Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koloniści z Piotrkowa wrócili. Dlaczego trafili do szpitala? Mnożą się zarzuty...

Aleksandra Tyczyńska
Koloniści z Piotrkowa
Koloniści z Piotrkowa Dariusz Śmigielski
Koloniści, którzy już wrócili do Piotrkowa trafili do szpitala prawdopodobnie przez skrajne wyczerpanie i odwodnienie. Rodzice są zbulwersowani.

W środowy poranek koloniści z Piotrkowa wypoczywający w nadmorskich Rowach po śniadaniu podzieleni zostali na dwie grupy. Jedna udała się na plażę, druga pojechała autokarem na wycieczkę na ruchome wydmy czołpińskie. I to właśnie tam rozegrał się dramat dzieci. Według ich relacji były poganiane, nie było czasu, by kupić coś do picia, a kiedy pierwsze dziewczynki zaczęły mdleć, instruktorka miała krzyczeć, że symulują. Ci, którzy czuli się lepiej pomagali iść słabszym, czy wręcz nieśli na rękach omdlewające maluchy...

Finał kolonii pod kroplówką
Omdlewające, apatyczne, odwodnione - w takim stanie do szpitala w Słupsku trafiło ponad tydzień temu 15 dzieci. Ich stan był tak zły, że zdecydowano się zawiadomić miejscową jednostkę policji. Poinformowany został również Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Piotrkowie, który 14 sierpnia wysłał nad morze 106 dzieci w wieku od 7 do 13 lat. Z powiadomieniem rodziców było już jednak różnie - niektórzy dowiedzieli się o pobycie w szpitalu od swoich dzieci, albo od innych rodziców.

- Ja dopiero o godzinie 12 w nocy dowiedziałam się, że moja 9-letni a córka jest w szpitalu. Z jej telefonu zadzwoniła koleżanka z pokoju - mówi pani Jolanta, jedna z matek. - A przecież to jeszcze dziecko, była sama i przerażona w tym szpitalu. Powinnam natychmiast otrzymać informację, że jest w szpitalu i dlaczego! Móc z nią chociaż porozmawiać i dodać jej otuchy.

Do szpitala w sumie przewieziono 15 dzieci, podano im m.in. wzmacniające kroplówki. Czworo z nich musiało pozostać na hospitalizacji w szpitalu, który opuściły dopiero w piątek.

Słaniały się na nogach, nie miały siły iść
Co takiego wydarzyło się podczas wycieczki na ruchome wydmy, że aż kilkanaścioro dzieci poczuło się źle? Pierwsze podejrzenie padło na dania z grilla, jakie dzień wcześniej dzieci zjadły na kolację. Kolejną wersją była choroba lokomocyjna. Usłyszeliśmy nawet, że dzieci mogły ulec zbiorowej histerii...

- Pięć dziewczynek źle się czuło już po wyjściu z autobusu, a potem to już zaczęły mdleć po kolei - mówi Amelia z Piotrkowa, uczestniczka feralnych kolonii, dzięki której mogliśmy na dwóch krótkich filmach nagranych telefonem komórkowym obejrzeć, jak dzieci musiały same sobie nawzajem pomagać.

- Najpierw instruktorka krzyczała, że symulujemy, dopiero przejęła się, kiedy zaczęło mdleć więcej dzieci - mówi Amelia.
Jej starszy kolega Jacek ze zgrozą wspomina, że instruktorka wręcz szarpała za rękę i chciała ciągnąć dalej pierwszą dziewczynkę, która zemdlała.
- Tylko poganiała, żeby iść dalej i musieliśmy liczyć na siebie. Kto się lepiej czuł to brał pod ręce tych, którzy mdleli i nie mieli siły iść - mówi Jacek, który - choć sam czuł się źle i również otrzymał kroplówkę w szpitalu, wraz z kolegą wziął pod ramię jedną z mdlejących dziewczynek.

Dzieci, z którymi udało nam się spotkać po ich powrocie do Piotrkowa, przytomnie zwracają uwagę, że wprawdzie podejrzewano u nich zatrucie, ale przecież grupa, która poszła na plażę czuła się dobrze. Objawy osłabienia pojawiły się tylko u uczestników wycieczki.
- To była długa wycieczka, a nie dostaliśmy prowiantu, instruktorka nawet nie pozwoliła nam kupić sobie picia, bo stwierdziła, że nie ma na to czasu - mówi Amelia.

Rodzicom udało się ustalić, że stan dzieci był określany jako skrajne wyczerpanie.

Lista zarzutów rodziców dzieci rośnie
Dla dyrekcji piotrkowskiego MOPR sytuacja była pełnym zaskoczeniem. - Już wcześniej korzystaliśmy z usług firmy, z którą i tym razem wyjechały dzieci i nie mieliśmy zastrzeżeń - mówi Zofia Antoszczyk, dyrektor MOPR w Piotrkowie.

- Będziemy to wyjaśniać. Na pewno będziemy starali się ustalić, jaki był dokładny przebieg tej wycieczki - mówi dodając, że od rodziców wpływają już pierwsze pisemne uwagi dotyczące kolonii zorganizowanych przez biuro podróży z Zielonej Góry, które wygrało przetarg ogłoszony przez ośrodek pomocy.
Rodzice, którzy z nami rozmawiali podkreślają, że mieli wrażenie, iż ich dzieci zostały potraktowane przez organizatora, jak „towar gorszego sortu”.

- Był dziurawy balkon, okien nie można było otwierać, bo wypadały z zawiasów, a do tego niektóre dziewczynki widziały w ośrodku karaluchy. Czy takie warunki zapewniane są standardowo, czy tylko tym, którym za wypoczynek płaci opieka społeczna - pyta pani Katarzyna.

Dodajmy, że dzieci wróciły z kolonii w minioną sobotę, a do tej pory rodzice nie otrzymali wypisów ze szpitala, które są potrzebne, by upewnić się co do diagnozy i poznać zalecenia. Okazuje się, że wypisy zabrał organizator, czyli biuro podróży. I nie pomogła nawet interwencja dyrektorki MOPR - usłyszała, że nie jest stroną i żadnych wypisów dla rodziców nie dostanie.

- Umówiłam się z córką do lekarza, ale nas odesłał, bo bez wypisu, na którym powinien być wynik badania, niewiele może nam pomóc - mówi jedna z matek, której tylko w rozmowie telefonicznej z przedstawicielem szpitala udało się ustalić, że przyczyną zasłabnięć było „skrajne wyczerpanie”.

Rodzice podejrzewają, że to dlatego - w obawie przed konsekwencjami za doprowadzenie dzieci do takiego stanu - organizator nie przekazał rodzicom wypisów.

- Dowiedziałam się, że wydawane są one w dwóch egzemplarzach i nawet jeśli organizator potrzebował jednej kopii, to drugą powinni przekazać nam wychowawcy tuż po powrocie - mówi pani Monika, która podobnie jak kilkoro innych rodziców nie wyklucza ubiegania się odszkodowanie od biura podróży.

- Jeśli okaże się, że faktycznie narazili nasze dzieci na niebezpieczeństwo utraty zdrowia przez swoje zaniedbania - dodaje kobieta.

Dyrekcja piotrkowskiego MOPR wraz z pracownikami socjalnymi przyjmują uwagi od rodziców. Dyrektor Antoszczyk planuje spotkanie z prawnikami i od tego uzależnia dalsze, ewentualne kroki w stosunki do wykonawcy, który zorganizował kolonie.

- W zależności od tego, co ustalimy, wyciągać będziemy konsekwencje - mówi Zofia Antoszczyk.

Dorota Ulińska, pediatra z Łodzi zwraca uwagę, że zabierając dzieci na letnie wycieczki trzeba zwrócić uwagę na wiele czynników, jak choćby to, by miały wodę, nakrycie głowy, jadły lekkostrawne posiłki. - Warto mieć przy sobie plastry i podstawowe leki, jak choćby na chorobę lokomocyjną -dodaje D. Ulińska.
Podkreśla też, że pediatrzy zauważają coraz słabszą kondycję wielu dzieci. - Brak ruchu i niewłaściwe żywienie powoduje, że wycieczka może być dla nich wyzwaniem - mówi.

Organizator nie ma przyjemności...
Słupska policja po otrzymaniu zawiadomienia o tym, że 15 dzieci trafiło do szpitala, wszczęła czynności wyjaśniające prowadzone pod nadzorem prokuratury. - Otrzymaliśmy zgłoszenie, że do szpitala w Słupsku przewieziono dzieci, uczestników kolonii z objawami przypominającymi zatrucie - mówi kom. Robert Czerwiński, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Słupsku. - Wszczęliśmy w tej sprawie postępowanie wyjaśniające w kierunku narażenia dzieci na zatrucie. Czekamy na pisemną opinię sanepidu.

Kiedy policja czekała na tę opinię, piotrkowski MOPR otrzymał już wstępną opinię, że stan dzieci na pewno nie był wynikiem zatrucia.
- Sanepid przeprowadził dwukrotną kontrolę dzień po dniu i z badań nie wynika, by dzieci się czymś zatruły - mówi Zofia Antoszczyk.
Niedawno tę opinię, już pisemną otrzymali policjanci.

- Być może faktycznie zabrakło tego, by wyposażyć te dzieci chociaż w małe butelki wody, ale z materiału jakim obecnie dysponujemy nie możemy stwierdzić, by w opiece nad dziećmi doszło do zaniedbania, które miałoby znamiona przestępstwa - podkreśla kom. Czerwiński dodając jednak, że jeśli policja lub prokuratura otrzymają istotne informacje, dochodzenie może być kontynuowane.

Mimo, że słyszeliśmy o negatywnych odczuciach zarówno rodziców, którzy skontaktowali się z zielonogórskim biurem podróży, jak i dyrekcji ośrodka, sami też skontaktowaliśmy się telefonicznie „z kimś z zarządu”, by uzyskać choćby odpowiedź na pytanie, kiedy rodzicom zostaną przekazane wypisy ze szpitala. Mężczyzna nie chciał się przedstawić. Stwierdził, że rozmawiać może tylko osobiście, bo „wydzwaniają do niego ludzie podejrzanego pokroju”, a ponadto „żadna rozmowa z dziennikarzem nie jest miła”. Nie życzył sobie nawet maila z pytaniami poczytując to jako nękanie...

Niektóre imiona na prośbę rozmówców zostały zmienione

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto