Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozbicie 25. pułku piechoty Armii Krajowej. Kto odkryje tajemnicę sprzed lat?

Paweł Reising
Partyzanci 25. pułku piechoty w lasach w okolicach Przysuchy we wrześniu 1944 roku
Partyzanci 25. pułku piechoty w lasach w okolicach Przysuchy we wrześniu 1944 roku Archiwum Pawła Reisinga
Wieczorem 8 listopada 1944 wyruszyli z wiosek Niebo i Piekło. Ich droga okazała się ostatnią. Noc była ciemna. Kolumna szła wąską, leśną drogą. Z dziwnych przyczyn wybuchła panika.

Przez wiele lat trwały spory, dlaczego w nocy z 8 na 9 listopada został prawie bez walki rozbity 25. pułk piechoty Armii Krajowej. Kilka lat temu doszło nawet do procesu sądowego, w którym byli żołnierze z Oddziału Partyzanckiego "Wicher" zarzucili Eugeniuszowi Wawrzyniakowi zniesławienie ich dowódcy - por. Witolda Kucharskiego ps. "Wicher". Sąd jednak uniewinnił oskarżonego, który również był partyzantem 25. pp AK. To jednak nie wyjaśniło okoliczności dramatycznych wydarzeń.

W ramach akcji "Burza" na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku w podpiotrkowskiej wsi Barkowice Mokre zebrały się oddziały partyzanckie łódzkiego Kedywu. Stworzyły one zaczątek 25. pp AK. Niespełna miesiąc później doszło do pierwszej poważnej bitwy pod Diablą Górą.

Później pułk przeniósł się w lasy przysuchskie, a głównym terenem działania stała się Ziemia Opoczyńska. Jednak po początkowych sukcesach, sytuacja zaczęła stawać się coraz bardziej niebezpieczna. Przybywało żołnierzy, lecz tym samym pojawiały się większe problemy z ich wyżywieniem. Po upadku Powstania Warszawskiego w opoczyńskie zaczęły być przenoszone coraz liczniejsze jednostki niemieckie.

W drugiej połowie października doszło do tego, że 25. pp AK był praktycznie cały czas tropiony przez wroga i musiał unikać wejścia w tzw. kocioł. Jednocześnie okazało się, że coraz gorsza jesienna pogoda odbija się na zdrowiu żołnierzy.
8 listopada partyzanci zakwaterowali się w dwóch ubogich, leśnych wioskach noszących nazwę Piekło i Niebo. O godzinie 15 dowódca mjr. "Leśniak" wydał rozkaz wymarszu. Na czele szła straż przednia pod dowództwem por. "Wichra".

Stanowili ją doświadczeni żołnierze, którzy już wielokrotnie sprawdzali się w takich działaniach i wyprowadzali jednostkę z zagrożenia. Niespełna sto metrów za nimi posuwała się wolno cała kolumna, licząca ponad 700 żołnierzy i kilkanaście wozów konnych z wyposażeniem pułku.

Noc była wyjątkowo ciemna, a leśna droga bardzo wąska, bez możliwości zawrócenia. Przed szosą Końskie-Kielce pułk się zatrzymał, a straż przednia zbadała, że w pobliżu nie ma wroga i można przejść na drugą stronę szosy. Wydawało się, że sytuacja jest bezpieczna. Lecz po paru minutach rozległy się strzały i wśród żołnierzy pojawiła się panika.

W głębokich ciemnościach jedna trzecia pułku uległa rozproszeniu, a w ręce wroga dostały się wozy z najcenniejszym uzbrojeniem - ciężkimi i lekkimi karabinami maszynowymi oraz granatnikami. Byli ranni, zabici i wzięci do niewoli. Pułk stracił swą wartość bojową i musiał zostać rozformowany na mniejsze oddziały .

Mjr "Leśniak" wyraźnie zbagatelizował tę klęskę. W raporcie do przełożonych nazwał ją "niewielką porażką", po której część żołnierzy "samowolnie oddaliła się od swoich oddziałów". Natomiast winą za powstały chaos obarczył pchor. "Łysego", który niejako miał wydać "rozkaz cofnięcia się na swoje miejsce poprzednie". W tym miejscu nasuwa się poważna wątpliwość, jak podchorąży, dowódca plutonu idącego przy końcu kolumny mógł wydać rozkaz cofnięcia się całego pułku?

Po wojnie większość byłych partyzantów, a także historyków skłaniała się ku tezie, że pułk wszedł w zasadzkę. Twierdzono nawet, że wróg czaił się ukryty w rowach. Lecz prawidłowe zasady sztuki wojskowej powinny wykluczyć taką możliwość. Idąc tym rozumowaniem Eugeniusz Wawrzyniak wysunął pogląd, że dowódcy straży przedniej "por. "Wichrowi" coś wtedy nie wyszło. (…) zagubił się chyba w tamtych dramatycznych dniach i nie postąpił zgodnie z regulaminem wojskowym, jaki obowiązuje przy pokonywaniu przeszkód terenowych. Jego bowiem zaskakujący rozkaz przekroczenia niezabezpieczonej szosy (tzw. przyczółkami), pod lufami przyczajonego nieprzyjaciela spowodował klęskę 25. pp AK …".

Ale zupełnie inną wersję wydarzeń znaleźć można w niepublikowanych zapiskach Czesława Pobóg Gurskiego, który był tej tragicznej nocy żołnierzem straży przedniej. Wspomina on, że na szosie panowała taka cisza, iż słychać było charakterystyczny szum drutów telefonicznych.

- Gdy staliśmy tam i nasłuchiwaliśmy - wspominał - czy nie słychać odgłosów nadjeżdżających samochodów, pojawił się koło nas kpt. "Mars", adiutant dowódcy pułku. Podszedł do szosy, stanął koło mnie, posłuchał i w pewnym momencie zawołał: "Czołgi jadą! Cofać się natychmiast wszyscy!" Zrobił się bałagan. Zaczęliśmy cofać się w kierunku wozów, zderzyliśmy się z żołnierzami, którzy szli od strony lasu…".

Z położonej kilkaset metrów dalej wsi rozległy się strzały. Początkowo niecelne, lecz wkrótce ostrzał wroga stawał się coraz bardziej groźny. Ta wersja wydarzeń wydaje się najbardziej prawdopodobna. A późniejsze zachowanie mjr. "Leśniaka" może świadczyć, że chciał ukryć winę swego zaufanego adiutanta. Mimo to zrzucanie odpowiedzialności na jakiegoś bliżej nieznanego podchorążego "Łysego" jest zastanawiające.

Sprawę rozbicia pułku w swoich zapiskach bagatelizuje również por. "Wicher". Być może powodu tego zachowania doszukać się można w słowach gen. Stanisława Burzy-Karlińskiego, który pamięta, że w 1947 roku w celi więzienia we Wronkach usłyszał z ust mjr. "Leśniaka" takie słowa:

- Gdyby powojenne losy inaczej się potoczyły, to "Wicher" zostałby oddany pod sąd. Ale nie za to, że wprowadził pułk w zasadzkę, lecz za odskok po przekroczeniu szosy przez straż przednią…

Warto ponadto dodać, iż po wojnie kpt. "Mars" Tadeusz Dębski nigdy nie pojawił się na spotkaniach kombatanckich żołnierzy 25. pp AK i nigdy nie wyjawił podstaw swego zadziwiającego zachowania. Natomiast nikt nic nie wie o pchor. "Łysym", nikt nawet nie zna jego nazwiska. Natomiast z odkrytych niemieckich dokumentów wiadomo, że w pułku aktywnie działał agent Gestapo w stopniu oficera.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto