Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotrkowianie na Spitsbergenie. Relacja z podróży [FOTO]

Katarzyna Renkiel
Piotrkowianie na Spitsbergenie. Barentsburg był jednym z przystanków, niestety nie udało się zwiedzić największej norweskiej kopalni
Piotrkowianie na Spitsbergenie. Barentsburg był jednym z przystanków, niestety nie udało się zwiedzić największej norweskiej kopalni Archiwum prywatne
Piotrkowianie na Spitsbergenie. Dzień polarny, marsz przez bagna, wyczerpujące warty oraz spotkanie z niedźwiedzicą - tak podróż na jedną z wysp arktycznych zapamiętała polska wyprawa. Co ich zaskoczyło na dalekiej Północy?

Świeże i czyste powietrze, widoki jak z innej planety, brak drzew oraz wszechobecna cisza - to pierwsze wrażenia uczestników wyprawy „Good Morning Spitsbergen”, którzy pod koniec sierpnia wrócili z trekkingu po norweskiej wyspie. Wśród nich znalazło się dwoje pio-trkowian - Igor Węglarski i Dawid Jakubik. Przygoda zaczęła się już na początku, bo po dotarciu samolotem do Szwecji.

- Nasza pięcioosobowa grupa podzieliła się na dwa zespoły, a następnie każdy „na stopa” starał się dostać do Oslo. Musieliśmy pokonać 450 kilometrów w dwa dni - mówi Igor. - Dla mnie było to ciekawe doświadczenie, bo nigdy wcześniej nie łapałem „stopa”. Co ciekawe, Szwedzi raczej boją się zabierać ludzi podróżujących w ten sposób. Nam udało się dotrzeć na miejsce tylko dlatego, że po drodze zabierali nas m.in. Salwadorczycy, Syryjczycy i Kurdowie, a nawet chcieli Hindusi - dodaje.

Syryjskie małżeństwo udzieliło im noclegu, poczęstowało kolacją, tradycyjnymi potrawami i pyszną kawą. Oslo zrobiło na nich wrażenie miasta nowoczesnego i ze świetną infrastrukturą, choć - niestety - drogiego, jak zresztą cała Skandynawia. Bilet na lotnisko z Oslo kosztuje ok. 80 zł, a podróż pociągiem ze Sztokholmu do Oslo to wydatek nawet do 600 zł.

Po odprawie dolecieli samolotem do kempingu niedaleko miasteczka Longyearbyen. Okazało się, że na miejscu jest sporo Polaków, ale i innych obcokrajowców. - To, do czego musieliśmy się przyzwyczaić, to dzień polarny, słońce wtedy w ogóle nie zachodzi. O trzeciej rano było tak samo jasno jak o 12 w południe - mówi Igor. - Pewna grupa szła nawet na kajaki o północy. To ma jednak swoje plusy, bo nie trzeba się zatrzymywać na biwak z powodu zapadających ciemności - mówi Igor Węglarski.

Nasi podróżnicy rozpoczęli trekking 2 sierpnia, dziennie wędrowali nawet po kilkanaście godzin. Jak mówi Igor, na co dzień student nauczania języka angielskiego na Uniwersytecie Warszawskim, taki marsz potrafi być bardzo wyczerpujący. - Zwłaszcza, jeśli trzeba jeszcze po rozbiciu namiotu pełnić wartę. Zmienialiśmy się co dwie godziny, dzięki czemu każdy z nas miał po osiem godzin snu - dodaje piotrkowianin.

Mimo, że polska grupa była tam w okresie letnim, trekking nie był wcale taki łatwy. Najpierw musieli przestawić się z 30 stopniowych upałów na temperaturę trzy razy niższą - podczas wędrówki nie przekraczała ona zresztą 5 stopni. Dodatkowym utrudnieniem był też wiatr. Okazało się także, że z powodu podmokłego terenu musieli trochę zmodyfikować trasę. Czasem zapadali się w błoto po kostki, co przy 30-kilogramowym plecaku na barkach stanowi duże wyzwanie. Członkowie wyprawy mieli ze sobą też dwie sztuki broni na ewentualne spotkanie z niedźwiedziem polarnym. Były to karabiny mauser z czasów II wojny światowej, które miały jeszcze wybite swastyki.

- Ostatecznie widzieliśmy i to z daleka niedźwiedzicę z małym dopiero gdy płynęliśmy jachtem Eltanin z kpt. Krzysztofem Różańskim - mówi Igor.

Jak przyznaje, broni jednak używali, ale tylko w celach treningowych. Być może to właśnie jej huk odstraszył niedźwiedzie. Noce spędzali w namiotach, a za dnia gotowali ciepłe posiłki na kuchence benzynowej.

- Gdy już wracaliśmy, na lotnisku przy odprawie nie pozwolili nam zabrać pojemników na benzynę, mimo, że były puste. Wcześniej nikomu one nie przeszkadzały, ale wtedy nie przewoziliśmy ich w bagażu podręcznym - mówi piotrko-wianin.

Problem z wodą rozwiązali w ten sposób, że nabierali ją z napotkanych źródełek i przed spożyciem gotowali. - Przyznaję, że pod koniec zaczynałem już tęsknić za łóżkiem, poza tym mój plecak nie był przystosowany do niesienia takiego ciężaru, ale to będzie nauka na przyszłość - dodaje Igor .

Po drodze polska wyprawa spotkała jeszcze ośmioosobową grupę Czechów, która także wybrała się na trekking. To było jedyne spotkanie z ludźmi na tym odludnym terenie. Nasi podróżnicy spróbowali także kąpieli w Morzu Arktycznym.

- Te widoki zapierały dech w piersiach, widok ośnieżonych szczytów z oddali i fiordy... to wszystko sprawiało, że krajobraz wyglądał niesamowicie. Można uciec od cywilizacji i usłyszeć samego siebie - mówi Igor.

Jak przyznaje, po powrocie brakowało mu trochę tej ciszy i spokoju. Piotrkowianin chciałby jeszcze kiedyś wrócić w to miejsce, ale tym razem zimą. Ma wielki apetyt na kolejne podróże i snuje plany wyjazdu m.in. do USA.

Warto dodać, że uczestnicy wyprawy (Dawid, Jasiek i Tomek są harcerzami) postanowili włączyć się do akcji pomocy dla chorego Wojtusia z Łodzi, który cierpi na pęcherzykowe oddzielanie naskórka. Więcej o akcji przeczytacie na stronie pomocdlawojtusia.pl.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto