Pan Jan z łabędzią rodziną zaprzyjaźnił się kilka lat temu. Do ptaków przyjeżdżał rowerem z Gorzkowic, przywoził im ziarna. Były na tyle oswojone, że wychodziły do niego na brzeg stawu. - Potem małe znikały, ale myślałem, że usamodzielniały się i odlatywały - opowiada.
W tym roku na wycieczki zaczął jeździć częściej. Wiosną para łabędzi doczekała się szóstki małych. Pan Jan lubił je obserwować, zresztą nie tylko on. Około miesiąc temu ze zdziwieniem odkrył, że na stawie został tylko jeden, zaobrączkowany ptak. Ponieważ w tym roku odwiedzał je regularnie, wiedział, że młode były za małe na samodzielne loty. - Zacząłem pytać ludzi i usłyszałem, że „one już dawno zabite i zjedzone” - mówi. Tę wersję usłyszał także pod miejscowym sklepem. - Ludzie mówili, że młode od kilku lat były strzelane, a ja myślałem, że odlatywały. Pani, która mieszka obok stawu, też słyszała strzały - dodaje zbulwersowany.
Faktycznie, o zniknięciu łabędziej rodziny można porozmawiać w miejscowym sklepie. Klienci potwierdzają, że niedawno ślad po ptakach zaginął, a jeden z mieszkańców wsi potwierdza też wersję o strzałach.
- Ludzie wiedzą, kto to robi, tylko się boją mówić - podkreśla Jan Mularczyk, który o całej sprawie zawiadomił Piotrkowskie Towarzystwo Przyrodnicze.
- Nie słyszeli wcześniej o takich przypadkach - mówi dodając, że o sprawie zawiadomił także policję.
- Na razie taki problem zgłosił tylko ten jeden pan - potwierdza Dagmara Mościńska z zespołu prasowego KMP w Piotrkowie. Jak dodaje, to pierwsza interwencja w sprawie przypadków ewentualnego kłusownictwa w Szczukocicach, zwłaszcza wobec łabędzi, które są pod ochroną. - Na razie zostało to potraktowane jako sygnał, policjanci przyjęli wszystkie informacje, które pan im przekazał i obserwują - dodaje.
Kłusownik na czterech łapach?
Swoją hipotezę na temat zniknięcia dorosłego ptaka z małymi ma weterynarz i jednocześnie myśliwy, Zbigniew Skrzek. Przypuszcza, że sprawcą może być wilk. - Kilka lat temu, właśnie w tych okolicach uwalnialiśmy z Pawłem Kowalskim wilka z wnyków - przypomina historię z 2016 roku, gdy w lesie w Bujniczkach znaleziono uwiezionego młodego wilka.
O obecności drapieżników na terenie powiatu piotrkowskiego świadczą też opowieści leśników m.in. z Lubiaszowa.
- W ubiegłym roku koledzy widzieli też waderę (samicę) z młodymi w chaszczach na Bugaju - mówi Zbigniew Skrzek. Takich sygnałów jest coraz więcej, a kolejnym jest coraz mniejsza liczba zgłoszeń o potrąconych, leżących na poboczach zwierzętach. Zwykle takich przypadków było wiele, w tym roku - tylko dwa. - Dla wilka taka powypadkowa sarna to danie na talerzu - dodaje.
Zbigniew Skrzek przyznaje też, że nie wierzy w kłusownika strzelającego do łabędzi. - Strzały to sobie ludzie dopisali. Wilk pływa, a młode, które nie umieją jeszcze dobrze pływać, to dla niego łatwy łup - dodaje.
Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?