Piotrkowianin mieszka w starym, zrujnowanym budynku, bez prądu, wody i szyb w oknach. Chory jest od kilku lat. Od 2007 roku pomaga mu Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Zofia Kuczborska, ciotka mężczyzny, ma żal do pracowników opieki, że mało zajmują się jej bratankiem.
- Chcę, żeby namówili go do leczenia w szpitalu - mówi. Ośrodek broni się, że ma utrudniony kontakt z chorym, poza tym robi, co może. - Wielokrotnie byłam u tego pana, ale nie otwiera nam drzwi - mówi pracownica socjalna.
Opowiada także, że wzywany był dzielnicowy, ale przecież nie można wtargnąć siłą do czyjegoś mieszkania. - Udaje nam się go namówić, żeby przyszedł do ośrodka i w taki sposób przeprowadzamy wywiad, a przynajmniej staramy się - mówi. Dodaje, że mężczyzna potrafi czasem siedzieć przez 1,5 godz. przy biurku nic nie mówiąc.
Z racji przyznanego stopnia niepełnosprawności, piotrkowianinowi przysługuje zasiłek, ale według niego zupełnie nie starcza on na życie. Zakupy robi ciotka, z którą zachowuje kontakt. Nie przyjmuje także leków. - Źle się po nich czuję, bo podnoszą mi ciśnienie - mówi 30-latek.
Budynek, w którym mieszka, jest przeznaczony do rozbiórki, dlatego przysługuje mu mieszkanie zastępcze. Ale, jak zgodnie twierdzą Zofia Kuczborska i przedstawiciele MOPR-u, najpierw trzeba złapać z nim kontakt. Ciotkę chłopaka martwi ta sytuacja i opowiada, że bratanek potrafi o godz. 5 rano przyjść do niej po coś do picia - Kiedy go wpuszczam, czasem biega po pokoju i się śmieje - mówi. Sam zainteresowany uważa, że jest zdrowy i chce prowadzić samodzielne życie.
- Przypuszczam, że jego stan pogorszył się przez pobyt w zakładzie karnym przez 2 lata. Wrócił do nas w grudniu 2010 roku i od tamtej pory jest gorzej. Zamknął się w sobie - mówi Ewa Lachowska, kierownik Zespołu Pomocy Środowiskom Rodzinnym . - Twierdzi także, że załamać mógł go fakt rozstania z dziewczyną.
Zofia Kuczborska zarzuca pracownikom, że nie wiedzą w jakich warunkach żyje jej bratanek. Ośrodek twierdzi, że nie ma jak wejść do mieszkania. Zapewnia też, że nie pozostawił chorego samego. Prowadzone są rozmowy z zakładem energetycznym, który odłączył prąd z powodu ogromnego zadłużenia, aby podłączył go ponownie. - Przez jakiś czas sama zajmowałam się uiszczaniem opłat - twierdzi pracownica socjalna.
W czwartek obie panie mają spotkać się ze specjalistą, który zadecyduje, czy konieczne będzie leczenie przymusowe. - W takiej sytuacji wystąpimy o nakaz sądowy. Mamy jednak nadzieję, że ten pan będzie mógł w końcu zacząć samodzielne życie - mówi Zofia Antoszczyk, zastępca dyrektora MOPR.
Tego samego chce sam chory, ale brak współpracy uniemożliwia podjęcie działań. Nie wierzy też, że ktoś mu pomoże.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?