystkim skierować się do sądu.

- Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości znajdziemy bezpłatną broszurę, dzięki której dowiemy się, jak wyglądają procedury w przypadku upadłości konsumenckich. My, niestety, pomóc nie możemy, bo tym zajmują się sądy - dodaje.

Na stronę ministerstwa odsyła także powiatowy rzecznik konsumentów Dariusz Rogalski.

- Procedura związana z upadłością nie jest jednak prosta - ostrzega.

Jak dodaje, u rzecznika pomocy szukają głównie ci, którzy chcą reklamować zakup towarów i usług telekomunikacyjnych. Przyznaje, że zdarzają się przypadki zastraszania konsumentów przez windykatorów, ale w takim przypadku osoby kierowane są na policję.

Postanowiliśmy sprawdzić jak bardzo zadłużeni są mieszkańcy Piotrkowa i powiatu. Jak mówi Andrzej Kulik, rzecznik prasowy oraz dyrektor Departamentu Analiz Rynkowych i Komunikacji, w zestawieniu gorzej wypadają piotrkowianie, którzy w sumie muszą oddać ponad 86 mln zł. Zadłużonych jest 5.825 osób, w tym największą grupę stanowią osoby z przedziału 36-45 lat. Łącznie muszą oddać ponad 32 mln zł, a największe zadłużenie w tej grupie sięga ponad 1,5 mln zł. Średnio każdy piotrkowianin ma do spłacenia 14,7 tys. zł. Najmniej zadłużone (średnio 3,2 tys. zł) są osoby od 18 do 25 roku życia, które łącznie muszą oddać ok. 1,5 mln zł.

Nieco lepiej jest w powiecie piotrkowskim choć i tu osoby do 45. roku życia muszą oddać najwięcej, bo ponad 13 mln zł. Najmniej winni są najmłodsi, czyli osoby do 25. roku życia, bo tylko 736 tys. zł. Ponadto 3.262 mieszkańców powiatu w sumie musi oddać ponad 41,3 mln zł.

Częściej kredyty biorą mężczyźni, którzy mają ponad 31 mln zł długu w powiecie i ponad 61 mln zł w mieście. W ciągu czterech ostatnich lat liczba dłużników i zadłużenie wzrosło zarówno w mieście jak i w powiecie. Od 2013 roku wynosiło kolejno 40, 50, 63 i 86 mln zł (Piotrków) oraz 17, 20, 27 i 41 mln zł (powiat piotrkowski). Zadłużenie wynika głównie z niepłacenia alimentów, działań firm windykacyjnych i banków oraz nieregulowania opłat za czynsz i media.

Imiona osób opisanych w tekście zostały zmienione

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto