Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Repatrianci z gm. Aleksandrów poszli do sądu w sprawie domu, w którym mieszkają

kw
To pierwsza taka sprawa w Polsce, w której repatrianci z Kazachstanu poszli do sądu. Rodzina Nowakowskich, która jesienią 2015 roku przyjechała do gminy Aleksandrów w pow. piotrkowskim walczy przed sądem o prawo własności do domu i działki. Po drugiej stronie jest pochodzący z gminy przedsiębiorca, który przekazał posesję gminie celem osiedlenia rodaków ze Wschodu. A widzami i świadkami konfliktu są władze gminy, polskiego związku repatriantów oraz podzielona konfliktem rodzina Nowakowskich, która pomogła ich ściągnąć do Polski.

Repatrianci z gm. Aleksandrów poszli do sądu w sprawie domu, w którym mieszkają

Na ceglanym domu w Reczkowie Nowym w gminie Aleksandrów biało-czerwona flaga załopotała w listopadzie 2015 roku.

Byliśmy tam, gdy trzypokoleniowa rodzina Nowakowskich rozpakowywała bagaże i poznawała podwórko i wieś. Były łzy wzruszenia, ale i zmęczenie długą podróżą, tą w przenośni, i tą fizyczną. Był strach i niepokój, bo w Kazachstanie zostawili wszystko, co mieli.

Była też nadzieja, że teraz będzie tylko lepiej, bo w końcu wrócili do kraju dziadków, o co tak długo zabiegali. Były też ręce do pomocy, począwszy od najbliższej rodziny, osiedlonej w Polsce w latach 90., przez wsparcie proszącego o anonimowość pana Cezarego, który użyczył domu do przyjęcia repatriantów, po gotowość samorządu do przyjęcia nowych mieszkańców.

Dziś są wyzwiska, przykre słowa, wzajemne rozczarowanie i żal. Rodzina Nowakowskich czuje się oszukana, bo jadąc do Polski myśleli, że dom będzie ich własnością.

Mówią, że nie wiedzieli, że zostaną osiedleni na wsi, daleko od miast, na „zadupiu” jak pisali w liście do naszej redakcji. Skarżą się też na nieprzyjemności, które miały ich spotkać ze strony właściciela domu i jego rodziców.

Gmina i związek repatriantów tłumaczą, że zgodnie z procedurami, i aktem notarialnym podpisanym w grudniu 2014 roku między samorządem a panem Cezarym (nazwisko do wiad. redakcji), dom został udostępniony repatriantom na okres nie krótszy niż pięć lat, z możliwością przedłużenia, a także z możliwością przekazania na własność. O ten ostatni wpis, jak gorzko dziś sam przyznaje, zabiegał pan Cezary.

Teraz obie strony spotykają się przed sądem, bo Nowakowscy wystąpili z pozwem o przekazanie domu lub wypłatę jego równowartości (160 tys. zł).

Pozew oparty jest o art .919 par. 1 Kodeksu Cywilnego „Kto przez ogłoszenie publiczne przyszekł nagrodę za wykonanie oznaczonej czynności, obowiązany jest przyrzeczenia otrzymać”.

- Tam, w Kazachstanie zostawiliśmy wszystko, dom rodzicielski - mówi Helena Nowakowska, która dodaje też, że młodsi członkowie rodziny, z powodu repatriacji zrezygnowali z przydziałów na mieszkania. Gdy przyjechali do Reczkowa, byli pewni, że przepisanie prawa własności to kwestia miesiąca. - Wcześniej mówili nam, że to tylko czasowo, podstawa żebyśmy przyjechali, póki nie dostaniemy obywatelstwa. Po miesiącu dostaliśmy i powienien przepisać, a tak się nie stało. Wszyscy tę kaszę nagotowali, a my mamy ją zjeść...

Pierwsze miesiące były trudne, Nowakowscy: 63-letnia Walentyna, jej maż Feliks, córką Helena, wnuczka Regina, syn Władysław z żoną Jeleną i córką Milaną musieli się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Znaleźli pracę, już w Polsce urodził się roczny dziś syn Władysława.

Jak jednak opisuje Helena Nowakowska, mimo wielkich nadziei, gospodarze im nie ułatwiali aklimatyzacji. Po dwóch miesiącach miały się zacząć uwagi, co do ich stylu życia.

- W 2015 rozmawialiśmy dwa miesiące, a potem były stale pretensje: nie pasowało, że o 5 czy 6 godzinie rano drzwi zamknięte, że tak długo śpimy, że firanki zasłonięte, że jesteśmy leniwi - wylicza. Jak dodaje, rodzina miała mieć wytyczone ścieżki do chodzenia po podwórku, które jak mówi, sama sprzątała.

Czarę goryczy przelała jednak kwestia własności domu. Zaczęło się od pytań nowych, polskich sąsiadów m.in. na targu.

Ludzie nie wierzą, że ten dom jest na 5 lat - podkreśla Helena Nowakowska i opowiada jak zaczęła wyjaśniać tę kwestię z panem Cezarym. To wtedy po raz pierwszy miały paść słowa o oszustwie.

- A jak to nie oszukał? - Helena Nowakowska nie ukrywa wzburzenia. - Powiedział, że szkoła jest na najwyższym poziomie, że od miasta niedaleko, 9 - 10 kilometrów, a do Piotkrowa jest 50 kilometrów a do Łodzi 90. To nie oszustwo?

- Na 138 rodzin, którym pomogłam wrócić do Polski to pierwszy taki przypadek - mówi Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów Rzeczpospolitej Polskiej.

To ona była jednym z głównych ogniw w procedurze sprowadzenia do Aleksandrowa kolejnej rodziny.

Gdy mówi o konflikcie wywołanym przez Nowakowskich, nie ukrywa rozgorycznia, że zła atmosfera położy się cieniem na wieloletnim wysiłku włożonym w szukanie gmin i domów dla Polaków z Kazachstanu. Tu, jak komentuje, powodem konfliktu jest niezrozumienie przez rodzinę Nowakowskich procedur dotyczących repatriacji, tego, że nikt na „dzień dobry” nie daje domów i mieszkań obcokrajowcom, że pozostaje później kwestia podatku od darowizny, na który rodzina musi mieć pieniądze.

- Wdzięczność jest dziś deficytowa - kwituje.

Smutno o sprawie wypowiada się też Walentyna Kamińska, szwagierka Nowakowskich, która pomagała w ich sprowadzeniu. Dziś nie ma już z rodziną kontaktu i nie ukrywa rozgorycznia ich roszczeniową postawą.

- Zamiast trzymać się nas i tych, którzy podali im pomocą dłoń, to nie wiadomo kogo słuchali - ubolewa i też zwraca uwagę, że zarzewie konfliktu powoduje nieznajomość wymogów i procedur związanych z repatriacją.

Jak opowiada, sama przyjechała do Polski w 1995 roku, gdy wszystko było dużo trudniejsze. Przez trzy pierwsze lata nie mieli nawet karty stałego pobytu. Ale jak podkreśla nikt nie narzekał wtedy, że musi daleko dojeżdżać do pracy, że nie ma samochodu.

Nie było ustawy o repatriacji, nie było zapomóg i sformalizowanego wsparcia.

- Jechaliśmy do Ojczyzny jako pierwsi, na dobre i na złe, nie mieliśmy pewności, że będzie łatwo. Ważne było, żeby wywieźć swoje dzieci z Kazachstanu, żeby mieszkały w ojczyźnie naszych przodków, gdzie są tradycje, wiara. Jechaliśmy do swoich. O żadnej własności absolutnie nie było mowy - wspomina. Miesiąc przed ich przyjazdem zmarł przedsiębiorca, który pomagał w ich sprowadzeniu. - Jechaliśmy w ciemno...

To ona pomagała ściągnąć tu Nowakowskich, tłumaczyła dokumenty dotyczące warunków ich przyjazdu. Jak podkreśla, wiedzieli, gdzie jadą.

- Nie wierzę, w to co mówią - przyznaje Walentyna Kamińska. - Wiedzieli, że jadą na wieś, sama tłumaczyłam im dokumenty.

Ubolewa, że Nowakowscy posłuchali w Reczkowie Nowym złych doradców. Jak przypomina, intencją przedsiębiorcy, który przekazał gminie posesję, było docelowe przekazanie domu, jak to często bywa w przypadku repatriacji.

- Na przyjęciu ich był nawet poseł, który deklarował, że pomoże w zwolnieniu z podatku, bo nie mieliby z czego zapłacić.

Gdy sprawa domu stanęła na ostrzu noża, wójt Aleksandrowa wskazał trzy lokale dla rodziny. Paweł Mamrot deklaruje, że są gotowe do zamieszkania w ciągu tygodnia - to trzy mieszkania w dawnej szkole w Niewierszynie. Łącznie ponad 150 m kw. Rodzina odmówiła.

- My nie umawialiśmy się na szkołę. I to nie będzie na własność - mówi pani Helena i podaje powody odmowy: pokoiki zrobione w dawnych klasach są za ciasne. Jednocześnie zwrócili się o ocieplenie budynku i wymianę dachu. Na chwilę obecną, jak przyznaje wójt, gmina nie jest w stanie spełnić tych oczekiwań.

W całym konflikcie samorząd, do którego Nowakowscy nie mają żadnych pretensji, co więcej - doceniają jego pomoc, stara się być bezstronny.

- To bardzo trudna i złożona sprawa - ocenia dyplomatycznie wójt Paweł Mamrot, który nie ukrywa, że w całej sprawie padło bardzo dużo brzydkich słów.

Sam je słyszał m.in. podczas nagrania programu „Sprawa dla reportera”, którego emisja odbyła się we wrześniu. Gmina też „dostała” przy okazji, gdy pojawiły się zarzuty, że miała przekazać pieniądze przedsiębiorcy za dom. Wójt stanowczo zaprzecza, i jak tłumaczy, jedyne wsparcie polegało na pokryciu kosztów prac związanych z elektryką. Jednocześnie wójt deklaruje dalszą pomoc i podkreśla, że gmina chce się wywiązać ze wszystkich zobowiązań wobec repatriantów.

Gdy pan Cezary udostępniał gminie dom, w tle były plany sprowadzenia do gminy większej liczby polskich rodzin. Dziś przedsiębiorca - ze względu na dobro trwającego procesu, do czasu jego zakończenia, a przede wszystkim złożenia w sądzie wyjaśnień - nie chce się wypowiadać do mediów.

W przesłanym nam oświadczeniu, jego pełnomocnik przypomina, że pan Cezary wniósł o oddalenie powództwa, jako oczywiście bezzasadnego, wskazując, że jego zakres obowiązków w stosunku do rodziny wynika z treści aktu notarialnego dotyczącego domu i uchwały rady gminy, która zaprosiła Nowakowskich. Kolejna rozprawa w procesie odbędzie się 14 października i ma ona charakter jawny.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto