Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dom w Uszczynie otwarty dla uchodźców z Ukrainy. - Modliliśmy się o cud i się zdarzył - mówią uciekające przed wojną rodziny ZDJĘCIA

Karolina Wojna
Dom w Uszczynie otwarty dla uchodźców z Ukrainy. - Modliliśmy się o cud i się zdarzył - mówią uciekające przed wojną rodziny
Dom w Uszczynie otwarty dla uchodźców z Ukrainy. - Modliliśmy się o cud i się zdarzył - mówią uciekające przed wojną rodziny Dariusz Śmigielski
W domu Magdaleny Rakowskiej-Mikuckiej w Uszczynie pierwsze noce w Polsce po ucieczce przed wojną spędziło już kilka ukraińskich rodzin z dziećmi, łącznie ponad 20 osób. Przywiozła ich prosto z granicy. - Okazała się naszym cudem - mówi Luda, Ukrainka z Zaporoża, która do Polski - razem z czwórką dzieci, dla których jest rodziną zastępczą - przyjechała w ciemno: bez żadnego adresu czy telefonu. Już w drodze z granicy do Uszczyna uchodźcy obdzwaniali przyjaciół i rodzinę na Ukrainie mówiąc: uciekajcie, nie bójcie się, Polacy są wspaniali.

Dom w Uszczynie otwarty dla uchodźców z Ukrainy

W czwartek, 3 marca, tydzień od wybuchu wojny w Ukrainie, do kolacji przy dużym stole w domu Magdaleny Rakowskiej-Mikuckiej w Uszczynie zasiadło 19 osób: ona, jej dwie córki i 16 uchodźców z Ukrainy. To trzy matki z dziećmi, dla których są rodzinami zastępczymi. Wszyscy uciekli z Zaporoża, a jechali do Polski w ciemno, bez adresów, bez żadnego kontaktu, za to z jedną walizką lub plecakiem na osobę i głową pełną obaw.

- Przez całą drogę w pociągu z Zaporoża do Lwowa modliłam się, żeby zdarzył się cud, a tym cudem okazała się Magda. Gdy do nas podchodziła na dworcu, też miała strach w oczach, tak jak my byliśmy przerażeni, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że mało kto przyjmie pod swój dach obcych ludzi, i do tego aż tyle - mówi Luda, która jako pierwsza z grupy - razem z czwórką dzieci - przyjechała do Uszczyna. Pani Magdalena zabrała ich z dworca w Przemyślu. - Jesteśmy bardzo wdzięczni całej Polsce, to jest nasz cud.

Z odruchu serca

Zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie, na Facebooku, wśród innych postów ludzi deklarujących pomoc, był też wpis Magdy Rakowskiej-Mikulskiej, o tym, że przyjmie rodzinę z Ukrainy. Sama miała babcię Ukrainkę, to był, jak mówi, odruch serca, naturalny w tej sytuacji. W odpowiedzi odezwał się do niej Ukrainiec, którego siostra, mieszkająca od kilku lat w Łodzi, czekała na uciekającą z Ukrainy rodzinę. Potrzebny był transport z granicy.

- Byłam na łączach z tą Natalią z Łodzi do nocy - opowiada Magda, która nad ranem zdecydowała, że jedzie do Medyki. Pojechała tam z koleżanką, Olą Wrońską.

Na miejscu, przy granicy, stała z kartką, na której było imię Oksana. Magda czekała na nią, jej 4-letniego syna Nikołę i mamę Marię. Jechali z Iwanofrankowska.

- Miało być więcej osób, ale już wtedy okazało się, że mężczyźni zostają w Ukrainie - opowiada Magda. Jak opisuje, na granicy po polskiej stronie był spokój. Przywitał ich sznur samochodów - to byli Ukraińcy mieszkający i pracujący w Polsce, którzy przyjechali po swoje żony, dzieci i rodziny.

Na miejscu, pod Biedronką, Magda spotkała Elizę - Ukrainkę z plecakiem i narzeczonym Wietnamczykiem, który na Ukrainie się uczył i pracował. Oboje uciekali z Odessy. Nikogo nie znali w Polsce, pytali o zabranie z granicy. Zabrała i ich. Zostali w domu w Uszczynie 5 dni, a później Magda dzięki pomocy znajomych, Anity i Pawła z Piotrkowa, znalazła im mieszkanie w... Holandii. Jak opowiadali, w momencie gdy rosyjskie wojska najechały ich kraj, oni szykowali się do ślubu.

- Najpierw w drodze od razu usnęli, a później zaczęli nagrywać filmiki i wysyłać do znajomych, rodziny i w ogóle do rodaków, żeby też uciekali, jechali i nie bali się Polaków, że tu jest bezpiecznie, że na nich czekamy - opowiada wzruszona mieszkanka Uszczyna.

Sama jest psychologiem i nie ukrywa, że pierwsze dni dla uchodźców były bardzo ciężkie. Eliza przez dwa dni nie miała kontaktu z mamą, która została w Odessie, ale wszystko się zmieniło, gdy mama się znów odezwała.

Ze strachem w oczach

Z kolei Oksana, która na spakowanie się z domu miała pół godziny, z Uszczyna pojechała do Łodzi, ale kontakt został, a Magda już wiedziała, że wróci na granicę. Jak mówi, nie była sama, bo w pomoc uchodźcom włączyła się jej rodzina oraz wielu znajomych i nieznajomych - przywozili dary, przelewali pieniądze, przesyłali leki dla Ukrainy.
Nagle stworzył się cały łańcuszek ludzi o wielkich sercach.
Lista jest długa: z Magdą na granicę jechali Joanna Maślak-Wiśniewska i Michał Grzegorczyk z Piotrkowa oraz Piotr Czarzasty z Bełchatowa, Julia i Kamil Kołaczkowie od razu dowozili zupy, organizowali transport, Anita i Paweł Szymańscy od razu zabrali Ukrainkę Marię do okulisty, a sami kupili jej potrzebne lekarstwa.

W całym domu w Uszczynie stoją worki z darami: pościelą, kocami, odzieżą, są napoje i przekąski dla dzieci. Część Magda i znajomi już wywieźli do Medyki, ale ludzie o wielkich sercach ciągle donoszą nowe. Cały czas ktoś dzwoni, chce pomóc, oferuje mieszkanie, albo prosi o tranzyt rodziny. Łańcuszek działa.

- Wiedziałam, że w weekend na granicy będzie wiele ludzi, którzy przyjadą odbierać Ukraińców, dlatego ja pojechałam jeszcze raz we wtorek - opowiada Magdalena Rakowska-Mikucka.

Pojechała nie sama: razem z innymi wolontariuszami, na trzy auta, mieli miejsca dla umówionych uchodźców, ale i dla tych, którzy przekraczają granicę i nikt na nich nie czeka. Wspólnie odebrali kilkanaście osób - rodzinę, która pojechała do Warszawy, grupę studentów zawiezioną później do Poznania oraz grupę uciekających z Ukrainy Marokańczyków, którzy - dzięki sieci znajomości i Facebookowi - trafili do Krakowa.

Nad ranem została sama.

- Miałam pusty samochód, więc pojechałam na dworzec w Przemyślu - mówi i dodaje, że jest osobą nastawioną na działanie, nie potrafi siedzieć bezczynnie.

Na dworcu, wśród gąszczu twarzy, zauważyła dwie kobiety otoczone grupką dzieci i młodzieży. Były przerażone. Podeszła i zaproponowała dach nad głową, pomoc. W rozmowach, przez telefon, pomagała Oksana, pierwsza Ukrainka odebrana przez Magdę.

- Byłam po nieprzespanej nocy, zmęczona, wyglądałam jak cień, więc dzieci się bały i mówiły: mamo, nie jedźmy, ale bardzo nam pomogła Oksana, która jest psychologiem dziecięcym. Rozmawiała z nimi po ukraińsku i pojechały ze mną - mówi Magdalena Rakowska-Mikucka.

Grupa, którą zabrała to były Lena i Luda, dwie matki zastępcze z Zaporoża. Razem z nimi było sześcioro dzieci.

- Przez całą drogę z Zaporoża do Lwowa modliłam się, żeby zdarzył się cud, a tym cudem okazała się Magda, która też miała strach w oczach podchodząc do nas - opowiada Luda.

Dramatyczna decyzja o porzuceniu domu

Za nimi było wiele godzin podróży. Z rodzinnego Zaporoża ruszyli 27 lutego o godz. 17. Pociąg był tak zapchany, że w czteroosobowych przedziałach siedziało 8 osób. Ludzie - w tym ciężarne kobiety, dzieci, seniorzy - stali w przejściach. Wiele osób było ze zwierzętami. Jechali do Lwowa, gdzie Luda chciała najpierw zostać.

