Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fidelusowie. Legendy piotrkowskiej polonistyki

Paweł Larecki
Oboje byli niezwykle skromnymi ludźmi. Nie zabiegali o zaszczyty. Żyli w niewielkim, blokowym mieszkanku. Po przejściu na emeryturę odsunęli się w cień. Choć już nie żyją, pamiętają o Nich wychowankowie i uczniowie. I nie zapomną.

Najpierw, w wieku 73 lat, umarła Ona. Potem, po paru latach od Jej odejścia, On zmarł, dożywając 81 lat. Wyjątkowo dobrane małżeństwo. Oboje o rzucającej się w oczy posturze, zwłaszcza – słusznego wzrostu. Oboje – poloniści. I oboje – nauczyciele.

Halina Fidelusowa z domu Stec, opowiadała z właściwym sobie humorem, jak to poznali się z mężem w... muzeum w Zakopanem. Ona oglądała sobie ekspozycję i on też zwiedzał tamtą wystawę. Wtedy się po raz pierwszy zobaczyli. Zaczęli od wymiany uwag, a sprawy sercowe potoczyły się tak, że zostali ze sobą już na całe życie.

Ona była długoletnią nauczycielką języka polskiego w I Liceum Ogólnokształcącym imienia Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Trybunalskim. Miała różne przezwiska, ale nie gorszyła się, a nawet cieszyła, gdy powstawało nowe, trafne. Nie obrażała się też na przezwisko „Wieża”, jakim Ją ochrzczono z racji – o czym już wspomniałem – słusznego, jak na kobietę – wzrostu.

To między innymi dzięki pracy takich wybitnych pedagogów, jak Ona, „Chrobrego” zaliczano do grona elitarnych szkół w kraju. Oprócz podstawowego kanonu wiedzy polonistycznej potrafiła przekazać młodzieży patriotyczne ideały, wskazywała godne naśladowania postawy i ukazywała hierarchię wartości, czyli wszystko to, czego w dzisiejszym życiu społecznym i rodzinnym często brakuje.

W teraźniejszej szkole zwyczajnie brak czasu na mówienie uczniom o ważnych, ktoś powie – niemodnych może – sprawach. A „Wieża” ten czas, mimo przeładowanych programów kształcenia, potrafiła znaleźć. Może niezbyt często na lekcjach, do których podchodziła dość rygorystycznie, ale na zajęciach fakultatywnych zawsze, nie mówiąc już o korytarzowych dyskusjach z „delikwentami”.

Uczniów w młodszych klasach nazywała „chłopczykami”, ale do tych, którzy potem osiągnęli pełnoletność – trochę przez przekorę – zwracała się per „pan”, a kiedy ów „pan” niezbyt był do lekcji przygotowany, to nieco podenerwowana, mówiła do niego wtedy: „Niech waćpan siada! Dwa. Dwa z plusem – na zachętę”. Do dziewcząt zaś mówiła pięknie – panienki.

– Niektóre osoby przyzwoicie się mnie bały, bo trzeba było dużo umieć, a materiał był odległy, sprzed wieków, może trudny i nudny, ale starożytność czy średniowiecze to do dziś źródło inspiracji twórczej i artystycznej. Bo czego Jaś się nie nauczy, to Jan nie będzie umiał... – napisała w liście do swych wychowanków w 1993 roku, na dwudziestolecie matury.

Niesłychanie podobał jej się słodki śpiew Anny German i często cytowała słowa jednej z piosenek:
„Człowieczy los nie jest bajką ani snem,
Człowieczy los jest zwykłym szarym dniem.
Uśmiechaj się, do każdej chwili uśmiechaj,
Na los szczęśliwy nie czekaj...

Na kilka lat ostatnich lat życia kłopoty z chodzeniem uczyniły Ją więźniem czterech ścian w mieszkaniu. Nie traciła jednak pogody ducha.

Michał Fidelus, góral z Zembrzyc w powiecie Sucha Beskidzka, człowiek o charakterystycznej, zwalistej sylwetce, doktor polonistyki zatrudniony w piotrkowskiej Alma Mater na stanowisku docenta (pierwszy i przez dłuższy czas jedyny tak utytułowany nauczyciel w powiatowym mieście) był zasłużonym pedagogiem, dobrze znanym kilku pokoleniom piotrkowian.

Ukończył Uniwersytet Jagielloński, gdzie kształcił się pod okiem polonistycznych sław. Miał zacięcie naukowe, dlatego opublikował 20 prac z dziedziny literatury i sporo pozycji z nowatorstwa pedagogicznego.

Po studiach pracował jako nauczyciel języka polskiego najpierw w Liceum Ogólnokształcącym w Jabłonce Orawskiej. Potem został wykładowcą literatury w Studium Nauczycielskim w Piotrkowie, gdzie był też zastępcą dyrektora ds. pedagogicznych.

Założył Piotrkowski Oddział Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza, najprężniej działający wówczas oddział w Polsce. Cały czas był jego prezesem. Towarzystwo powstało w grudniu 1968 roku, w powiatowym wtedy Piotrkowie. W ogóle towarzystwo to ma bardzo piękną i długą tradycję, bowiem założono je we Lwowie już w 1886 roku.

Michałowi Fidelusowi zależało na ożywieniu ruchu kulturalno-oświatowego w Piotrkowie i stworzeniu podstaw pod przyszłą wyższą szkołę pedagogiczną.
Zaczęło się bardzo dynamicznie, gdyż już w 1970 roku zorganizowano w Piotrkowie pamiętny Krajowy Zjazd Towarzystwa, który zakończył się ogromnym sukcesem, odbijając się głośnym echem w środowisku polskich polonistów. Taki ogólnopolski zjazd po raz pierwszy w historii odbył się w mieście powiatowym. W tym historycznym wydarzeniu uczestniczyli wybitni uczeni, wielkiej sławy profesorowie, m.in. Julian Krzyżanowski, Henryk Markiewicz, Jan Nowakowski, Konrad Górski, Eugeniusz Sawrymowicz, Zdzisław Libera, Kazimierz Wyka.

W 1976 roku Fidelus współorganizował I Ogólnopolski Sejmik Polonistyczny, na który zjechali poloniści ze wszystkich uniwersytetów oraz Międzynarodowe Seminarium Kształcenia na Odległość.

Przez dwadzieścia kilka lat w Domu Nauczyciela, ale przez pewien czas także w Klubie Dziennikarzy, odbywały się comiesięczne spotkania poświęcone literaturze polskiej i światowej.

Rzeczywiście, po przeszło 20 latach kulturotwórczych działań piotrkowski oddział towarzystwa zawiesił swą pracę, a nie znalazł się wtedy nikt, kto chciałby tę pożyteczną działalność kontynuować. Zresztą, do dziś nie ma odważnego, gotowego podjąć się trudu reaktywowania towarzystwa, choć w potężnej filii Akademii Świętokrzyskiej na polonistyce kształcą się obecnie setki studentów i gdzie nie brakuje wykładowców-polonistów z różnym cenzusem naukowym. Także w piotrkowskich szkołach pracuje wielu nauczycieli języka polskiego o najwyższych kwalifikacjach. Ale bez społecznikowskiej żyłki. Szkoda.

Dzięki zabiegom Michała Fidelusa w Piotrkowie ulokowano Centrum Doskonalenia Nauczycieli, którego był wieloletnim dyrektorem. Przewodniczył też Wojewódzkiej Radzie Postępu Pedagogicznego, działał w Związku Nauczycielstwa Polskiego, utworzył biuletyn „Z naszych doświadczeń”. Był promotorem licznych prac magisterskich.

Był także jednym z tych, którzy położyli podwaliny pod przyszłą wyższą uczelnię w Piotrkowie, która najpierw zaistniała jako Wydział Zamiejscowy Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Kielcach, będący teraz – jak wiadomo – filią Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.

W 1976 roku został laureatem Złotej Wieży Trybunalskiej, przyznawanej przez Towarzystwo Przyjaciół Miasta Piotrkowa Trybunalskiego. Wspomnieć trzeba, że przez dwie kadencje Michał Fidelus był także miejskim radnym, członkiem prezydium zarządu powiatowego Związku Nauczycielstwa Polskiego, jak również – współpracownikiem piotrkowskiej delegatury Głównej Komisji Badań Zbrodni Hitlerowskich.

Wychowankowie Michała Fidelusa dobrze zapamiętali sobie jego łysą – odkąd pamięcią sięgnąć – głowę. I ten ogromny garnitur na potężnej sylwetce. Jak i to, że jeździł warszawą, w której – ale to już raczej anegdota – widywano go w motocyklowym kasku, który rzekomo miał chronić potencjał wiedzy zgromadzony w czaszce. Faktem jest jednak, że później warszawę zamienił na fiata 126p. Pytanie – jak on mieścił się za kierownicą poczciwego malucha?

Są świadkowie osobliwego, aczkolwiek wcale nie anegdotycznego zdarzenia: Michał Fidelus pojechał służbowo pociągiem do stolicy. Jedne ze schodów ruchomych na Dworcu Centralnym akurat stały. Nie wiadomo: techniczna przerwa czy awaria. Jako góral, a więc człowiek konserwatywny i niechętny nowinkom, skorzystał zatem z okazji i zaczął wychodzić na powierzchnię dworca po tych nieruchomych schodach ruchomych. Pech sprawił, że kiedy był już w połowie... schody ruszyły! Ale w dół! Góral – człek uparty, zamiast zjechać na dół i wyjechać na górę drugimi schodami, sunącymi w przeciwnym kierunku, nie dał jednak za wygraną i kontynuował wspinaczkę po tych schodach przebierając nogami żwawo, a pomimo to, stojąc jakby w miejscu. Czerwony z wysiłku, coraz żwawiej przebierając nogami w morderczym tempie, zdyszany i zlany potem, wydostał się wreszcie na płytę główną dworca. Uff!

Fidelus to fenomenalna pamięć. Zaproszony przed paroma laty, a był już emerytem pod osiemdziesiątkę, na uroczystą inaugurację roku akademickiego, miał okazję zabrać głos na temat prapoczątków piotrkowskiej Alma Mater. Wzbudził huraganowe salwy śmiechu i oklaski, potrafiąc z dokładnością co do minuty określić, jakim pociągiem i z którego peronu jechał przed dwudziestu laty do ministerstwa.

Poważny doktor lubił też w luźniejszej części nasiadówki błysnąć kawałem. W czasie, gdy inni sypali dowcipami, on dyskretnie pod stołem zerkał do notesu, w którym miał spisane kawały na różne okazje. Wybierał jeden i tubalnym głosem dzielił się nim z uczestnikami zebrania. Był zorganizowany jak mało kto.

Oboje byli niezwykle skromnymi ludźmi. Nie zabiegali o zaszczyty. Żyli w niewielkim, blokowym mieszkanku. Po przejściu na emeryturę odsunęli się w cień. Odmawiali wspomnieniowych rozmów z dziennikarzami, nie chcąc wracać do przeszłości. U schyłku życia, kiedy stracili w tragicznych okolicznościach córkę-jedynaczkę, pomimo schorowania, spadł na nich obowiązek otoczenia opieką osieroconego wnuka.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto