Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Proces Agnieszki D., byłej dyrektorki SP w Moszczenicy oskarżonej o wymuszenie ponad miliona złotych

Aleksandra Tyczyńska
Agnieszka D. do połowy 2010 roku kierowała szkołą podstawową w Moszczenicy, dziś z jej nauczycielami spotyka się w sądzie
Agnieszka D. do połowy 2010 roku kierowała szkołą podstawową w Moszczenicy, dziś z jej nauczycielami spotyka się w sądzie fot. Dariusz Śmigielski
Wszyscy bohaterowie tej afery wydają się być w pewien sposób poturbowani. Po stronie poszkodowanych zasiada 25 osób, nauczycieli i innych pracowników moszczenickiej podstawówki.

To oni zadłużyli się w bankach i to oni zostali z niespłaconymi kredytami. Mówią, że stracili wiarę w uczciwość. Cierpią także ich rodziny. Na ławie oskarżonych matka i córka. Jedna, jeszcze rok temu szanowana obywatelka gminy, dyrektorka szkoły. Teraz osadzona w areszcie tymczasowym, z dala od swoich dzieci. Rozgoryczona mówi, że nie ma już przyjaciół. Druga, starsza pani, w żałobie, której w jesieni swojego życia przyszło zapewniać sąd: nie jestem złodziejką.

Kiedy przed Sądem Rejonowym w Piotrkowie toczy się proces Agnieszki D., byłej dyrektorki oskarżonej o to, że w latach 2006 - 2010 pod gro-źbą m.in. utraty pracy i odebrania dodatkowych godzin wymusiła na podległych jej wówczas nauczycielach i innych pracownikach szkoły kredyty i pożyczki na ponad milion złotych, a także poświadczała nieprawdę na zaświadczeniach o zarobkach oraz Wiesławy W. oskarżonej o kradzież z karty kredytowej i nakłanianie trojga świadków do składania fałszywych zeznań, w Moszczenicy ludzie znowu rozprawiają o zdarzeniach sprzed roku. Mówią też o karze, jaka powinna spotkać kogoś, kto tylu ludzi wpędził w kłopoty.

- Do tej pory zachodzę w głowę, co można zrobić z taką ilością pieniędzy - mówi jedna ze starszych mieszkanek wsi. - Na co by jej jednak te pieniądze nie były potrzebne, to powinna ponieść karę. - Ci nauczyciele to też nie są bez winy, jak to tak dać się wciągnąć w takie kredyty - dorzuca inna mieszkanka.

Kobiety przejęte są jednak przede wszystkim trudną sytuacją rodzin niektórych z poszkodowanych.

- Jedno małżeństwo zawisło ponoć na włosku, kiedy mąż dowiedział się, że jego żona zadłużyła się dla dyrektorki na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Znaleźli się w trudnej sytuacji, ich syn musiał zrezygnować ze studiów - mówi jedna z kobiet.

Inni mówią, że nie śledzą procesu, bo wydaje im się niemożliwe, żeby w szkole i wśród ludzi których znają mógł mieć miejsce taki proceder.

- Teraz to już w tym wszystkim więcej jest plotek chyba niż samej prawdy - ucina jedna z mieszkanek gminy.

Choć sprawa w całej Polsce budzi niedowierzanie, to trwające rok śledztwo skończyło się sporządzeniem aktu oskarżenia, którego odczytanie zajęło prokuratorowi dwie godziny. Agnieszka D. wydawała się być rozbawiona treścią aktu oskarżenia. Jej matka gorzej zniosła rozbrzmiewający w sali głos odczytujący zarzuty. Sąd musiał zarządzić przerwę, bo kobieta źle się poczuła.

Obydwie oskarżone nie przyznają się do winy.

Sędzia odczytała wyjaśnienia złożone przez Agnieszkę D., z których wynika, że nie groziła podległym jej nauczycielom i innym pracownikom szkoły. Brać mieli kredyty dobrowolnie i pożyczali jej pieniądze po koleżeńsku, a nie przez zależność służbową. Wraz ze swoją matką były w złej sytuacji finansowej, tłumaczyła w trakcie śledztwa, spowodowanej m.in. poważnymi chorobami trojga członków rodziny. Zobowiązywała się spłacać zaciągnięte kredyty i przez lata jej się to udawało.

Agnieszka D. wyjaśniała także, że w spłacie zobowiązań o których mówi akt oskarżenia przeszkodzić jej miało aresztowanie w maju ubiegłego roku. Oskarżona zwróciła też uwagę, że nie zgadza się z zarzutem poświadczania nieprawdy na zaświadczeniach o zarobkach pracowników potrzebnych w bankach, w których zaciągali dla niej kredyty. Nie na wszystkich dochody były zawyżone, w wielu przypadkach były zaniżone. - W jakim celu miałabym to robić - spytała retorycznie.

