Młody piotrkowski ratownik, chciał się popisać przed dziewczynami. Skoczył „na Indianina”, z rękami przy tułowiu. Teraz jeździ na wózku inwalidzkim. Wystarczył ten jeden skok.
– W ubiegłym roku mieliśmy dwa takie przypadki – mówi Krzysztof Pruszyński, kierownik działu rehabilitacji Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego. – W Piotrkowie około 10 osób resztę życia spędzi na wózku w wyniku nierozważnych skoków do wody.
A zaczyna się niewinnie. – Młodzi ludzie skaczą często rozgrzani, po opalaniu wbiegają do zimnej wody czego skutkiem jest szok termiczny – mówi Witold Skrodzki, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Piotrkowie. – Następuje przyśpieszenie pracy serca, jeżeli do tego dochodzi nagły skurcz, skoczek nawet nie dopłynie do brzegu.
Taki przypadek, zresztą tragiczny w skutkach, zdarzył się w ubiegłym roku na Pilicy. Ulubionym miejscem amatorów skakania jest także most na Bugaju, oraz Zalew Sulejowski.
– Co roku ostrzegamy, że wszędzie tam, gdzie nie znamy wody, skakać nie wolno – mówi Witold Skrodzki. – Przy słabym stanie przejrzystości wody, nie widać dna, na którym mogą być druty kolczaste, zatopine kłody drewna, fragmenty starych mostów.
– Może się skończyć na gorsecie ortopedycznym, na narastającym i odnawiającym się krwiaku – tłumaczy Krzysztof Pruszyński. – Stopień paraliżu zależy od odcinka uszkodzenia kręgosłupa, a dokładniej od miejsca i stopnia uszkodzenia rdzenia kręgowego. Im niżej tym większa szansa przeżycia.
W przypadku uszkodzenia rdzenia na wysokości drugiego czy trzeciego kręgu nawet nie ma o czym mówić.
– Ustaje praca serca i układu oddychania – dodaje Krzysztof Pruszyński. – Jest to podobne do wieszania na szubienicy, następuje natychmiastowe uduszenie.
Właśnie w ten sposób reaguje organizm podczas zderzenia ciała z wodą przy tak popularnych skokach „na główkę”. Siła uderzenia przenosi się na kręgosłup, który nawet jeśli organizm jest młody, nie ochroni przed skutkiem głupoty i braku wyobraźni. – Pierwszym zagrożeniem, jeżeli skoczek się nie utopi od razu, jest tzw. „szok rdzeniowy”, czyli zaburzenia oddychania, krążenia – wyjaśnia Krzysztof Pruszyński. – Organizm po prostu głupieje.
Dopiero po wyprowadzeniu ofiary z szoku i ocenie stopnia uszkodzenia kręgosłupa można przystąpić do rehabilitacji.
Ale i tak najczęściej kończy się na paraliżu kończyn dolnych i niedowładzie ramion. Dłonie już nigdy nie będą zdolne do wykonywania czynności wymagających precyzji. Do tego dochodzi problem kontroli czynności wydalania, częściowo wyłączający z życia społecznego osobę dotkniętą paraliżem.
Niestety mimo ostrzeżeń takie smutne przypadki się zdarzają co wakacje. Policjanci z posterunku wodnego w Bronisławowie oraz „woprowcy” w tym roku już rozpoczęli akcję informacyjną. Jeżdżą z odczytami do szkół, spotykają się z głodną mocnych wrażeń młodzieżą.
– Staramy się wyjaśnić, jak niebezpieczne są wszystkie rodzaje skoków – mówi Witold Skrodzki. – Mówimy, że skoki są albo dla ludzi robiących to zawodowo, albo dla ludzi pozbawionych wyobraźni.
Policja radzi jak zaplanować podróż
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?