- W Zaporożu mieszkaliśmy 3 kilometry od lotniska. Nie było wojsk i zniszczeń, tylko syreny. Ale w pewnym momencie zadzwonił były mąż i powiedział, że mamy uciekać - opowiada Luda. Jak mówi, już czuje się na tyle bezpiecznie, że może rozmawiać, choć cały czas jest w niej strach o tych członków rodziny i znajomych, którzy zostali w domu.

Luda o wyjeździe z Ukrainy myślała trzy dni od ataku Rosji. Oglądali wiadomości, widzieli co się dzieje, ale cały czas się wahała i nie wiedziała co robić. Od lat była rodziną zastępczą - do niedawna dla 12 dzieci, a od usamodzielnienia się części, pod jej pieczą została czwórka: Katia, Ania, Mela i Luba. Dzieci chodziły do szkół sportowych i muzycznych, a ona jako rodzina zastępcza, poświęciła się ich wychowaniu. Jej biologiczne córki już są w Austrii z ojcem. To właśnie były mąż, a później jeden z wychowywanych - przysposobionych synów skłonił Ludę do spakowania walizek.

- Ludzie mówili, że ruskie czołgi mogą wjechać lada moment. Do wsi pod Zaporożem, gdzie mieszkałam 5 lat, a skąd wyprowadziłam się 3 lata temu, już wjechały i żołnierze dali mieszkańcom dwie godziny na ewakuację - opowiada, a głos jej drży.

Pakowali się dwa razy, najpierw wzięli więcej, potem każdy spakował podręczny bagaż - taki szkolny plecak. Luda liczyła, choć nikogo nie znała we Lwowie, że to tam znajdą schronienie przed wojną.

- Ale ludzie, którzy tam byli od dwóch, trzech dni, mówili, żeby uciekać - opowiada. I uciekli.

Jak w domu...

W salonie domu w Uszczynie płonie kominek. Przy stole siedzą dzieci Ludy i Leny, która w Zaporożu zostawiła swój gabinet kosmetyczny i chorą na raka mamę. Uczą się polskiego. Z córkami Magdy porozumiewają się trochę na migi, trochę za pomocą translatora, a trochę dzięki wymianie spojrzeń.

- To podobny język do naszego - mówi Weronika, uczennica I LO w Piotrkowie.

Wokół biegają psy i koty, w kuchni dochodzi zupa, którą Luda gotuje na przyjęcie kolejnej rodziny. To Tatiana i 7 dzieci, które z granicy wiezie Ukrainiec, na co dzień mieszkający w Radomsku. Gdy ich dowozi do domu Magdy, wzruszony dziękuje za pomoc rodakom.

Luda opowiada o domu w Zaporożu, w tłumaczeniu - przez telefon - pomaga Olena, sąsiadka Magdy. Łańcuszek działa.

Na razie mieszkanie, które zostawili, jest całe. Żywność ma posłużyć sąsiadom, znajomym. Nie zostało splądrowane, blok stoi, ale Luda nie wie, co może się zdarzyć. Ona już czuje się bezpieczna, choć ciągle bardzo przeżywa, to co się dzieje. Jest w kontakcie z rodziną i znajomymi, którzy obawiają się rosyjskich czołgów. Jak mówi, decyzja o wyjeździe była bardzo trudna, a dzieci, choć część była przeciwna, zrozumiały ją bez paniki.

- Czuję się na tyle bezpiecznie, że zaczynam się uspokajać. Bardzo dziękuję Polakom, to było bardzo wzruszające, jak wolontariusze dawali nam od razu jedzenie. Polacy są bardzo otwarci, niosą ogromną pomoc, nie mogę wyjść ze wzruszenia, jakim dobrym narodem jesteście - mówi.

Choć nie planowała uciekać do Polski, dziś nie wyobraża sobie powrotu na Ukrainę. Jak tylko będzie możliwość, chce się spotkać z biologicznymi córkami.

- Sytuacja jest trudna, ale na razie nie chcę tam wracać. Chcę wreszcie mieszkać w kraju, gdzie panuje pokój - mówi ze łzami w oczach.

W piątek rodziny Ludy i Leny przenoszą się do Piotrkowa. Tu kolejni dobrzy ludzie zaoferowali - na swój koszt - mieszkanie i dom. Drugi dom czeka na Tatianę w gm. Rozprza. A Magdalena Rakowska-Mikucka znów jedzie na granicę...

Dom w Uszczynie otwarty dla uchodźców z Ukrainy. - Modliliśmy się o cud i się zdarzył - mówią uciekające przed wojną rodziny

Dom w Uszczynie otwarty dla uchodźców z Ukrainy. - Modliliśm...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto