Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trojaczki, czyli Boże Narodzenie do trzeciej potęgi

G. Maliszewski, K. Wojna
Martynka, Weronika i Natalka skończą za tydzień dwa latka. Dziewczynki z ciekawością wypatrują Mikołaja
Martynka, Weronika i Natalka skończą za tydzień dwa latka. Dziewczynki z ciekawością wypatrują Mikołaja fot. Grzegorz Maliszewski
W jednorodzinnym domku przy ul. Kosowskiej w Moszczenicy we wtorek z podłogi w salonie Wioletta Osuch sprzątała skutki ubierania choinki.

Drzewko stroiły, a raczej próbowały stroić z nawet niezłym skutkiem trzyletnie trojaczki z pomocą starszej siostry. O ile prawie identyczni Bartuś i Maciek chętnie wieszali bombki, to już najmłodszą z trójki, Olę, trudno było namówić nawet do dotknięcia złotych choinkowych korali.

- Wstydzi się - uśmiecha się mama dzieci, zaznaczając, że to trochę niepodobne do dziewczynki, która jak się okazuje ma dominujący charakter. Bracia, jak po cichu opowiada pani Wioletta, nawet jej się boją.

- Jak była chora i nie chodziła do przedszkola, to nawet panie mówiły, że chłopcy zachowują się zupełnie inaczej, jakby odżyli - opowiada Robert Osuch, tato czwórki pociech, z których najstarsza Justyna ma dziś 11 lat.

Dla niej pojawienie się mnogiego rodzeństwa było chyba najtrudniejsze, bo do jesieni 2007 roku miała rodziców na wyłączność. Dziś też nie jest lekko, bo maluchy dają w kość wszystkim.

- Ale chodzą już do przedszkola - cieszy się pani Wioletta.

Jak wzdycha i pan Robert, to duża ulga dla rodziców, którzy z pierwszego roku życia maluchów pamiętają to, żeby byli chronicznie niewyspani.

- Prawie w ogóle nie spaliśmy. W dzień pomagały nam babcie, były tu niemal cały dzień, ale w nocy już, niestety, nie... - dodaje.

Dziś Ola, Bartek i Maciek w nocy śpią, za to w dzień nie próżnują. Na szczęście pani Wioletta nie odpowiada za wigilijne menu, więc przedświąteczne przygotowania mogła zamknąć w kilku godzinach pobytu dzieci w przedszkolu.

Dla trojaczków z Moszczenicy to będą pierwsze świadome święta. Poprzednich, obowiązkowo z Mikołajem, nie pamiętają. Za to teraz czekają na niego z ciekawością.

- Dobrze im się kojarzy, bo z prezentami, które przyniósł do przedszkola - śmieje się pan Robert.

W tym roku Mikołaj także odwiedzi maluchy. Rodzice mają nadzieję, że spełni ich marzenia. Listów co prawda dzieci nie pisały, ale państwo Osuchowie donieśli Mikołajowi, co powinien wiedzieć.

- Samochody, wywrotki, koparki, a ostatnio wiertarka. Mówili, że chcą taką, jak ma tata - śmieją się oboje. Dla Oli standardowo ulubioną zabawką są lalki, ale jak zwraca uwagę pan Robert, nie pogardzi i autkiem. Wtedy bywa, że wspólna zabawa zamienia się w dosyć głośną kłótnię.

Głośno się też robi w salonie, gdy dorośli zajmują się rozmową. Bartek, Maciek i Ola dostrzegają urok bombek migocących w świetle choinkowych lampek. Po chwili znajdują nowe sposoby na wykorzystanie łańcucha - można go założyć jak korale, może być skakanką, można go też ciągnąć po podłodze. - Ale choinkę to tylko raz nam przewrócili... - mówią rodzice.

Dla Gabrysi i Tomka Dzwonków święta Bożego Narodzenia mają już zupełnie inny wymiar. Pierwszego dnia stycznia 2011 roku miną dokładnie dwa lata kiedy na świat przyszły Martynka, Weronika i Natalka.

- Boże Narodzenie spędzimy u jednej mamy, później druga przyjeżdża do nas. Z dziećmi trudno jest gdziekolwiek wyjść. To nie jest łatwa sprawa, ale przez to święta też są wyjątkowy - opowiada pani Gabrysia.

Jak mówi, przed świętami nie ma czasu na kulinarne wojowanie w kuchni. - Póki co, taka sytuacja jest niemożliwa - śmieje się mama trojaczek. - Planujemy, co prawda, we własnym rodzinnym gronie świąteczną wieczerzę, ale bez przesady. W domu chcemy stworzyć świąteczną atmosferę na miarę możliwości, czyli będzie choinka, opłatek, tradycyjny karp czy pierogi. Chcemy, aby dziewczynki, też poczuły atmosferę świąt.

Wcześniej pójdą jednak na wigilię do mamy, gdzie spędzą ją w dość licznym, rodzinnym gronie. Dzwonkowie choinkę planują ubrać w samo święto. Razem z mężem zrobią to po cichu, aby dzieci miały niespodziankę.

- Zresztą ciężko byłoby ją ubrać przy dziewczynkach, bo są tak ruchliwe, że trudno byłoby je upilnować - śmieje się pani Gabrysia. Prezenty każda z dziewczynek dostanie inne, bo różnią się charakterami. - Każda jest inna. Jednak z drugiej strony widzę, że dany kolor podoba się jednej, ale i tak wszystkie kłócą się o tę samą rzecz. Zapewne od Mikołaja będą lalki - dodaje.