Już po tym, jak oskarżona z rozgoryczeniem stwierdziła, że zauważyła, że nie ma już koleżanek, ani przyjaciół, na "arenę" ze swoimi wyjaśnieniami wkroczyli poszkodowani.

To oni lub tylko jedno z nich (dramatyczne listy były anonimowe) ponad rok temu pisali do naszej redakcji i do prokuratury "Nasza szefowa wpadła w pętlę kredytową i szantażuje nas w bezczelny sposób (...) wymusza na nas kredyty w bankach (...) zaczęła nachodzić nasze rodziny i znajomych". Wtedy jako pierwsi zainteresowaliśmy się sprawą. Napisaliśmy też, już po tym, jak prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, o kolejnym anonimowym liście, w którym poczynania miejscowej policji prowadzącej na zlecenie prokuratury czynności sprawdzające, określone zostały jako "szopka" (mieli rozpytać kilku nauczycieli w obecności dyrektorki). Wtedy prokuratura zarządziła tzw. czynności uzupełniające. Przesłuchaniami, już w siedzibie prokuratury, zajął się sam prokurator. Śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim.

W trakcie pierwszych zeznań poszkodowanych przed piotrkowskim sądem uderzały stwierdzenia: "nie wzięłabym kredytu nawet dla kogoś z rodziny, ale to był mój zwierzchnik", "boli mnie, że osoba, która przed rodzicami i dziećmi mówiła o uczciwości, mogła skrzywdzić i wykorzystać tyle osób".

- Ceniłam cię Agnieszko, bardzo i bardzo się zawiodłam - zwróciła się do oskarżonej jedna z poszkodowanych nauczycielek, która zeznała, że pierwszy kredyt zaciągnęła dla przełożonej chcąc jej pomóc.

- Mówiła, że ma kłopoty, spłaciła ten kredyt, ale kiedy zaczęła naciskać na kolejne, zaczęłam się bać - mówiła poszkodowana. - To osoba, która nie zna sprzeciwu. Dawała do zrozumienia, że oczekuje pozytywnej odpowiedzi. W szkole panowała psychoza strachu, wszyscy się jej bali.

Inna z poszkodowanych przyznała, że w jej przypadku zadziałało zbudowane przez dyrektorkę przeświadczenie, że ma dzięki niej pracę, że powinna się odwdzięczyć.

- Dawała mi do zrozumienia, że mogę to wszystko stracić, zresztą nawet nie miałam czasu się zastanowić, bo wyciągała mnie z lekcji, albo z domu, wiozła pod bank i kazała wziąć tyle kredytu, ile bank da - opowiadała przed sądem poszkodowana. - Mówiła, że sama nie bierze kredytu, bo musiałaby się tłumaczyć wójtowi, że jej - dyrektorce - nie wypada. Początkowo wierzyłam, że faktycznie spłaci, wyglądała na dobrze sytuowaną.

Wśród poszkodowanych jest też znajomy oskarżonej. W sumie 25 tys. zł pożyczył jej z oszczędności. - Za pierwszym razem chodziło bodaj o opóźniający się przelew za plac zabaw przy szkole, miała oddać, jak tylko ten przelew wpłynie - mówił przed sądem mężczyzna.

Drugiego dnia procesu jedna z nauczycielek swoje zeznania zaczęła od podkreślenia, że oskarżona zrujnowała sytuację finansową jej rodziny oraz jej zdrowie. - Stres wywołał u mnie jaskrę - mówiła kobieta, która jeszcze przed zatrzymaniem swojej przełożonej została z ratami kredytów sięgającymi miesięcznie 3 tys. zł. - Do maja tego roku spłaciłam już 43 tys. zł, wykorzystując także oszczędności, moja łączna szkoda to 75 tys. zł.

Nauczycielki zeznawały też, że Agnieszka D. kazała trzymać sprawę w tajemnicy. W końcu, zadłużeni po uszy, dowiedzieli się o sobie nawzajem, a kiedy uświadomili sobie rozmiary zadłużenia, byli przerażeni.

Niektórzy w sprawie karnej wnoszą o naprawienie szkody. Wielu wystąpiło na drogę cywilną przeciw Agnieszce D. o wydanie nakazów zapłaty.

- Dotychczas do wydziału cywilnego wpłynęło dziewięć pozwów, trzy nakazy są już prawomocne - mówi Iwona Szy-bka, rzecznik Sądu Okręgowego w Piotrkowie. - Największy pozew opiewa na 59,8 tys. zł, najmniejszy na 27 tys. zł.

Agnieszce D. grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Sąd po raz kolejny nie zgodził się zwolnić kobiety z aresztu, o co wnioskował jej obrońca.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto