Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Między siatką i domem...

Magdalena Buchalska
Paweł Maciejewicz i jego narzeczona Honorata Bihuniak Fot. Magdalena Buchalska
Paweł Maciejewicz i jego narzeczona Honorata Bihuniak Fot. Magdalena Buchalska
Są gwiazdami na boisku. W domu po ciężkim treningu czy meczu mogą liczyć na pomoc ukochanej żony, narzeczonej czy dziewczyny, które zdecydowały się jeździć z nimi od klubu do klubu.

Są gwiazdami na boisku. W domu po ciężkim treningu czy meczu mogą liczyć na pomoc ukochanej żony, narzeczonej czy dziewczyny, które zdecydowały się jeździć z nimi od klubu do klubu. Chyba że swoje drugie połowy zostawili w rodzinnych domach, oddalonych czasami o kilkaset kilometrów.

Grający w serii A pierwszej ligi siatkarze bełchatowskiej Skry są pupilami kibiców, choć żaden z nich nie jest wychowankiem tamtejszego klubu. Wielu przyjechało z daleka. Oznaczało to dla nich rozłąkę z rodziną. Nawet Mariusz Wlazły, który ma to szczęście, że mieszka w Bełchatowie razem z dziewczyną, rzadko ma okazję spędzić z nią w domu więcej czasu. Paulina Drewicz też jest siatkarką, więc żyją od treningów do meczów. W domu się mijają. Studiują i doba jest dla nich za krótka.

To mój przyszły mąż

– Kiedy poznałam Pawła od razu wiedziałam, że to będzie mój przyszły mąż – mówi Honorata Bihuniak, narzeczona Pawła Maciejewicza, grającego na pozycji atakującego w bełchatowskiej Skrze. – Wiedziałam, że to ja muszę zrobić ten pierwszy krok, bo Paweł jest nieśmiały. Poprosiłam o autograf i dałam swój numer telefonu. Kiedy przyjechałam na weekend do domu, oświadczyłam, że znalazłam swojego przyszłego męża.

W Skrze Maciejewicz zaczął grać ponad 4 lata temu. Znali się z Honoratą trzy miesiące, kiedy podjął decyzję o wyjeździe do Bełchatowa. – On się pakował, a ja siedziałam z boku i płakałam – przyznaje Honorata. – Nie zdawałam sobie sprawy, z czym to się naprawdę wiąże. Sądziłam, że Paweł będzie mógł często przyjeżdżać. Okazało się, że to w końcu ja musiałam zrezygnować z pracy i kiedy skończyłam studia, przeprowadziłam się do Bełchatowa. Paweł mi wszystkich zastępuje – i rodzinę i znajomych.

W Bełchatowie był wtedy najmłodszym zawodnikiem w drużynie. Miał 21 lat. – Sportowcy muszą liczyć się z tym, że zawsze przyjdzie taka chwila, kiedy trzeba wyruszyć z domu – mówi Maciejewicz. – Ja grałem wcześniej w SMS Rzeszów, 700 kilometrów od rodzinnego miasta, więc nie była to dla mnie nowość.

Pani Honorata, magister bankowości i finansów, chciałaby pracować, ale nie bardzo może. – Drzemią we mnie jakieś ambicje, ale na razie nie jest możliwa ich realizacja – mówi.

– W domu też mam co robić. Lubię gotować dla Pawła. Ciągle jest też pełno prania po treningach.

Paweł Maciejewicz w Bełchatowie ma kontrakt do końca tego sezonu.

– Każdy kolejny przedłużany jest tylko na rok – mówi zawodnik. – To mi jednak nie przeszkadza – dodaje jego partnerka. – Lubię zmiany i nowych ludzi wokół. Trochę brakuje mi koleżanek, które już wyprowadziły się z Bełchatowa.

Ślub na głowie panny młodej

Nie mają zbyt wiele swoich mebli, nie licząc biurka i kupionego niedawno materaca do spania. – Teraz wszędzie będziemy musieli z nim jeździć – śmieje się pani Honorata. – Trochę mnie martwi, co będzie, gdy urodzi się dziecko. Tutaj nie ma babci, która będzie mogła mi pomóc. Opiekunka musiałaby być sprawdzona. Wiem, że w Bełchatowie jest taka pani, której numer telefonu przekazują sobie dziewczyny siatkarzy z roku na rok.

Rzadko wracają w rodzinne strony. – Jeśli już uda nam się wyjechać, to w biegu odwiedzamy swoje rodziny i znajomych – mówi Paweł. – Ludziom się wydaje, że być siatkarzem to sama przyjemność – dodaje Honorata.

– Jest też i druga strona medalu. Na urlop możemy liczyć tylko podczas miesiąca wakacji. Nawet w sylwestra czasem trudno wyjechać.

18 czerwca biorą ślub. Termin też trzeba było dopasować do harmonogramów meczów Pawła, ale też siatkarzy grających w innych klubach, których chcieliby zaprosić. – Na tym weselu zderzą się nasze dwa światy – mówi Honorata. – Jeden domowy, drugi siatkarski. Całe przygotowania spadną na mnie. Nawet orkiestry nie mamy możliwości przesłuchać.

On grał, ona tańczyła

Na brak zajęcia na boisku nie może narzekać Radosław Wnuk, środkowy Skry. W domu państwa Wnuków wszystkich angażuje swoją osobą 4,5-letni Kacper. Oprócz energii, po rodzicach odziedziczył też wzrost. Tata wyrósł 7 centymetrów ponad 2 metry, mama ma 175 cm, a Kacper już 119.

Ta śmiałość Kacpra z jednej strony martwi, a z drugiej cieszy Krystianę Wnuk. – Kacper chodzi do przedszkola – mówi żona siatkarza. – Jeśli znów przyszłoby nam się przeprowadzić, nie będzie chyba miał problemów ze zmianą przedszkola czy szkoły.

W Bełchatowie mieszkają od 2 lat. Przeprowadzili się ze Szczecina. Poznali się na boisku. – Byłam czirliderką – wspomina Krystiana. – Poznaliśmy się na lidze światowej, ja tańczyłam, on grał. Po meczu był bankiet i zacieśniliśmy znajomość.

Po pół roku zamieszkali razem. Krystiana musiała wtedy skończyć z tańcem. – Byłam tak zakochana, że niczego nie było mi szkoda – mówi. – Rzucałam wszystko i jechałam.

Życie przeplatane wyjazdami i treningami jej nie wystraszyło, bo jako tancerka miała w tym już wprawę.

– Zdawałam sobie sprawę, co to oznacza, ale miłość była silniejsza – uśmiecha się.

Do Bełchatowa już się przyzwyczaiła, ale na początku była zrozpaczona. – Mieszkałam dotąd w dużym mieście – mówi. – Wszystkiego mi brakowało. Jednak po tym co spotkało nas w Szczecinie, wszystko było lepsze. Klub padł, nie płacili siatkarzom.

Radek Wnuk ceni sobie urok małych miasteczek. – Kupiliśmy nawet działkę pod budowę domu w miejscu, które nie będzie nawet takiej wielkości jak Bełchatów – mówi.

– Ale będzie blisko Trójmiasta – dodaje żona.

Nie ma sensu kupować mebli

Kontrakt do maja tego roku. Co dalej? – Już w ubiegłym roku przeżywałem taką niewiadomą – mówi siatkarz. – Jesteśmy przygotowani na to, że jeśli będzie potrzeba, po prostu spakujemy się i wyjedziemy. – Nie ma nawet sensu kupować mebli – dodaje żona. – Mamy łóżko i kilka niezbędnych rzeczy.

W dzień meczu wszystko ma zaplanowane co do minuty. Wstaje na przygotowane już przez żonę śniadanko, później idzie na tzw. rozruch, a potem chwila z komputerem, jego – jak żartuje – drugą miłością. Po obiedzie wraca do łóżka i wówczas nawet Kacper wie, że trzeba zachować w domu absolutną ciszę.

Krystiana skończyła studia kosmetyczne. Chciałaby pracować w zawodzie, ale trudno co rok zmieniać pracę. – Nie miałabym co zrobić z Kacprem – mówi. – Mąż przecież pracuje też wieczorami, a nie chcę, żeby dziecko wychowywały opiekunki.