Edyta i Robert Roganowie z Bełchatowa, rodzice Marysi, Karola i Krzysia, zapytani czym różnią się święta z ich trzema "perełkami" od tych przed ich urodzeniem, odpowiadają bez namysłu. - Jest na pewno dużo głośniej - śmieją się.

Wcześniej w święta mieli "na głowie" tylko córkę Paulę, Boże Narodzenie było nieco spokojniejsze. Od ośmiu lat, kiedy ich rodzina powiększyła się niespodziewanie o trzy osoby, każde święta mają swoją niepowtarzalną historię. Była przewrócona choinka, podjadane cukierki, czy potłuczone bombki.

Choć, jak wspominają Edyta i Robert, początki wcale nie były łatwe. Tradycyjna wyprawa na święta do dziadków na jedno z bełchatowskich osiedli była nie lada wyczynem. Trzeba było zabrać ze sobą łóżeczko i wózek.

- Całe święta spędzaliśmy praktycznie u rodziców Edytki, bo nie było sensu wracać do domu z całym majdanem - wspomina Robert. - Zaplanować to wszystko logistycznie było sporym wyzwaniem - śmieje się.

Dziś, kiedy dzieci podrosły, jest o wiele łatwiej, bo kiedy były małe, to nie było nawet czasu spokojnie usiąść przy stole. - Praktycznie każdy miał dziecko na ręku. W biegu coś zjedliśmy - opowiada Edyta. - Teraz można spokojnie cieszyć się tymi świętami, spokojnie porozmawiać z bliskimi.

Choć, jak przyznaje, wigilia u jej rodziców, odbywa się w dość licznym gronie. Razem z bratem Edyty, jego żoną i dwójką dzieci przy wigilijnym stole zasiada w sumie aż dwanaście osób.

Jednak świąteczny szał zaczyna się na długo przed wigilią. Dla dzieci wielkim przeżyciem jest ubieranie choinki. Podział ról jest z góry ustalony. Przed świętami żywą choinkę przywozi tata. Najbardziej ze "strojenia" choinki cieszą się dzieci, które każdą ozdobę i bombkę oglądają bardzo dokładnie.

- Zawsze jak zaczynamy ubierać choinkę, to słuchamy kolęd, to wprowadza nas w świąteczny nastrój - mówi Edyta.

Przyznaje też, że podczas świątecznej wieczerzy Krzyś, Karol i Marysia mają już swoje ulubione potrawy. Króluje barszcz czerwony z uszkami, ale, jak dzieci zaznaczają, delikatny.

- Babcia jednego roku barszczyk "przyostrzyła", dlatego zawsze jej mówię, aby uważała - wtrąca nieśmiało Krzysiu. - Ja lubię jeszcze pierogi ruskie.

Jednak nikt nie ma wątpliwości, że punktem kulminacyjnym każdej wieczerzy jest wizyta świętego Mikołaja, na którego dzieci każdego roku czekają z wielką niecierpliwością. Pisanie listów do brodatego pana z Laponii stało się już tradycją. W tym roku Krzysiu chciałby dostać grę sportową i "zestaw magika", Marysia lalkę i pościel z księżniczkami, a Karol... komórkę z słuchawkami do dzwonienia i słuchania dobrej muzyki.

- Dzieci za bardzo nie chcą skupić się na jedzeniu, bo czekają tylko kiedy przyjdzie Mikołaj, a kiedy już dotrze w wigilijną noc, to trudno opisać to, co się dzieje - mówi Edyta.

Krzyk i radość mieszają się ze łzami. Pierwszy na kolanach u Mikołaja jest Karol, sprawdza, czy jego długa broda jest prawdziwa. Krzysiu mówi wierszyki, aby "wykupić" prezenty. Nieśmiało to brodatego gościa zawsze podchodzi Marysia.

Cała trójka młodych Roganów w czerwonego pana z siwą brodą bezgranicznie wierzy nie bez powodu. Mają niezbity dowód na jego istnienie. Tata Robert, kiedy jeszcze grał zawodowo w piłkę nożną, dziesięć lat temu grając w jednym z klubów piłkarskich w Finlandii zwiedził magiczną Laponię. Co więcej, odwiedził samego Świętego Mikołaja w jego pokrytej śniegiem chacie. Na dowód pokazuje oryginalne pamiątkowe zdjęcie, oprawione i postawione w pobliżu świątecznej choinki.

- To miejsce magiczne, jak wchodziło się do jego chaty, to człowiek doznawał wrażenia, jakby znalazł się w innym świecie. Udało mi się nawet z nim zamienić kilka zdań, bo nas znał, bo chodził na mecze drużyny z Rovaniemi, w której występowałem przez sezon - wspomina Robert.

- A latające renifery widziałeś? - pyta Krzysiu.

- Stały grzecznie przy chacie Mikołaja - śmieje się Robert.

Co ciekawe, przed ubiegłorocznym świętami Krzysiu i Marysia chwalili się kolegom w szkole, że tata był w krainie Świętego Mikołaja. Dzieci, a nawet nauczycielka, myślały, że fantazjują. Dopiero, kiedy z dumą pokazały oprawione zdjęcie, wszyscy uwierzyli...

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto