Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofa w Babach. Maszynista winny, sąd skazał go na 3 lata i 3 m-ce

Kasia Renkiel
Proces maszynisty, który doprowadził do katastrofy w Babach wywołał wiele emocji
Proces maszynisty, który doprowadził do katastrofy w Babach wywołał wiele emocji Katarzyna Renkiel
Katastrofa w Babach. 3 lata i 3 m-ce więzienia to kara dla maszynisty, którą ogłosił w czwartek (23 października) Sąd Okręgowy w Piotrkowie. Wyrok nie jest prawomocny.

Sąd uznał maszynistę Tomasza G. winnym zarzucanych mu czynów, czyli nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej, w wyniku której zginęły 2 osoby, a ponad 160 zostało rannych. Sędzia przez niemal godzinę wymieniał nazwiska osób poszkodowanych w wypadku oraz szczegółowe obrażenia, jakich doznały te osoby. Zdaniem sądu przyczyną zdarzenia było niezastosowanie się maszynisty do wskazań semaforów.

Jak mówi sędzia Sławomir Cyniak, wszelkie dokumenty, które dołączono do akt sprawy oraz zeznania pracowników wskazują, ze infrastruktura w miejscu, w którym doszło do katastrofy była utrzymywana w należytym porządku. Były przeprowadzane konserwacje, usuwano usterki, a przeglądy wykonywano na bieżąco. Na niekorzyść oskarżonego działało to, że prowadząc pociąg najpierw relacji Katowice-Warszawa Wschodnia na stacji w Koluszkach pozwolił na zajęcie swojego miejsca w lokomotywie osobie nieuprawnionej. Gdy maszynista przejechał stację w Rokicinach dyżurny ruchu w Babach został powiadomiony o zmianie toru, po którym poruszał się pociąg. Od stacji Rokiciny pociąg poruszał się po torze niewłaściwym, zamiast torem nr 1 jechał torem nr 2. Ale jak dodaje sędzia ze względu na remont mostu na rzece Wolbórce pociągi poruszały się w taki sposób od maja.

Dyżurny ruchu z Bab ułożył drogę przebiegu, do której maszynista powinien się zastosować. Oskarżony po wykolejeniu połączył się z dyżurnym ruchu i powiadomił go o całym zdarzeniu. Na pytanie jak do tego doszło odpowiedział, że wjechał za szybko, że "coś chyba na semaforze nie przyuważył".

Oskarżony nie przyznał się do winy, objaśnił, że wjechał, bo zezwalały mu na to światła. Zdaniem sądu zebrany materiał przeczy jednak takiej sytuacji, jaką przedstawił oskarżony.

- W tym dniu przejeżdżały już pociągi taką samą trasą jak oskarżony. Z wyjątkiem jednego z nich wszyscy pozostali mieli ten sam układ ustawienia. Przed zdarzeniem w tym samym dniu wszystko działało prawidłowo. Według świadków nie było żadnych niewłaściwych wyświetleń - mówi sędzia Sławomir Cyniak.

Ponadto po odbudowie zniszczonej infrastruktury przeprowadzono czynności różnych ustawień przebiegu przejazdy przez stację z wyświetleniami semaforów. Wszystko działało prawidłowo. Zdaniem obrony mogła nastąpić zmiana przebiegu i ustawienia zwrotnic oraz rozjazdu i wyświetleń w międzyczasie. Oskarżony przejechał już dwa semafory i wtedy nastąpiła zmiana. Zdaniem sędziego takie twierdzenie znajduje jednak odzwierciedlenia w rzeczywistości, a wręcz jest to niemożliwe. Semafory są ze sobą skorelowane. Ostatni semafor SBL jest tarczą ostrzegawczą, która mówi maszyniście czego ma się spodziewać przy następnym semaforze. W tym przypadku następny semafor wymagał ograniczenia prędkości do 40 km/h.

Państwowa Komisja założyła nawet plombę na komorze semafora wjazdowego, gdzie znajdują się żarówki. W trakcie badań okazało się, że na żarówkach ostatniego semafora SBL napięcia były poniżej normy, jednakże wyświetlenia i tak były widoczne dla maszynisty. - Gdyby faktycznie maszynista nie widział wyświetlenia miał obowiązek zatrzymać pociąg. Jeżeli wyświetlanie semaforów nie jest skorelowane maszynista także ma obowiązek zatrzymać pociąg i skontaktować się z dyżurnym ruchu - mówi sędzia.

Maszynistę skazano na 3 lata i 3 m-ce pozbawienia wolności (na poczet kary sąd zaliczył 19 dni, które oskarżony spędził w areszcie) oraz nakazano zapłatę części kosztów sądowych w wysokości 20 tys. zł. Sąd orzekł ponadto wobec maszynisty 4-letni zakaz prowadzenia pojazdów w ruchu kolejowym.

Czytaj także Katastrofa w Babach: Mowy końcowe, wyrok w czwartek

Maszynista swoim zachowaniem naraził także PKP Intercity na poważne straty finansowe w wysokości ok. 635 tys. oraz PKP PLK na straty w wysokości ok. 1 mln 28 tys.

Wyrok nie jest prawomocny, obrońca już zapowiada apelację twierdząc, że w trakcie procesu doszło do kilku nieprawidłowości.

- Maszynista ani dyżurny ruchu mimo zarządzenia ministra infrastruktury nie zostali zbadani bezpośrednio po katastrofie kolejowej pod kątem badań psychofizycznych. Nie były też przeprowadzone badania mechanoskopijne - mówi obrońca Wojciech Kilanowski.- Z akt sprawy i zeznań dyżurnego ruchu wynika, że przebywał on na nastawni po katastrofie do ok. godz. 22, kiedy dopiero to przedstawiciele komisji się tam zjawili. Jeśli dyżurny ruchu przedsięwziął działania związane z ponownym ułożeniem drogi przebiegu, miał na to dużo czasu, żeby zmienić plomby. Jeśli zostałyby wykonane badania mechanoskopijne można by stwierdzić czy taki fakt miał miejsce.

Jak dodaje sędzia nie wspomniał o zarządzeniu Urzędu Transportu Kolejowego w sprawie doprowadzenia urządzeń semaforów na stacji Baby do takiego stanu, żeby nie zagrażały one bezpieczeństwu w ruchu kolejowym. Od tej decyzji PLK odwołały się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, ale sąd tę decyzję utrzymał w mocy. To jego zdaniem świadczy o tym, że urządzenia na terenie stacji Baby nie były sprawne w momencie wypadku.

Po stronie maszynisty stoi także Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych w Polsce. - To czarny dzień nie tylko dla maszynistów, ale i samych podróżnych, bo dzisiaj sąd w Piotrkowie dał zielone światło dla Polskich Linii Kolejowych na to, że mogą być zaniedbania w systemie bezpieczeństwa ruchu kolejowego - powiedział po ogłoszeniu wyroku Leszek Miętek, z prezydium Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce. - Sędzia w sposób stronniczy swój akt oskarżenia oparł wyłącznie o ekspertyzę Instytutu Kolejnictwa. Tego instytutu, który bierze udział w projektowaniu systemu bezpieczeństwa, który nadzoruje i jest sędzią we własnej sprawie. Ten sam instytut wskazał, że z całą pewnością semafor wskazywał właściwy sygnał. Prowadząc pociąg nie możemy liczyć na polski system wymiaru sprawiedliwości.

Zapowiedział także, że związek zrobi wszystko, co w jego mocy, aby zadbać o bezpieczeństwo podróżnych. - Zero tolerancji na najmniejsze uchybienia w ruchu pociągu! Niestety będzie to kosztowało wiele opóźnień i odwołań pociągów, ale nie mamy innego wyjścia - mówi Miętek. Jak dodaje jednak, jeśli maszynista prowadzi pociąg i nie ma zaufania do systemu sterowania ruchem to coś w tym kraju jest nie tak.

Przedstawiciel prezydium poinformował tak, że o kwestiach bezpieczeństwa została powiadomiona Europejska Agencja Kolejowa.

Przywołał też przykład Warszawy Zachodniej, w której przez pół roku semafor pokazywał zły sygnał, bo zlekceważono opisy maszynistów. - Nikt nie zareagował, dopiero po nagłośnieniu sprawy przez media znaleziono przyczynę w postaci uszkodzonego transformatora - mówi Leszek Miętek.

Przypomnijmy, że do wypadku pociągu relacji Warszawa Wschodnia-Katowice doszło w sierpniu 2011 roku niedaleko miejscowości Baby. Katastrofa kolejowa w Babach [ZDJĘCIA]

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto