Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kilka słów historii o Katyniu

Paweł Reising

Piotrkowianie pamiętają o zamordowanych na Wschodzie, co roku palą znicze przy tablicach z ich nazwiskami

Piotrkowianie pamiętają o zamordowanych na Wschodzie, co roku palą znicze przy tablicach z ich nazwiskami Dariusz Śmigielski
Najpopularniejszym podczas okupacji niemieckiej dziennikiem w regionie piotrkowskim był "Kurier Częstochowski".

Czasopismo było istotnym źródłem informacji, choć czytelnicy zdawali sobie sprawę, że przedstawia hitlerowski obraz rzeczywistości. Gazeta skupiała się na sukcesach wojsk III Rzeszy, stratach aliantów, a przy każdej okazji podkreślała, że źródłem wszelkiego zła są Żydzi. W pozostałych gadzinówkach informacje z frontów walk były takie same lub bardzo podobne.


Informacja o zbrodni katyńskiej początkowo nie była dobrze przygotowana propagandowo. Najpierw, 13 kwietnia 1943 roku, w "Kurierze Częstochowskim" pojawiła się krótka wzmianka pt. "Widzieliśmy groby polskie - Nowe karty gehenny w Unii Sowieckiej". Przytoczono wypowiedź grupy Estończyków zbiegłych z Armii Czerwonej, którzy stwierdzili, że "Jeżeli polski rząd emigracyjny w Londynie poszukuje w Unii Sowieckiej zaginionych Polaków, to niech się zwróci tylko do tych Estończyków, którzy przymusowo wcieleni zostali w szeregi armii czerwonej. Myśmy bowiem widzieli ich groby".


Ten wątek nie został rozwinięty i niewiele z niego wynikało. Jednak tego samego dnia Radio Berlin podało informację o odkryciu grobów polskich oficerów pod Smoleńskiem. Ale ta wieść dotarła do nielicznych Polaków, gdyż w Generalnej Guberni obowiązywał zakaz posiadania radioodbiorników.


Sensacja wybuchła dwa dni później. W czwartek 15 kwietnia 1943 roku "Kurier Częstochowski" przyciągał uwagę wielkim tytułem "Mogiły oficerów polskich pod Smoleńskiem". Poniżej w tekście napisano: "Na podstawie doniesień i informacyj mieszkańców wsi Gniazdów (Katyń), leżącej w odległości około 15 km na północny wschód od Smoleńska, niemieckie władze wojskowe dokonały w tych dniach poszukiwań na terenie zalesionego wzgórza, zwanego Kozią Górą pod Gniazdowem (Katyń) i przy okazji natrafiły na wielkie cmentarzysko pomordowanych oficerów polskich".


Dalej opisywana jest polska delegacja, która przybyła do Smoleńska specjalnym samolotem. Gazeta przedstawia pierwsze ustalenia: "W obecności wspomnianych przedstawicieli udało się na miejscu stwierdzić identyczność około 50. oficerów, w tej liczbie generała brygady Mieczysława Smorawińskiego, ówczesnego dowódcy Okręgu Korpusu w Lublinie, generała brygady Bronisława Bohatyrewicza [powinno być Bohaterowicza] oraz pułkownika Andrzeja Hałacińskiego…".
Następnego dnia "Kurier" określił ogrom zbrodni: "Cień 12.000 oficerów woła z Katynia". Podtytuły przybliżały treść artykułu: "W lasku pod Smoleńskiem wstaje groza. /Szczegóły masowej zbrodni czerwonych katów./ Arcyzwierzęco zmasakrowane zwłoki spoczywają w trzech masowych grobach…".


W sobotę 17 kwietnia "Kurier Częstochowski" na pierwszej stronie zamieścił duży tytuł: "Naoczni świadkowie o potwornej zbrodni w Katyniu". Wrażeniami podzielił się członek polskiej delegacji redaktor Wł. Kawecki: "Widok, jaki przedstawił się naszym oczom, był wstrząsający i potworny. W pierwszej chwili po prostu trudno było opanować się człowiekowi o najsilniejszych nerwach. W dole ziemnym, wielkości 15 x 30 m, a głębokości około półtora metra, leżały w bezładzie zwały trupów warstwami…". 


Dziennikarz wspomina o życzliwej, choć domyślić się możemy, że niespodziewanej ofercie: "Żegnając delegację polską, niemieckie władze wojskowe wysunęły z własnej inicjatywy propozycję udzielenia jak najdalej idącej pomocy mającemu się zorganizować Polskiemu Komitetowi, który by się zajął sprawą agnoskowania pozostałych szczątków poległych ofiar, powiadamianiem rodzin, uporządkowaniem wszystkich zwłok i urządzeniem wielkiego cmentarza wojennego. Jeden z asystujących polskiej delegacji oficerów armii niemieckiej w stopniu kapitana, artysta-rzeźbiarz, z całą gotowością podjął się zupełnie bezinteresownie wykonać projekt pomnika, który stanąłby na naczelnym miejscu cmentarza polskiego na Koziej Górze".

Wśród podanych nazwisk ofiar znajdujemy pierwszego piotrkowianina - "kapitan lekarz dr Henryk Peche".


Przeważająca większość mieszkańców regionu piotrkowskiego była przekonana o winie Rosjan. Z pewnością przyczyniły się do tego informacje od rodzin oficerów, którzy wiosną 1940 roku przestali przysyłać listy z niewoli sowieckiej. Ale przede wszystkim wpływ na to miały usłyszane relacje od Polaków, którzy uciekli spod okupacji ZSRR. Takich nie brakowało na Ziemi Piotrkowskiej. Jednym z nich był pchor. Zdzisław Michnikowski, który we wrześniu 1939 roku na Polesiu był świadkiem, jak sowieccy żołdacy pojmali kilku polskich żołnierzy, kazali im położyć się na drodze i przejechali po nich czołgiem.


Gen. Stanisław Burza-Karliński, podczas okupacji dowódca największego oddziału partyzanckiego AK w Okręgu Łódź, tak wspomina reakcje na wieść o zbrodni katyńskiej:


- Nie byłem zaskoczony tą informacją. Od początku domyślałem się, że winę za to ponoszą Sowieci. Na obszarze mojego działania (między Piotrkowem a Radomskiem - dop. red.) nie spotykałem się z innymi opiniami, niż takie, że zrobili to Ruscy. Ludzie wtedy z zainteresowaniem czytali gazety gadzinowe. Zainteresowanie tym tematem było bardzo duże.


Była łączniczka piotrkowskiego Kedywu mjr dr Halina Kępińska-Bazylewicz potwierdza tę opinię i tak opisuje swoje odczucia z kwietnia 1943 roku:


- Gdy zobaczyłam pierwszą listę zidentyfikowanych osób, ujrzałam nazwisko generała Bohaterowicza. To był dla mnie szok, bo znałam generała z wakacji spędzonych z rodzicami w Druskiennikach jako bardzo miłego, starszego pana. Mimo, że wiedziałam, jakimi mistrzami kłamstwa są Niemcy, wierzyłam w winę Rosjan. Wiedziałam, do jakich okrucieństw są zdolni. W moim akowskim środowisku wszyscy wierzyli, że za mord odpowiedzialni są sowieci. Niemcy już pokazali, na co ich stać. Teraz chcieli pokazać, że są jeszcze gorsi zbrodniarze od nich.


W niedzielę 18 kwietnia 1943 po raz pierwszy w "Kurierze Częstochowskim" pojawiło się określenie - zbrodnia katyńska. Początkowo nazwa Katyń podawana była jako przybliżające miejsce masowych grobów. Teraz to określenie stawało się symbolem. Ponadto częściej zaczęto używać przymiotnika "polski", do tej pory w gadzinówkach pomijanego. Nazwa podbitego kraju pojawiała się jedynie w pejoratywnych określeniach. Teraz np. pomordowani nie byli już "oficerami b. armii polskiej", lecz "oficerami armii polskiej".


Jest jeszcze propagandowa wpadka, w którą wpędzili się Niemcy. Wcześniej winą obarczono "żydowsko-bolszewickich morderców". Pisano nawet: "Nazwiska Chaima Finberga, Abrama Borysowicza i Lwa Rybaka dowodzą, że prowodyrami tej potwornej zbrodni musieli być Żydzi". To oczywiście absurdalne, bo jacyś nieznani Żydzi mogli być ewentualnie prowodyrami jakiejś bójki, a nie rozstrzelania kilkunastu tysięcy jeńców. Takie przekłamania mogły być pretekstem dla Moskwy, żeby ośmieszyć wyniki śledztwa i fachowość członków komisji.


Po tygodniu temat zaczął przeistaczać się w relacjonowanie światowych reakcji na wieść o zbrodni. I tak np. 24 kwietnia 1943 "Kurier Częstochowski" zamieścił duży tytuł: "Pismo P.C.K. do Międzynar. Czerw. Krzyża". Z treści dowiadujemy się, że władze PCK wystosowały pismo do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie z prośbą o wyjaśnienie "tragicznych wypadków smoleńskich". Jednocześnie gazeta sugeruje, że istnieją naciski dyplomacji sowieckiej na zachowanie ciszy w tym temacie. 


Tę samą gazetę z 29 kwietnia otwiera wielki tytuł "Moskwa zerwała stosunki z rządem generała Sikorskiego". Anonimowy autor pisze, że współodpowiedzialnym za zbrodnię w Katyniu jest rząd angielski "uchodzący za największego przyjaciela Polaków". Ponoć już w 1939 roku wiedziano w Londynie o masowych mordach na polskich oficerach, lecz nie podjęto żadnych działań i lekceważono prośby "polskich sfer emigracyjnych", a teraz rozpoczęła się "fala ostrych represyi antypolskich w Z.S.R.R.".


W kolejnych miesiącach temat Katynia nie schodził z łam prasy gadzinowej. Był sztandarowym przykładem zdziczenia komunistów i zakłamania rządów państw zachodnich. Wciąż podawano nowe listy z nazwiskami zidentyfikowanych ofiar. Dlatego tysiące Polaków każdego dnia odnajdywały w gazetach tragiczną prawdę o swoich zaginionych ojcach, mężach…


Mieszkający w Warszawie były żołnierz AK, piotrkowianin Jerzy Łuczak nie chciał uwierzyć w informację, że jego ojciec ppor. Tadeusz Łuczak został zamordowany w Katyniu.


- Przez wiele lat czekałem na niego - mówi - nawet po wojnie miałem nadzieję, że zaraz przyjdzie, otworzy drzwi...


od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto