Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zamiast Kalinki wolę Dire Straits - rozmowa z Dariuszem Ślęzakiem, didżejem i wodzirejem sportowym

Grzegorz Maliszewski
Dariusz Ślęzak od trzech lat prowadzi zabawy z kibicami podczas Skoków Narciarskich na Wielkiej Krokwi w Zakopanem.
Dariusz Ślęzak od trzech lat prowadzi zabawy z kibicami podczas Skoków Narciarskich na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Archiwum prywatne
Z Dariuszem Ślęzakiem, didżejem i wodzirejem sportowym, o kibicowaniu, zbójnickim z Małyszem i ulubionych piosenkach siatkarzy, rozmawia Grzegorz Maliszewski.

Pamięta pan jak zaczęła się pana przygoda z muzyką?

Jeśli chodzi o pierwsze granie, to była to dyskoteka w Piotrkowie o nazwie "Bona". To było piętnaście lat temu. Podpatrywałem kolegów i wtedy postanowiłem, że zostanę didżejem. Później zdałem się już na własną intuicję. Miałem wtedy 16 lat.

Jak to się stało, że didżej Ucho trafił do sportu?

Zaczęło się od piotrkowskiej Concordii, której właściciel poprosił mnie, abym prowadził mecze. Pracy nie było za dużo, trzeba było przeczytać składy drużyn. Tak to się zaczęło. Później była piłka ręczna, czyli drużyna piotrkowskiego Kipera i w końcu Skra Bełchatów.

Na której mecze trafił pan trochę przez szczęśliwy zbieg okoliczności....

Polecił mnie masażysta drużyny, bo osoba, która była spikerem na meczach Skry, wyjeżdżała do Anglii i musiał ktoś ją zastąpić. Spotkałem się z prezesem Piechockim, po-prowadziłem na próbę mecz kobiet, spodobało się i tak to już zostało.

W Skrze pana rola ograniczała się do zapowiadania zawodników, czy od razu zachęcał pan kibiców do dopingu?

Moją rolą od początku była zabawa z kibicami. Klaskanie, śpiewy, bujanie się do rytmu muzyki. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ten styl kibicowania i moja osoba będą miały wśród części kibiców wrogów, ale jakoś to się wszystko udało i pracuję do dziś.

Trzeba odwagi, aby stanąć przed Kubą - Joanna Dobroszek o przygodzie zespołu Sweet Rebels w X-Factor

W Bełchatowie kibice są chętni do żywiołowego dopingu?

To nie jest tak, że Bełchatów nie jest chętny do dopingu. W każdej innej hali, jeśli drużyna przegrywa, to wszyscy zwieszają nosy na kwintę, a wówczas pomoc jest najważniejsza. Wtedy ja ruszam do akcji, bo muszę zachęcić kibiców, aby ci pomogli zespołowi.

Skra zdobyła już mistrzostwo po raz siódmy. Kibiców na mecze chodzi coraz mniej. Siatkówka spowszedniała?

Takie odnoszę wrażenie, że mają przesyt. Na meczach półfinałowych hala Energia może była wypełniona w 60 proc. Tak czasami sobie myślę, że jak inne miasto miałoby taką drużynę, tak świetnych zawodników, to każdy by chciał ich zobaczyć bez względu na przeciwnika. Przecież wiele miast zazdrości nam takiego zespołu.

Dziś trudno wyobrazić sobie mecze Skry bez didżeja Ucho. Jaką muzykę puszcza pan kibicom? Zaczynał pan od popularnych walczyków...
Muzyka musi być łatwa i przyjemna, aby kibice mogli się pobawić, pośpiewać i rozluźnić się. Na hali Skry postanowiłem już nie grać "Kalinki", ale proponować nową muzykę. Od dwóch lat na każdym meczu słychać największe przeboje danego wykonawcy. Staram tak się dobierać te utwory, aby pasowały do hali czy rangi spotkania.

Czyli tak trochę edukuje pan muzycznie kibiców siatkówki?

O to właśnie chodzi, aby kibice poznawali muzykę. Młodsi fani nie znają takiej klasyki jak chociażby Dire Straits. To jednak nie koniec. Szykuję już nowe niespodzianki.

Uchyli pan rąbka tajemnicy?

Od nowego sezonu na każdy mecz to zawodnicy będą szykować listę utworów. Na przykład podczas jednego meczu kibice będą słuchać muzyki, która towarzyszy w samochodzie Michałowi Winiarskiemu, a podczas innego Mariuszowi Wlazłemu. Po prostu kibice posłuchają ulubionej muzyki siatkarzy.

A jakiej muzyki słuchają siatkarze Skry?

Na przykład Michał Bąkiewicz uwielbia hip-hop, co do innych to nie będę zdradzał, bo popsujemy niespodziankę.

Na Skrze jednak pana praca się nie kończy?

Jako spiker prowadzę turnieje siatkówki plażowej w Jabłonkach czy nawet mecze piłki nożnej. Zdarzyło mi się na stadionie Widzewa prowadzić mecz oldboyów Polska - Real Madryt. I tam poznałem człowieka, który prowadzi skoki narciarskie w Zakopanem. Współpracujemy już od trzech lat.

I tak trafił pan na pożegnalną imprezę Adama Małysza w Zakopanem? Jak to było poprowadzić taką uroczystość?

Myślę, że niejeden spiker czy konferansjer marzy o tym. Największy sportowiec w historii, wspaniałe chwile, dla mnie było to wielkie wyróżnienie, byłem dumny, że mogłem po części poprowadzić taką imprezę, na której było kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Pod Wielką Krokwią ludzie bawią się lepiej niż na meczach siatkówki?

Niekoniecznie, bo po części przyjeżdżają tam też kibice siatkówki. Jednak to jest inna atmosfera, wszyscy jadą tam z nastawieniem śpiewu, tańca i zabawy na całego.

Zbójnickiego z Małyszem na scenie pan zatańczył podobno? Wszystkie telewizje to pokazywały.

Adam na ten taniec nie był w ogóle przygotowany. Dołączył do nas, kiedy już zaczęliśmy tańczyć na scenie, bo skończył udzielać wywiadu dla telewizji. Wszyscy na scenie tańczyli, to i on musiał. Później spotkaliśmy się jeszcze na wspólnej imprezie, gdzie byli wszyscy skoczkowie. Była okazja porozmawiać, to normalny facet, z którym o wszystkim można pogadać. Łza na pożegnaniu mi jak i wszystkim kibicom zakręciła się w oku.

Bełchatowianie, których ogląda cała Polska

Bycie wodzirejem na imprezach sportowych może być sposobem na życie?

Jeżdżę po całej Polsce, prowadzę turnieje piłki nożnej dla dzieci, siatkówkę, skoki narciarskie. Cały czas coś się dzieje. Nudzić się nie można i to jest fajne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na piotrkowtrybunalski.naszemiasto.pl Nasze Miasto