Na inne niż sportowe zainteresowania nie mają zbyt wiele czasu. – Ze względu na Kacpra jesteśmy raczej wyłączeni z wieczornego życia towarzyskiego – mówi Radek.

– Czekam na jeszcze jeden sukces ze Skrą – dodaje siatkarz. – Zdobyć z nią, jeśli nie mistrza, to przynajmniej medal. A prywatnie liczę na szóstkę w totka...

W wolnej chwili do Kędzierzyna

Małżeństwo na odległość, tak na pierwszy rzut oka wygląda życie Roberta Sczerbaniuka, a do niedawna także Michała Chadały. Do Bełchatowa obydwaj dopiero się przyzwyczajają, bo mieszkają w nim od kilku miesięcy. Szczerbaniuk zostawił żonę w Kędzierzynie-Koźlu. Jeśli tylko ma trochę wolnego czasu, wsiada do samochodu i gna do Kędzierzyna. Prawie cztery miesiące temu urodził mu się synek – Nataniel.

Wioletta Szczerbaniuk, żona Roberta, czeka na niego w Kędzierzynie. Tam ma rodzinę, przyjaciół i łatwiej będzie jej wychowywać Nataniela.

– Żony w tej kwestii raczej nie mogą liczyć na naszą pomoc – mówi Michał Chadała, ojciec 8-miesięcznego Filipa, oczekujący właśnie na narodziny drugiego dziecka. Trzy miesiące temu dołączyła do niego w Bełchatowie żona, która do niedawna mieszkała w Kędzierzynie. – Mało bywamy w domu, a jeśli już, to musimy po prostu odpocząć. Dlatego żony pewnie czasami złoszczą się na nas, że nie mogą zostawić mężów z dziećmi i wyjść z koleżankami na zakupy czy ploteczki.

Zmieniali już kluby kilkakrotnie, ale że mężami są od niedawna, nie przeprowadzali się z całą rodziną.

– Dla nas to nie problem – dodaje Chadała. – Przyzwyczaiłem się i zmianę miejsca zamieszkania traktuję już jak poranne wstawanie czy mycie zębów. To nie będzie trwało wiecznie.

Dziesięć lat, kilka przeprowadzek

Chadałowie mają swoje mieszkanie w Kędzierzynie, w Bełchatowie Michał wynajmuje drugie. Na szczęście teraz już nie muszą dzielić czasu pomiędzy te dwa miejsca. – Czasami nie obywało się bez sprzeczek, ale jakoś sobie radziliśmy – mówi Chadała. – Bywało, że tęskniłem.

Tak jak żona – Katarzyna Chadała. Historia ich znajomości jest dość krótka. – Po 10 dniach znajomości zaręczyliśmy się, po trzech miesiącach wzięliśmy ślub, a po czterech miesiącach byłam w ciąży – wylicza K. Chadała. – Michał jest wspaniałym ojcem, choć początkowo się tego nie spodziewałam. Czasami było nam ciężko, ale kiedy miałam możliwość, to po prostu wsiadałam w samochód i jechałam do niego do Bełchatowa.

Losy sportowej kariery rzucały Chadałę do różnych klubów. Miał nawet czteromiesięczny epizod we Włoszech. – Pokochałem ten kraj, uwielbiam tamtejszą kuchnię. Po powrocie zacząłem nawet chodzić na kurs języka włoskiego – mówi Michał.

Szczerbaniuk w ciągu 10 lat przeprowadzał się pięć razy. Za granicą jeszcze nie grał, a jeśli już tak miałoby się zdarzyć, to chciałby zagrać w lidze rosyjskiej. Miał za to okazję zagrać podczas ostatniej olimpiady.

Czy ich dzieci też mają zaplanowaną siatkarską karierę? – Najważniejsze, żeby był zdrowy – mówi Chadała. – Czasami śmiejemy się z kolegami, którzy też mają już dzieci, że w przyszłości można by zrobić niezłą ekipę. Będę tylko trzymał kciuki, żeby mojemu synowi było w życiu dobrze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto