- Ostatnią pensję dostałam za listopad i to w dwóch ratach - mówi piotrkowianka pracująca w PFM od ponad 30 lat. - Z tego co słyszałam, to nawet nie wszyscy dostali, bo tylko ci, którym udało się dostać do prezesa, wyprosić, wybłagać. Ale to przecież nienormalne, żeby chodzić, opowiadać, w jakiej się jest trudnej sytuacji, żeby dostać pieniądze za wykonaną pracę.
Kobieta dodaje, że prezes już w tej chwili nie chce przyjmować pracowników, dla których niejednokrotnie najniższa krajowa to jedyne źródło utrzymania rodziny.
- Na parkingu znalazłam telefon, razem z córką udało nam się namierzyć właściciela i oddać mu ten telefon. Dostałam 30 zł znaleźnego i... tak się ucieszyłam, bo mogłam przynajmniej iść do sklepu i coś do jedzenia kupić - mówi ze łzami w oczach.
Prezes PFM, Janusz Śliwakowski nie ukrywa, że firma ma kłopoty, a te wynikają z wielu upadłości na rynku, opóźnionych zapłat ze strony kontrahentów. Podkreśla, że płynność finansowa jest zachwiana, ale nie ma mowy o paraliżu, czy upadłości. Dodaje, że stara się robić wszystko, by regulować w miarę możliwości zobowiązania wobec pracowników.
W PFM trwa kontrola Państwowej Inspekcji Pracy w Piotrkowie pod kątem zaległych wynagrodzeń. Kolejna będzie dotyczyła panujących na hali produkcyjnej bardzo niskich temperatur.
Szerzej o sprawie poinformujemy w piątkowym wydaniu „7 DNI”.
Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?