Już we wtorek złożył w sądzie zażalenie na bezzasadne zatrzymanie przez policjantów z Gorzkowic. Zanim jednak sąd wniosek rozpatrzy, w środę podejmie decyzję w sprawie rozpowszechniania nieprawdziwych informacji, o co Bogusławskiego oskarżył w trybie wyborczym Stanisław Cubała, bohater plakatu. Powodem sprawy jest jego treść oparta na informacjach z biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej.
Chodzi o zapisy z dokumentów wytworzonych przez Służbę Bezpieczeństwa, która zarejestrowała Cubałę jako TW "Okrzę". Faktycznej współpracy nigdy jednak nie udowodniono, a prokurator IPN w lutym tego roku pozostawił sprawę bez dalszego biegu "wobec niestwierdzenia wątpliwości, co do zgodności oświadczenia lustracyjnego z prawdą". Materiał archiwalny nie wystarczał jednak do skierowania sprawy do sądu.
Samo zatrzymanie wydarzyło się w niedzielę wieczorem. Jak informuje Małgorzata Mastalerz, rzecznik KMP w Piotrkowie, komisariat w Gorzkowicach podjął interwencję po telefonie, że nieznane osoby, przemieszczające się po terenie gminy samochodem osobowym, rozwieszają informacje szkalujące jednego z kandydatów. Niedługo potem patrol na drodze Mierzyn - Gorzkowice zatrzymał podejrzany samochód, a w nim dwie osoby i kilkadziesiąt plakatów.
- Dokładnie 179 - precyzuje sam Bogusławski, który nigdy nie zapomni wydarzeń wieczoru. Do rozwieszania plakatów jak najbardziej się przyznaje, bo jak twierdzi, działał w interesie publicznym, przekazując wyborcom informacje ogólnodostępne, ale słabo upowszechnione.
Opowiada ze szczegółami, jak na widok radiowozu bardzo się ucieszył, bo od Mierzyna jechały za nim dwa samochody, m.in. Citroen C4 i miał obawy o bezpieczeństwo swoje i kobiety, która towarzyszyła mu w aucie. Po zatrzymaniu przez patrol, zdziwiła go już reakcja policjanta na widok kierowcy citroena.
- Kazał mu odjechać - relacjonuje Bogusławski. Na komisariacie dopiero kilka godzin później dowiedział się, że jest zatrzymany i że noc spędzi w areszcie. Razem z nim noc "na dołku" w Piotrkowie spędziła jego znajoma, choć - jak podkreśla Bogusławski - kobieta nie miała nic wspólnego z rozwieszaniem plakatów. Nie składali żadnych zeznań, a całą procedurę wydłużały telefony przerywające pracę policjantów. - Policjant pisał coś, wychodził, niszczył to i pisał od nowa, wszyscy byli zdenerwowani - mówi Bogusławski, którego zdaniem, całe zatrzymanie było "szyte grubymi nićmi".
Bardziej dyplomatycznie sprawę komentuje profesor prawa Marian Filar. - Należało zabezpieczyć rozpowszechniane materiały, ale nad zatrzymaniem sprawcy należało się poważnie zastanowić - mówi. - W sprawach wyborczych organy ścigania powinny działać szybko, ale ze szczególną rozwagę, by nie być podejrzewanym o zaangażowanie polityczne.
Tragiczne zdarzenie na Majorce - są zabici i ranni
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?