Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

3,5-letni Dawidek z Karolinowa w gm. Sulejów zabłądził i spędził około 17 godzin sam w lesie

Aleksandra Tyczyńska
Chłopca znaleziono po kilkunastu godzinach poszukiwań
Chłopca znaleziono po kilkunastu godzinach poszukiwań Dariusz Śmigielski
Szczęśliwie zakończyły się wczoraj poszukiwania 3,5-letniego Dawida z Karolinowa w gminie Sulejów, który zaginął w czwartek po godz. 16. Chłopczyk całą noc spędził w lesie, towarzyszył mu tylko pies Misiek, za którym Dawidek wybiegł z podwórka.

- Ten psiak wyprowadził chłopca, ale i uratował mu życie - podsumował Włodzimierz Kapiec, komendant piotrkowskiej straży pożarnej.

W akcji poszukiwawczej, kiedy natychmiast po zgłoszeniu zaginięcia chłopca postawiono na nogi całą jednostkę policji w Piotrkowie i powiecie piotrkowskim, strażaków z państwowej jednostki straży w Piotrkowie i druhów ochotników z powiatu, leśników i mieszkańców kilku wsi, brało udział łącznie ponad 300 osób. - W akcji wzięły udział także dwa helikoptery z kamerą termowizyjną i siły łódzkiej prewencji - mówi podinsp. Joanna Kącka, rzecznik prasowy KWP w Łodzi.
Poszukiwania rozpoczęły się o godzinie 18 w czwartek i trwały nieprzerwanie, także w nocy, do godz. 10 w piątek. Trop zdecydowanie prowadził do lasu. Sąsiadka rodziny zaginionego chłopca, Zofia Pomykała, widziała, jak wybiegł z podwórka za psem, ale - jak sama mówi - nie zaniepokoiła się, bo dzieciaki na wsi często bawią się w ten sposób.

Rano do domu rodziny zaginionego chłopca zajrzał mieszkaniec Karolinowa Józef Żak: - Mały czasem jeździł takim małym autkiem, pomyślałem, żeby sprawdzili, czy czasem tym autkiem gdzieś nie odjechał.

Kazimierz Górny, inny mieszkaniec, który przez całą noc brał udział w poszukiwaniach, rano był zmęczony i zrezygnowany. - Zacząłem myśleć, czy czasem ktoś małego nie porwał, bo zacząłem kojarzyć biały samochód, który wczoraj krążył po wsi - mówi.

Po kilkunastu godzinach poszukiwań na trop chłopca natrafił w końcu leśniczy z Łazów, Jerzy Łysoń, który te tereny zna jak własną kieszeń. Sam jednak przyznaje, że nie wypatrzyłby chłopca, gdyby nie szczekanie psa.

- Malec leżał buzią do ziemi, ale widać było, że oddycha, poczułem ulgę - mówi pan Jerzy, który zawołał kolegów, by okryli swoimi kurtkami zziębniętego i przemoczonego chłopca, a sam pobiegł po samochód.

Sylwia Stępień z Karolinowa, matka 3,5-latka, który przeszedł prawie 4 kilometry nim spłakany i zmęczony ułożył się w zagłębieniu leśnego poszycia, zobaczyła swojego synka już w szpitalu.

- Najgorsza była noc i świadomość, że nie wiadomo, co się z dzieckiem dzieje. Kiedy zadzwonili i powiedzieli, że się odnalazł, kamień spadł mi z serca - mówi wzruszona kobieta, która w tym czasie przebywała pod opieką policyjnego psychologa. - Kiedy mnie zobaczył, dał buziaka, ale jeszcze nie ma siły opowiadać o tym, co przeżył.

Chłopczyk karetką pogotowia został odwieziony na oddział dziecięcy szpitala im. Kopernika w Piotrkowie. Nocną przygodę przypłacił niestety zapaleniem płuc, ale jego stan lekarze określili jako ogólnie dobry.

Malec wybiegł z podwórka za swoim psem Miśkiem i przemaszerował prawie cztery kilometry, nim zmęczony ułożył się w zagłębieniu w ciemnym lesie. Misiek nie opuścił małego pana i to on szczekaniem naprowadził poszukujących na trop chłopca.

- To było z daleka od głównych leśnych duktów. Rano byłem w pobliżu, ale nie widziałem chłopca. Dopiero później usłyszałem szczekanie tego kundelka - mówi Jerzy Łysoń, leśniczy z Łazów, który znalazł malucha. - Leżał w zagłębieniu, buzią do ziemi, ale było widać, że oddycha. Pobiegłem po auto, a kolega zdjął koszulę i okrył chłopca. Był przestraszony, nic nie mówił, tylko wołał mamę.

W czwartek około godz. 16.30 Sylwia Stępień, 28-latka z Karolinowa, opuściła na chwilę podwórko, by wprowadzić do domu schorowaną matkę. Dawidek został na podwórku. Kiedy wyszła z powrotem, malca już nie było. Wybiegł z psem w stronę leśniczówki - wynikało z relacji sąsiadki, która jako ostatnia widziała 3,5-latka.
Rodzina zaczęła szukać chłopca, ale kiedy około godz. 18 zaczęło się ściemniać, zawiadomili policję. - Strasznie się bałam, że stało się coś złego, Dawidek zawsze się mnie pilnował, prosił: mamusiu, chodźmy tu czy tam - mówi pani Sylwia. - Nie wiem, jak przeżyłam noc, nie wiedziałam, co się może z nim dziać.
Żeby odejść prawie cztery kilometry od domu, malec potrzebował przynajmniej kilku godzin. Mieszkańcy Karolinowa i okolicznych miejscowości mówili, że lasy, którymi otoczona jest wieś, pełne są dzikich zwierząt. - Wszyscy liczyli, że jeszcze w nocy uda się znaleźć chłopca, ale niejeden to po cichu modlił się, żeby przy chłopcu stał dobry Anioł Stróż - mówi mieszkanka Karolinowa.

Komendant miejski policji w Piotrkowie, inspektor Gabriel Olejnik, ogłosił alarm dla całej jednostki. W teren ruszyli policjanci na służbie i ci ściągnięci z domów - ponad 90 proc. obsady. Komenda wojewódzka zadysponowała do poszukiwań helikopter z kamerą termowi-zyjną. Trop podjęły psy z przewodnikami, ale urwał się w pewnym momencie w lesie. Idący w szyku policjanci, strażacy, leśnicy i mieszkańcy założyli sobie przeszukanie leśnych ostępów w promieniu pięciu kilometrów. Poszukiwania trwały przez całą noc. O 6 rano wczoraj komendant wojewódzki policji przeznaczył do poszukiwań drugi helikopter i 80 policjantów z łódzkiej prewencji.

- Byliśmy na poszukiwaniach do drugiej w nocy, teraz ci mieszkańcy i strażacy co szukali całą noc zrobią sobie przerwę, my kobiety zebrałyśmy się, żeby zrobić im kanapki, jakąś herbatę - mówiła Wioletta Baryła, sołtys sąsiedniej wsi Bilska Wola.

Blisko godz. 10 trzech leśników oddaliło się od głównych duktów, a jeden z nich, Jerzy Łysoń z Łazów, usłyszał szczekanie psa. Poszedł za tym głosem i odnalazł leżącego w zagłębieniu, osłoniętego krzakami chłopca.

- Gdyby nie ten pies, pewnie bym malca nie zauważył - mówi pan Jerzy. - Psiak musiał go nie opuszczać, dopiero po tym jak przybiegłem i jak zawołałem kolegów, to spłoszył się i uciekł.

Pan Jerzy pobiegł po samochód, jego kolega owinął Dawidka koszulą i już po kilkunastu minutach malec znalazł się w domu, gdzie czekała na niego karetka pogotowia.

- Mama od rana była na komendzie w Piotrkowie pod opieką policyjnego psychologa, bo poszukiwania mogły przybrać dramatyczny obrót. Synka zobaczyła już w szpitalu - dodaje podinspektor Joanna Kącka, rzecznik KWP w Łodzi.
- Pewnie trochę czasu minie, nim opowie, co przeżył, na razie bardzo mało mówi, dał mi tylko buzi, jak mnie zobaczył - mówi wzruszona pani Sylwia. - To niewyobrażalne, kamień spadł mi z serca.

Chłopczyk trafił na oddział dziecięcy szpitala im. Kopernika w Piotrkowie. - Jego stan jest średni. Jeszcze przed zaginięciem był leczony antybiotykiem na infekcję dróg oddechowych, teraz prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z zapaleniem płuc - mówi Małgorzata Wardzińska-Pietrzak, zastępca ordynatora oddziału.
Policja brała pod uwagę różne wersje wydarzeń - najbardziej prawdopodobną, że oddalił się sam i zagubił w lesie, ale też i tę, że został porwany. Niektórzy mieszkańcy twierdzili, że widzieli biały samochód na obcych numerach, który odjechał z chłopcem. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się też, że policja brała pod uwagę możliwość uprowadzenia chłopca przez ojca, z którym matka jest w trakcie rozwodu.

Wśród mieszkańców można też było usłyszeć głosy, że chłopiec był zaniedbywany i puszczany samopas. - Ludzkie gadanie, dziewczyna dobrze radzi sobie nie tylko z samotną opieką nad dzieckiem, ale też nad chorą matką - mówi Jolanta Michalak, dyrektor MOPS w Sulejowie.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 3,5-letni Dawidek z Karolinowa w gm. Sulejów zabłądził i spędził około 17 godzin sam w lesie - Piotrków Trybunalski Nasze Miasto

Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto